Saga to starzy rockowi wyjadacze, obecni na rockowej scenie od prawie trzydziestu lat. Jak Rush pochodzą z Kanady i grają rocka, ale na dobrą sprawę tutaj podobieństwa się kończą. Muzyka Sagi to cos pomiędzy hard-rockiem i rockiem progresywnym , ze pewnymi wpływami amerykańskiego AOR. W latach osiemdziesiątych zespół cieszył się spora popularnością w Ameryce i Europie (szczególnie w Niemczech). Czasy największej komercyjnej chwały odeszły, to zespół mimo różnych zawirowań personalnych ma się całkiem nieźle. Dość regularnie nagrywa nowe płyty, koncertuje. I po raz kolejny w ostatnich kilku latach mamy nowe wydawnictwo koncertowe grupy (biorąc pod uwagę też DVD). „The Chapters Live” ma charakter przekrojowy, przez całą dyskografię zespołu. Niezły pomysł - zamiast wydawać jakąś studyjną składankę, można wydać rzecz o podobnym charakterze, tyle, że z materiałem koncertowym.
Z doświadczonymi kapelami rockowymi starej daty to jest tak, ze nowe płyty wychodzą im różnie, niezbyt często prezentują szczególny poziom. Ale koncerty, albo wydawnictwa koncertowe najczęściej warte są zainteresowania. Bo z weną twórczą po kilkudziesięciu latach działalności bywa różnie, jednak jak się gra koncerty, to nie zapominają. Muzycy Sagi też nie zapomnieli – słychać, że ma się do czynienia z bardzo sprawnym zespołem. Pewnym minusem jest wyciszenie odgłosów sali, nie wiadomo czy grają w klubie na 100 osób, czy na stadionie (co do pierwszego – to pewnie tak źle nie jest, co do tego drugie raczej chyba tak dobrze to nigdy nie było – pewnie to jakaś opcja pośrednia). Ale tak czy tak dostajemy ponad 80 minut bardzo zacnego, melodyjnego i nieco staromodnego rocka w bardzo dobrym wykonaniu. Nie jest to może zbyt wybitne wydawnictwo, ale kilka fragmentów jest naprawdę wysokiej próby – pierwszej płyty zestawu to tak od razu na początek połączone „Images” i „Don’t Be Late”, „Tired World” z debiutanckiego albumu i „Too Much to Lose” z „Heads or Tales”. Druga płyta jest nieco krótsza i nieco lepsza, bo oprócz „You Know I Know” reszty słucha się bardzo fajnie.
Jeśli ktoś nie miał większej styczności z tym zespołem i zacznie od tego wydawnictwa – to dobrze, bo jak mu się spodoba, to pewnie sięgnie po inne płyty.