ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Europe ─ Secret Society w serwisie ArtRock.pl

Europe — Secret Society

 
wydawnictwo: Sanctuary Records 2006
dystrybucja: Mystic
 
1. Secret Society [3:34]/2. Always the Pretenders [3:53]/ 3. Love Is Not The Enemy [4:17]/ 4. Wish I Could believe [3:33]/ 5. Let The children pray [4:10]/ 6. Human after all [4:12]/ 7. The Getaway plan [3:51]/ 8. A Mothers son [4:47]/ 9. Forever traveling [4:10]/ 10. Brave and beautiful soul [3:46]/ 11. Devil sings the blues [5:22]
 
Całkowity czas: 46:03
skład:
Joey Tempest – voc, guitars/ John Norum – guitars/ John Leven – bass/ Mic Michaeli – keyboards/ Ian Haugland - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,22

Łącznie 33, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
28.12.2006
(Gość)

Europe — Secret Society

Kończący się 2006 nie zaskoczył za bardzo znakomitymi produkcjami. Ot zaledwie parę płyt zasługuje na miano „wybitnych”. Gdzieś na uboczu, poza głównym nurtem sprzedawanym nam przez tzw. majorsów powstały ciekawe rzeczy (jak np. najnowsze dzieło Sylvan).
Te jakby „niechciane” i nieoczekiwane. Te, o których się nie mówi zbyt wiele i na które czekają tylko nieliczni. Za którymi nie stoi marketingowa machina.

Rok 1986 był przełomowy i wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że skończyłam 10 lat. To byłoby kiepskie wytłumaczenie. W 1986 roku zaczęłam świadomie odbierać muzykę. Świadomie, czyli zaczęłam SŁUCHAĆ, nie tylko oglądać płytotekę starszych sióstr i rodziców. Przede wszystkim jednak zaczęłam profesjonalnie używać obiektu westchnień wszystkich dzieciaków, czyli magnetofonu Kasprzaka na licencji Grundiga :-). Nie było Internetu, nie było mp3, nie było płyt. Nagrywało się z radia. Nie to, co teraz. Nie zamierzam pouczać dzisiejszej młodzieży i snuć opowieści starego muzycznego wiarusa, ale gdy masz 10 lat i zdobywasz coś wyjątkowego, czujesz się jak pogromca bieguna. A tak było w przypadku Europe.

Kto z was nie pamięta znakomitego klawiszowego pasażu The Final Countdown (łapki do góry). Dziękuję wszyscy znają i pamiętają. Podobizny Joeya Tempesta (z „Zielonego Sztandaru” – mieli jak na tamte siermiężne czasy niezły papier) wisiały w wielu dziewczęcych pokojach (w moim przypadku Joey rywalizował z Michaelem Praedem). Ale jak to bywa: łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Zespołowi udało się nagrać jeden z utworów wszech czasów, znakomity hit, a klawiszowego motywu tej klasy nadal szuka Clive Nolan. I jak to bywa z autorami jednego przeboju, zespół podryfował donikąd, stając się dla jednych kwintesencją muzycznego obciachu i pudel-metalu, a dla innych (w tym dla mnie) niespełnioną muzyczną nadzieją.
Po kilkunastu latach powrócili w wielkim stylu. Wydany w 2004 roku Start From The Dark zaskoczył nie tylko fanów zespołu. Zagrali ostrzej, bardzo nowocześnie, z jajem i przede wszystkim ciężej. Wraz z powrotem Johna Noruma odżyła muzyka Europe. Ten znakomity gitarzysta posiada przede wszystkim dar pisania świetnych utworów, a tego Europe po prostu brakowało.

Na początku zagwozdka. Świetna okładka autorstwa Storma Thorgersona. A skoro Storm to...Nie, Europe nie zaczęło grać rocka progresywnego. Na szczęście nie znajdziemy na Secret Society wielowątkowych, rozbudowanych kompozycji oraz zaangażowanych opowieści o pokręconych bohaterach. Utwory zgromadzone na albumie to najwyższej próby, klasyczny hard rock. Bardzo melodyjny, mięsisty, „do przodu”. W sam raz do samochodu i imprezy. Muzycznie jest fantastycznie, tak jak nigdy dotąd w historii Europe. Powiem tak, miejscami ten krążek bywa naprawdę przepełniony ciężkimi riffami! Tak, dobrze czytacie. JEST CIĘŻKO I MELODYJNIE ZARAZEM. Uwielbiam takie granie. Okraszone znakomitymi solówkami Norma, świetne melodie. Posłuchajcie chociażby Love Is Not The Enemy. Piękny, orientalny gitarowy motyw miażdży i nokautuje niczym Tyson. Do tego znakomita melodia oraz fantastyczne zwolnienia i zapętlenia utworu. Przy odrobinie promocji Europe ma gotowy hicior i koncertowy killer. Ale takich perełek zgromadzonych na Secret Society jest znacznie więcej! Może nie aż tak kopiących cztery litery jak wymieniony powyżej, bo są to utwory o innym ciężarze gatunkowym. Weźmy na warsztat ballady Wish I Cold Belive, czy jeszcze piękniejszą, chwytającą za serce, chyba autobiograficzną A Mothers Son. Piękny klawiszowy pasaż, delikatne oniryczne gitary, świetny – lekko łamiący się głos Tempesta w refrenach sprawiają, że utwór ten powinien poruszyć nawet skałę. Let The Children Pray, któremu uroku w końcówce dodają fantastyczne solówki oraz „modlitewny-pinkfloydowy” chórek dziecięcy również powinien się podobać. Devil Sing the Blues –hołd Europe dla Led Zeppelin. Tempest “plantuje” niesamowicie. Utwór zaczyna się genialnym, lekko „mandarynkowym” motywem. Świetna zwrotka, kapitalny refren, niesamowicie długie solo Noruma i to wszystko. Zaledwie 46 minut znakomitej muzycznej zabawy:)

Nie wiem, czy muzycy Europe podpisali pakt z diabłem, ale coś mi się wydaje, że znów znaleźli sposób na pisanie dobrych kompozycji. Zauroczyłam się tą płytą. Powód jest banalnie prosty. Potrafiła porwać mnie bezgranicznie. Tego właśnie oczekiwałam. Nie pseudointelektualnego zadęcia, tak bardzo charakterystycznego dla rocka progresywnego, ale prostych, motorycznych, świetnie zagranych i zaśpiewanych trzyminutowych utworów. Plakatu Joeya oczywiście nie będę już wieszać bo w tym wieku już nie wypada, ale wracać do Secret Society będę wracać z przyjemnością.

By grać świetny motoryczny hard rock niepotrzebne są suszarki do włosów i spodnie ze spandexu, stąd też te „obiekty” poszły w odstawkę, jako relikt dawnych czasów. Solidna muzyka nie potrzebuje dodatkowych gadżetów. Obroni się sama. Gdybym miała najnowsze dzieło Europe certyfikować, znaczek Q z pewnością znalazłby się na okładce Secret Society.

Gdy odpaliłam Secret Society znajomym oniemieli: Europe, to oni jeszcze żyją? Żyją, mają się świetnie pod względem artystycznym i nie wybierają się na muzyczną emeryturę.

Mijający 2006 rok był okresem szwedzkiego muzycznego potopu. Rok 2007 zapowiada się podobnie. Ciekawe, co zaprezentują, młodsi od Europe o całe muzyczne pokolenie, chłopcy z Pain Of Salvation.
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.