ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Domain ─ ...From Oblivion... w serwisie ArtRock.pl

Domain — ...From Oblivion...

 
wydawnictwo: Apocalypse Production 1999
 
1. whispered in the dark [4:48]
2. supernatural [2:49]
3. the maklu spell [1:09]
4. sunless domain [5:15]
5. ritual combat [3:49]
6. asymmetrical megalith [1:38]
7. deathmaker [3:53]
8. fall into decay [6:53]
9. devilri [5:34]
10. the enter [3:44]
11. nar mattaru [3:55]
12. whispered in the dark (remix) [3:27]
13. unholy existence (live) [3:31]
14. ritual combat (live) [3:34]
 
Całkowity czas: 53:59
skład:
Paul – voice, guitar; Dominic – guitar; Mike – bass guitar; Mittloff – drums, percussion..
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 6, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
13.08.2008
(Gość)

Domain — ...From Oblivion...

Jak to jest w zespołach, jedni odchodzą, drudzy przychodzą, czasem oznaki życia zanikają, aby w najmniej spodziewanym momencie powrócić i to w podejrzanie odmienionej postaci. Dokładnie to samo mamy w przypadku Domain (lub jeśli ktoś woli – Pandemonium), które po czterech latach od “pandemonium” zaskoczyło intensywnie wątpiących fanów.

Z pozoru wszystko jest po staremu, krążek jak krążek, gwiazda na mrocznej okładce, pierwsze dźwięki wgniatają słuchacza w fotel lub w ścianę, jeśli nie zdążył jeszcze usiąść i tu otwiera się świat nowości. Po mocnym wejściu na chwilę zespół zwalnia, to już nie ten głos, może lata robią swoje, ale nagle gitara chowa się gdzieś w tle, odrobinę rzęzi, a na pierwszy plan wysuwa się akustyk wygrywający coś nieco orientalnego.

I trzeba sobie jedną rzecz jasno powiedzieć – to już nie jest metal, a przynajmniej nie w tradycyjnym rozumieniu. Mamy tutaj do czynienia z muzyką na pewno ciężką, różnorodną, inteligentną, oryginalną i ciekawie wyprodukowaną. Materiał jest równy, mastering aż się prosi o pochwałę i warto zwrócić uwagę na selektywne brzmienie mające w sobie coś nawet z industrialu (chyba najbardziej odczuwalne w przypadku “nar mattaru”).

divine resurrection

ancient condemnation

from the within of the great centre

Wracając do utworów: “whispered in the dark” jest wyjątkowy ze względu na swój klimat, dziwny, niepowtarzalny, trochę oniryczny, pozbawiony bezpośredniej agresji, której można było się spodziewać wstępnie po tym wydawnictwie. Równie wielką kompozycją i zapełniającą tę agresywną lukę jest “ritual combat”, a niedługo po nim “deathmaker” wręcz do przesady ociekający basami. Znacznie wyróżnia się też “fall into decay”, tutaj z kolei muzyka epatuje niebezpieczną dawką smutku, gdzieś tam w głębi wydają się być ukryte prawdziwe rany. Taki powolny walec, który wręcz zmusza do zatrzymania się na chwilę i zamyślenia się, wygrzebania czegoś osobistego z własnej przeszłości. W końcu to:

rainy day when

long journey to this grace

rainy day when

fall into decay

Dla mnie bezwzględny numer jeden albumu.

I przy tym natłoku naprawdę solidnego riffowania trzeba zwrócić uwagę na dwie kompozycje z kultowego “devilri”. Tym razem pod nóż trafiły “sunless domain” i “devilri” – efekt co najmniej ciekawy. Najkrócej ujmując dla mnie jest to po prostu podkreślenie wielkości debiutu Pandemonium, że utwory brzmiące wtedy tak odmiennie, odtworzone w nowych realiach wciąż się bronią w pięknym stylu i nadal porażają; nie czuć tego, że powstały niemal dekadę wcześniej. Świecą jasno, promienieją, nic złego o nich nie można powiedzieć. I niewiarygodnie mnie cieszy, że mój ukochany, nieziemsko ciężki i wolny “devilri” przy takim wyprodukowaniu gitar nie stracił zupełnie nic ze swojej potęgi i majestatu.

kingdom hidden before the sun

dreaming about awakening

kingdom hidden before reality

gods waiting for their time to come

Chciałem też pochwalić zespół za te krótkie przerywniki jak “maklu spell” czy “asymmetrical megalith” wnoszących chwile wytchnienia i budujących piękny, a jednocześnie mroczny nastrój. Ciekawy oraz przynoszący ukojenie jest instrumentalny i akustyczny utwór “the enter”, dla mnie właściwie zamykający płytę. Po ostatnim regularnym utworze na płycie dostajemy jeszcze remiks “wshispered in the dark”, którego można się odrobinę czepiać, ale to przecież dodatek. Jednak te dźwięki czasem każą mi się zastanowić jakby to brzmiało, gdyby całą płytę poddać takiemu procesowi mającemu w sobie coś z rozmycia. Obecne też na albumie dwie kompozycje zarejestrowane na koncercie nie są nagraniami pierwszej jakości, więc je traktuję po prostu jako w sumie miłą niespodziankę dla fanów. (Niespodziankę, która niestety nie oddaje energii wytwarzanej na koncertach tego zespołu.)

rabisu ilu

ettemu

lamashtu

narmattaru

Podsumowując: Domain wyszło z czegoś w rodzaju impasu, po albumie “pandemonium” i robi to z podniesioną głową, nie bojąc się “łowów w nowych lasach”. Nie wszystkim musi podobać się brzmienie płyty, tak jak miejscami można kręcić nosem, że tego basu jest aż niezdrowo dużo lub też że wokal Pawła odbiega od pewnych metalowych standardów lub standardów jakichkolwiek. Specyficzny rodzaj chrypki, efekt “zdartego gardła”, który z czasem jeszcze się wyrobi i nabierze bardziej złowieszczego charakteru z nutką niepowtarzalności.

“...from oblivion...” to po prostu kawał dobrej muzyki dla ludzi otwartych, lubiących ciężkie granie z odrobiną ekscentryzmu.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.