ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Magellan ─ Innocent God w serwisie ArtRock.pl

Magellan — Innocent God

 
wydawnictwo: Muse Wrapped 2007
 
1. Invisible Bright Man (6:20)/ 2. My Warrior (6:53)/ 3. Innocent God (9:22)/ 4. Found (6:56)/ 5. Who To Believe (5:15)/ 6. Sea Of Detail (6:02)/ 7. Slow Burn (4:37)
 
Całkowity czas: 45:25
skład:
- Trent Gardner / keyboards, vocals; - Wayne Gardner / guitar, bass guitar; - Robert Berry / a long list of familiar instruments
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,3
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,6
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,4

Łącznie 17, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
27.09.2007
(Recenzent)

Magellan — Innocent God

 

 Kilka miesięcy temu ukazała się nowa płyta Magellan i pewnie znowu dostanie kiblowe noty, jak dwie poprzednie. Wydaje mi się, że branie pod obcasy kolejnych dokonań braci Gardnerów staje się nową, świecką tradycją. Dlaczego? Kiego czorta? Nie wiem. Wiem. Nie wiem i wiem. Nie wiem – bo poprzednie płyty były moim zdaniem zupełnie dobre. Nie zauważyłem żadnych różnic w kondycji zespołu , a jeżeli - to na plus. Wiem – Magellan to jeden z pionierów heavy-progressivu/prog-metalu. “Hour of Restoration” i “Impending Ascention” cieszą się dużym szacunkiem fanów gatunku. Ale od kilku płyt zespół zaczął się zmieniać. Najpierw na “Hundred Years Flood” – złagodniał i odhałasił się. Nikt się tego nie czepiał, bo główną część tego albumu stanowiła rewelacyjna suita “The Great Goodnight”. Na “Impossible Figures” do tego uprościli nieco swoją muzykę i posypały się bęcki. Moim zdaniem jak najbardziej niesłuszne. Tak z rozpędu dostało się i kolejnej “Symphony for Misanthrope” i też nie wiem za co, bo było momentami głośniej i była bardzo dobra suita “Cranium Reef Suite”. Prawdopodobnie chodzi o to, że jak to się mówi zespół “zdradził”. Ci , którzy przyzwyczaili się , że w muzyce Magellana było sporo metalu, nie mogą wybaczyć dość radykalnych zmian w ich muzyce. No to dla nich nie mam dobrych wiadomości. Magellan z metalem już się nie krzyżuje. Jedyne ostrzejsze dźwięki chyba tylko “Slow Burn”, ale to raczej hard-rockowy numer, a nie metalowy. I dobrze.

Wydaje mi się , że muzycy stwierdzili , że gatunek doszedł do ściany i jego rokowania na dalszy rozwój nie są pomyślne. Ale nie ma się co bać , że zespół przestawił się na jakieś klymat-metalowe plumkanie. Większość utworów z “Innocent God” to kompozycje dynamiczne, zagrane z rockową werwą zaśpiewane pełnym gardłem przez Trenta Gardnera, z typowym dla niego frazowaniem. I tylko jedna ładniutka ballada, bardzo kameralna – głos, fortepian i sekcja smyczkowa (nie ważne, czy podrabiane, czy “żywe”)..

 Często się Magellanom zdarzało, że robili trochę za dużo hałasu, nie że było za głośno, tylko niekiedy było w ich kompozycjach za dużo dźwięków, jakieś niepotrzebne dygresje, muzyczne ornamenty wiszące w powietrzu – ni przypiął, ni wypiął. Po raz pierwszy cała płyta jest muzycznie uporządkowana – żadnego zbędnego dźwięku. A zespół dalej zachował cechy swojego stylu – charakterystyczny śpiew Trenta Gardnera i przywiązanie do programowanej perkusji. Na “Impossible Figures” w utworze “A World Groove” pojawiły się “plemienne” rytmy i zdaje się, że spodobał im się ten pomysł, bo na nowej płycie możemy coś podobnego znaleźć przynajmniej w dwóch utworach. Pierwsze cztery utwory to typowy Magellan – z rozmachem, głośno z charakterystycznymi rytmami, nie do końca rockowymi. Wszystkie cztery są bardzo dobre, ale mi najbardziej podobają się “My Warrior” i tytułowy. “Found” jest też wyśmienity, w nim bardzo dobrze sprawdzają się plemienne bębny . Dla uspokojenia dostajemy potem wspomnianą balladę “Who to Believe” . Finałowy “Slow Burn” nie jest utworem typowym dla Magellana, po raz pierwszy pojawia się na płycie tej formacji typowo hard-rockowy numer, taki jak przed trzydziestu laty za Wielką Wodą się nagrywało. Trzeba się nieco do niego przyzwyczaić, bo dosyć nietypowy jak na tą grupę utwór. I chyba nawet z “żywym” perkusistą.

 Do niedawna moja ocena tego albumu nie była bardzo entuzjastyczna. Dalej nie jest. Ale pewnego dnia zdarzyło mi się, że posłuchałem sobie tego krążka kilka razy. Coś mi się jej z discmana nie dawało wyciągać. Raz, drugi, trzeci. Nosz kredą w kominie zapisać! Takie rzeczy zdarzają mi się sporadycznie. I coraz bardziej mi się podobała. Powoli awansuje do miana jednej z lepszych płyt tego roku w moim prywatnym rankingu. “Innocent God” jest najbardziej dopracowanym i przemyślanym albumem grupy. Na pewno to jedna z lepszych płyt Magellana. Myślę, że najlepsza od czasu debiutu. Muzycznie nie raz bywało lepiej, ale zwykle nie na całej płycie. Na “Impending Ascension” są “Estadium Nacional”, albo “Waterfront Weirdos”, ale potem napięcie leci w dół. Na “Hundred Year Flood” jest rewelacyjna suita , ale prawdę mówiąc - tylko ona. Natomiast “Innocent God” jest równy. Cieszy mnie to , że zespół ustabilizował formę, bo już trzecia płyta z rzędu bez większych wahnięć formy, i kolejna płyta, przy której klawisz “skip” na odtwarzaczu nie jest potrzebny.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.