Ogromna ilość nowej muzyki, jaka dociera do nas każdego dnia, nie pozwala czasami na sięgnięcie do płyt, które swoje premiery miały jakiś czas temu. Nowe edycje starszych albumów mobilizują do powrotu do dawnych dźwięków i pozwalają niekiedy odkryć je ponownie. Tak właśnie jest nowym wydaniem płyty „Reincarnations”, która pierwotnie światło dzienne ujrzała w 2002 roku. Długi czas nie wracałem do tego krążka i tegoroczna edycja zmobilizowała mnie do bliższego przyjrzenia się jemu.
„Reincarnations” był 8 lat temu albumem zespołu już ukształtowanego, świadomego tego, co chce. Po debiutanckim falstarcie i świetnej „Vocandzie”, grupa okrzepła, poczuła się pewniej i nagrała przemyślany i w pełni profesjonalny krążek, mogący zaspokoić gusta każdego fana wysublimowanych, progresywnych dźwięków. W kontekście tej reedycji, używając wyrazu „przemyślany”, powinienem pewnie ugryźć się język. No bo jak napisał w zapowiedzi albumu sam Kramarski – jednym z motywów wydawniczego powrotu do „Reincarnations” była chęć odświeżenia pierwotnej koncepcji albumu, która nie znalazła swojego odbicia w pierwszym wydaniu.
Ten pierwszy pomysł, rozbijający suitę „The Casino Of Love” na trzy niezależne kompozycje („The Casino Of Love”, „Eternal Tale” i „My Life Domino”) jest dziś dla lidera Millenium bardziej naturalny. I chyba dobrze. Każdy z tych trzech kawałków broni się sam, spełniając swoją rolę w zupełnie przetasowanym zestawie utworów. „Eternal Tale” jest teraz swoistym wyciszeniem między „przebojowymi” i bardziej żwawymi „Reincarnations part II & III” i „Higher Than Me”, zaś „My Life Domino” (tu w alternatywnej wersji, zaprezentowanej wcześniej na kompilacji „7 Years”), jak przystało na progresywny krążek, wieńczy całość motywem melodycznym, który pojawił się już w samym sercu albumu („The Casino Of Love”). Żeby było jasne – miłośnicy suity dostali ją w formie bonusu. Kończąc wątek odmienności, warto wspomnieć, iż na tej nowej edycji znalazła się inna wersja utworu „Hundreds Of Falling Rivers”, pojawiła się też nowa szata graficzna, ze zmienioną okładką i gustownym digipackiem.
„Reinkarnacje” (przypomnę, że to jedyna w historii płyta Millenium, która ukazała się w dwóch wersjach językowych – polskiej i angielskiej. Ta reedycja powraca do tej drugiej wersji, choć w „My Life Domino” Łukasz Gall śpiewa także w naszym ojczystym języku) są płytą zupełnie inną niż albumy składające się na „millenijną trylogię”, czy nawet ostatni „Exist”. Mniej tu wielowątkowości, instrumentalnych popisów, zmian klimatów i nastrojów. To raczej zbiór piosenek i urzekających melodycznych motywów (to być może pod względem melodii najbardziej chwytliwa rzecz krakowian). Zbiór pełen utworów utrzymanych w neoprogresywnym stylu, zagranych z wielkim pokłonem, choćby dla Pink Floyd. Najbardziej oczywistym staje się to w króciutkim „Reincarnations part 1”, czy w drobnym gitarowym solo wciśniętym w „Gold Is In Your Mind”. Nietrudno usłyszeć w nich Gilmoura z okresu „The Division Bell”. Ładne tematy otrzymujemy także w nastrojowym „He’s Hearing Me” i w jednym z moich ulubionych numerów z tego albumu, „Hundreds Of Falling Rivers” (daj Boże dziś młodym progresywnym kapelom tworzyć tak nośne a przy okazji niebanalne piosenki!). Dobrym wyborem było umieszczenie na samym początku „Light Your Cigar”, bardziej reprezentatywnie wprowadzającego w ten bardzo stonowany, na swój sposób delikatny album.
W zespołowej sondzie zamieszczonej w dodatkach DVD „Back After Years” Ryszard Kramarski wymienił „Reincarnations” wśród najrzadziej i najmniej chętnie słuchanych przez niego płyt Millenium, co doskonale koresponduje z faktem wydania tego albumu w takiej formie. Jednak dla dwóch innych muzyków zespołu, w tej samej odpytywance, to… ulubiony album. Cóż, z pewnością warto sprawdzić kto ma rację.