skład:
Jon Anderson – Vocals, Keyboards; Trevor Rabin – Guitars, Vocals; Tony Kaye – Keyboards; Chris Squire – Bass Guitar, Vocals; Alan White – Drums, Percussion oraz Casey Young – Keyboards
Ocena:
4 Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
29.01.2009
(Recenzent)
Yes — 9012 Live: The Solos
“9012 Live: The Solos” to pamiątkowy minialbum z trasy promującej album “90125”. Zawiera fragmenty dwóch koncertów grupy: dwa utwory z „90125” zarejestrowane na koncercie w Edmonton oraz solowe popisy poszczególnych muzyków grupy, nagrane podczas koncertu w Dortmundzie.
Część zespołowa nie budzi specjalnych zastrzeżeń: fajnie zagrane na żywo „Hold On” i „Changes”, przyzwoicie wykonane (choć Rabin trochę przesadza z efekciarstwem). Osią albumu są jednak rejestracje solowych „okienek” poszczególnych muzyków.
Tony Kaye… no cóż, wirtuozem to on nigdy nie był. Z Yes/Cinema związał się dość luźno, na pewien czas zresztą zastąpił go Eddie Jobson, na koncertach dodatkowe partie dogrywał anonimowo zza sceny Casey Young. Jego „okienko” wypada bardzo blado, trudno tu nawet mówić o jakiejś partii solowej, bardziej przypomina to próbę dźwięku przed koncertem: jakieś pojedyncze dźwięki, czasem z efektami, króciutkie melodyjki syntezatora, wrzucony w to wszystko motyw z muzyki klasycznej… Wypada to bardzo słabo. Trevor Rabin w swoim gitarowym okienku wypada całkiem fajnie, choć mało yesowo: takie gitarowe granie trochę zatrącające smooth jazzem, dobrze pokazuje, że Trevcio warsztat gitarowy ma naprawdę na dobrym poziomie. Anderson śpiewa, akompaniując sobie na syntezatorze, „Soon” – ale brzmi to, jak chłopak brzdąkający na ulicy „Wish You Were Here” na gitarce akustycznej: z przejmującego, majestatycznego, bogatego brzmieniowo utworu zostaje plimkanie (uproszczonego) głównego motywu na klawiszu i śpiew Jona… Chris na początek gra na przesterowanej gitarze basowej „Amazing Grace”, po czym efektownie popisuje się wraz z Alanem, w długim instrumentalu wykorzystując motywy z „The Fish”, „Tempus Fugit” i „Sound Chaser”. I ta właśnie popisówka wypada najlepiej: Squire brzmi brudno, ostro, jak za dawnych dobrych Yesowych czasów, Alan też efektownie kombinuje na perkusji… Dobry finał.
W sumie: taka sobie ciekawostka dla maniaków Yes. Dobrze pokazuje wszystkie mocne i słabe punkty Yes lat 80.