ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Deep Purple ─ Shades Of Deep Purple w serwisie ArtRock.pl

Deep Purple — Shades Of Deep Purple

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1968
 
1. And the Address [4:38]
2. Hush [4:24]
3. One More Rainy Day [3:40]
4. Prelude: Happiness, I'm So Glad [7:19]
5. Mandrake Root [6:09]
6. Help! [6:01]
7. Love Help Me [3:49]
8. Hey Joe [7:33] Bonus track: 9. Shadows [3:38]
10. Love Help Me (instrumental version) [3:29]
11. Help! (alternative version) [5:23]
12. Hey Joe (BBC version) [4:05]
13. Hush (live USTV version) [3:53]
 
Całkowity czas: 64:01
skład:
Rod Evans – vocals / Ritchie Blackmore – guitars / Jon Lord – keyboards, organ / Nick Simper – bass guitar, backing vocals / Ian Paice – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,2

Łącznie 25, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
02.10.2008
(Recenzent)

Deep Purple — Shades Of Deep Purple

A long, long time ago...
I can still remember
How that music used to make me smile

To cytat z utworu American Pie Dona McLeana. Skąd zatem takie słowa w recenzji debiutanckiego albumu grupy Deep Purple? To w sumie oczywista oczywistość – koniec lat 60-tych to jeden z piękniejszych okresów muzyki rockowej. Nadal wywołujących uśmiech na twarzy wielu słuchaczy.

Ale, po kolei. Debiutancki album słynnej brytyjskiej grupy rockowej - Shades of Deep Purple zaczyna się od rockowego, rozimprowizowanego …And the Adress. Niby niecałe pięć minut grania, a dzieje się w tym nagraniu tyle, że można dostać dreszczy. Jedna z lepszych kompozycji zespołu zaczyna się od … charakterystycznego brzmienia organów Jona Lorda, po czym wchodzi podająca ostry riff gitara. Zespół wygrywa sobie kilka następujących tematów, gitara ciągnie melodię, a pozostali instrumentaliści dokładają swoje przysłowiowe „trzy grosze”. Świetny, energetyczny początek.

Zaraz po nim – przebojowa kompozycja Joe Southa – Hush. Świetny kawałek, nie zestarzał się ani trochę, a delikatny śpiew Roda Evansa połączony z dyskretnie akompaniującą gitarą nadal zachwyca swoją przebojowością. Mimo, że zespół postarał się w nim umieścić sporo znaków tamtych czasów: rozwydrzone, wszędobylskie solówki organowe Lorda połączone z śpiewem na głosy a’la Radio California. Po prostu doskonałe nagranie.

One More Rainy Day - kompozycja Roda Evansa i Jona Lorda. Charakterystyczne dla końca lat sześćdziesiątych nagranie. Nie wyróżniające się wśród innych kompozycji na albumie, ani też nie odstające zbytnio. Po nim zaczyna się Happiness – znowu kompozycja zespołu, tym razem będąca preludium do covera słynnego nagrania amerykańskiego bluesmana Curtisa "Skip" Jamesa. I’m So Glad, spopularyzowane co prawda przez Cream, Purple zaprezentowali w bardzo ciekawej wersji. Osoby znające czy to oryginał, czy to wersje Creamów nie będą zawiedzione.    

Mój ulubiony kawałek z tego albumu to Mandrake Root. Słynny Korzeń Mandragory na koncertach z lekko jazz-rockowego kawałka przemieniał się w istny wulkan improwizacji. Wystarczy wsłuchać się w płytę koncertową Scandinavian Nights, na której – już z innym wokalistą i basistą – zespół zmienia się ten utwór w kilkudziesięciominutowe arcydzieło. Jednak wersji studyjnej nie brakuje niczego. Przeciwnie, każdy z muzyków daje tu z siebie wszystko, dzięki czemu obcujemy ze sztuką najwyższej próby.

A potem zupełnie różny od oryginału beatlesowski Help (sporo osób będzie zaskoczonych, co Purple zrobili z tym nagraniem), no i oczywiście równie zmieniony (no, może ciut mniej jednak) hendrixowski Hey Joe. Wstawiona między te dwa covery kompozycja Blackmore’a i Evansa brzmi bardziej beatlesowsko, niż wcześniejszy cover. I idealnie pasuje do całej koncepcji albumu.

Shades Of Deep Purple mienią się już odcieniami naprawdę ciekawej purpury. Debiutancka płyta pozwala mieć nadzieję, że muzycznie zespół osiągnie bardzo wiele. I dziś, gdy z perspektywy czasu widzimy, jak losy Deep Purple się potoczyły, z przyjemnością można posłuchać ich bardzo dobrego debiutu. Nagranego w czasach, gdy biali wykorzystując czarnych toczyli wojnę z żółtymi o ziemię, którą chcieli zabrać czerwoni. J

Świetna płyta, warto po nią sięgnąć.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.