Podzielona na trzy części, trwająca nieco ponad godzinę, koszmarna muzyczna opowieść, o tym, jak bardzo muzyka potrafi sprawić, aby człowiek się bał. Muzyka, która niezwykle działa na psychikę i wyobraźnię człowieka. Każdy jej dźwięk ma za zadanie budować klimat, który trzyma słuchacza w napięciu oraz niepewności. Nigdy nie wiadomo, czy nagle coś się nie stanie..., to jak naprawdę dobry horror. To bardzo dobre określenie. Continuum, część pierwsza, to muzyczny odpowiednik filmowego horroru, ale takiego z naprawdę najwyższej półki, a o taki w dzisiejszych czasach naprawdę ciężko.
Drzwi otwierają się przed nami, aby po chwili zamknąć. Nie ma już wyjścia. To jak droga bez powrotu. Zostajemy absolutnie samotni w miejscu niezwykle zaniedbanym, wręcz obskurnym. W zasadzie, chyba jest to jakaś bardzo stara, opuszczona fabryka. Nieważne co produkowała. Wyruszamy w głąb tego mrocznego miejsca. Wszystko, co jest dookoła nas, wszystko co nas otacza, to koszmar. Koszmar to w naszym położeniu słowo klucz. Strach jest nieodłącznym uczuciem podczas wędrówki po tym nieznanym nam, obcym miejscu. Każda, nawet najkrótsza chwila, przepełniona jest lękiem. Jest bardzo cicho i spokojnie, jednak wciąż czujemy się tu bardzo niepewnie. Tak naprawdę nie wiadomo, co nas tu spotka. Niby to najbardziej samotne miejsce, w jakim przyszło nam zaistnieć w naszym dotychczasowym życiu. Czy mamy jednak pewność, że jesteśmy tu sami? Niepokojące dźwięki dochodzące nas, w zasadzie nie wiadomo skąd, sprawiają, że nasze serce bije szybciej niż zazwyczaj. Tętno i oddech są przyspieszone. Z każdym momentem strach narasta w nas, powoli paraliżując każdą część naszego ciała. Umysł już dawno się wyłączył. Czujemy, jak mrok nas obserwuje. To tak, jakby ściany tego pomieszczenia miały oczy. Mijamy jeden z kolejnych zakrętów, dochodząc do małego podestu.
Widzimy drzwi. Podchodzimy do nich bardzo niepewnym krokiem i otwieramy je. Wchodzimy do nowego pomieszczenia. Idziemy przed siebie, patrząc z obawą w dal. Serce na chwilę zwalnia. A może po prostu przestało bić? W zasadzie to już go nie czujemy. Strach jest tak wszechobecny, że przestajemy czuć cokolwiek poza nim. Nie słyszymy własnych kroków. Nagle zdajemy sobię sprawę z tego, że w tym pomieszczeniu jest o wiele chłodniej niż w poprzednim. Nie mamy jednak zamiaru zawrócić..., to byłby duży błąd. Mimo, że tego nie wiemy, czujemy to. Nie mamy odwagi, aby cofnąć się, stanąć w miejscu, czy nawet odwrócić na chwilę głowę. Cały czas idziemy prosto. Nie ma żadnych zakrętów. Wciąż wąski, chłodny korytarz prowadzi nas w głąb dzikiego miejsca, z którego najchętniej już byśmy wyszli. Czyżbyśmy mieli ku temu okazję? Czy to już koniec naszego koszmaru związanego z tym przerażającym miejscem? Przed nami pierwszy, od momentu otwarcia drzwi, zakręt, a tuż za nim dość wysokie schody, które poprowadzą nas do zupełnie nowych drzwi. Czy to już ostatnie?
Powoli, nie spiesząc się, idziemy po schodach ku górze. Krok po kroku, dokładnie stawiając stopy na brudnych, metalowych schodach. Mocno trzymamy się zardzewiałej poręczy, brudząc sobie lewą dłoń. Prawa bezwładnie za nami podąża. Po chwili kładziemy ją na klamce i otwieramy drzwi. Ku naszej rozpaczy nie widać wyjścia. Wręcz przeciwnie. Kolejne, jeszcze mroczniejsze pomieszczenie. Czarne ściany, kojarzące się ze śmiercią, doprowadzają nas do obłędu. Idziemy prosto. Jest tu o wiele cieplej niż w poprzednim korytarzu, co jednak nie jest zbytnim pocieszeniem. Jeszcze jakieś dziesięć, może piętnaście metrów i zakręt. Nie wiemy, co się za nim kryje. W zasadzie zakręty są dwa, lecz my wiemy, że musimy iść w prawo. Dlaczego? Nie wiadomo. Coś nas ciągnie w tamtą stronę. Wchodzimy instynktownie w prawy zakręt, na lewy nie zwracając najmniejszej uwagi. Kilka kroków prosto i... nagle słyszemy jakiś głos..., jakby jakieś sapanie zmęczonego człowieka..., a może to nie człowiek..., serce zamarło. Oto moment kulminacyjny. Prawdziwa psychiczna rozpacz. Szaleństwo. Właśnie przekroczyliśmy granicę odczuwania strachu. Jest jeszcze większy niż do tej pory. Nawet nie zauważyliśmy, że stoimy w miejscu. Chyba pierwszy raz. Również pierwszy raz, patrzymy za siebie. Nikogo nie widzimy. Wciąż słychać dziwne odgłosy. Przystawiamy ucho do ściany. Tak. Zdajemy sobie sprawę, że głos ten dochodzi właśnie zza ściany. Jest więc szansa ucieczki. Przyspieszamy kroku. Idziemy o wiele szybciej niż do tej pory. Co chwilę potykamy się ze strachu, utrzymując jednak szybkie tempo. Wszystkie odgłosy przycichły. Po chwili nie słyszymy już nic. W końcu docieramy do kolejnych schodów. Te prowadzą nas jednak w dół. Nie zastanawiając się, szybko schodzimy. To jak schody do piekła. Otwieramy pospiesznie kolejne drzwi i wychodzimy. Zamykamy je za sobą i odruchowo włączamy światło przyciskiem, który znajduje się na ścianie, tuż za nimi. Tuż przed nami wyłaniają się z mroku dwie pary identycznych drzwi. Znów. Chwila zastanowienia... i wybieramy drzwi po lewej stronie. Wychodzimy, tym razem, wreszcie na zewnątrz.
Oczywiście każdy może mieć zupełnie inne wizje słuchając tej płyty. Jednak Vidna Obmana & Bass Communion - Continuum I to prawdziwy muzyczny horror, trzymający w napięciu od początku do końca. Muzyka piękna w swojej kategorii, mroczna i niezwykle wciągająca. Całości dopełnia koszmarnie dobra okładka, na której widać w oknie kawałek ludzkiej twarzy. Amerykańskie horrory nie mają przy tej muzyce szans. W końcu... nie trzeba widzieć, aby się bać...