Lamb Of God jest zespołem, za którym nigdy nie przepadałem. Ich muzyka wydaje mi się być powtarzalna, monotonna, nie wnosząca niczego nowego do dzisiejszego metalu. Są jednak tacy, którzy uważają zespół z Richmond w stanie Virginia, za jeden z ważniejszych dla tak modnego obecnie gatunku, jakim stał się metalcore. Muzyka tego bandu ociera się oczywiście o groove jednak chyba spokojnie możemy zaliczyć ich do szerzej pojętego gatunku, którym jest właśnie metalcore. Niezmiernie wynudziłem się słuchając powstałej w 2004 roku "Ashes Of The Wake". W zasadzie tylko tytułowa kompozycja wypadła pozytywnie na tle nudnej, ciągnącej się płyty, na której to przygodę z owym zespołem zakończyłem. Dwa lata później powstał album zatytułowany "Sacrament", a po kolejnych trzech latach pojawiło się najnowsze dziecko Lamb Of God, "Wrath". Tym razem postanowiłem znów spróbować i "powalczyć" z najnowszym płodem Amerykanów.
Zaczyna się całkiem pozytywnie. Już po pierwszym wysłuchaniu instrumentalnego wstępu zatytułowanego "The Passing" stwierdziłem, że jest lepiej niż przeciętnie, co w przypadku tego zespołu już wydaje mi się niemałym sukcesem. Potem mamy "In Your Words" i wciąż jest naprawdę nieźle. Co prawda, nie ma w tym nic powalającego, dużo energii, szybkie tempa, zwykła metalowa jazda, jednak szczerze mówiąc całkiem przyjemnie słucha mi się tego albumu. Do tego dochodzi kolejny plus w postaci solówek, a najlepszą z nich otrzymujemy chyba w "Grace". To zresztą obok "In Your Words" i "Set To Fail" jeden z lepszych kawałków. Może nieco nudniej robi się w "Contractor", jednak wynagradza nam to kolejny na płycie "Fake Messiah". Na koniecdostajemy trwający ponad siedem minut "Reclamation". To chyba najbardziej przemyślana kompozycja, nie kojarząca mi się raczej z wcześniejszymi dokonaniami zespołu.
"Wrath". Sam tytuł podpowiada jaki powinien być ten album. I tak też jest. Faktycznie otrzymujemy dużą dawkę mocnych brzmień otoczonych dobrym wokalem wyrzucającym z siebie nic innego, jak właśnie tytułowy gniew. Tym razem nie nudziłem się tak bardzo podczas słuchania Lamb Of God, co mnie ogromnie cieszy. Oczywiście nie jest to album nadzwyczajny, wgniatający słuchacza w ziemię, magiczny i fascynujący. To po prostu całkiem niezły album, którego można czasem posłuchać w wolnej chwili. Jak dla mnie całkiem pozytywne zaskoczenie tego roku, gdyż to naprawdę kawałek przyzwoitego grania.