Albion. Ależ to się działo wokół tego zespołu przez te dziesięć lat! Najpierw niesamowity sukces debiutanckiego krążka zatytułowanego po prostu ... Albion. Wydanego w 1995 roku, bardzo gorąco przyjętego przez publiczność. Były żywiołowe koncerty, później zgrzyty w zespole ze wzajemnymi pretensjami - zespół opuściła Ania Batko, lądując na chwilę w innym krakowskim zespole - Nemezis, i słuch o niej zaginął. Kolejna reaktywacja Albion na jednej z edycji Nocy Symfonicznej - zapomnianej już wspaniałej imprezie całonocnej w miejscowości Wągrowiec. I znów cisza. Na jednej ze składanek "Polski Art-Rock" ukazuje się echo Albionu, ale znów upłyną lata zanim pojawi się album "Wabiąc cienie" I się pojawił. Prawdę mówiąc te wszystkie zajawki Albionu nie wskazywały, aby miał się pojawić - raczej wyglądało to jak odbijające się echo. No ale obiecali, wydali, jest już na rynku i można coś napisać o zespole-legendzie polskiej sceny art-rocka.
Porównując "Wabiąc cienie" do poprzedniego albumu z jednej strony odczujemy niesamowitą różnicę z drugiej jest to zamknięta w czasie muzyka tego wydawałoby się starego, utartego w pamięci zespołu. Trzon składu pozostał niezmieniony - Grzegorza Olszowskiego na perkusji zastąpił Rafał Paszcz, w rolę wokalistki wcieliła się Kasia Sobkowicz - Malec, której debiut w Albion z przygryzaniem paznokci śledziliśmy w Wągrowcu.
Chciało by się napisać "Gdzie się podział stary Albion"? Prawda, Ania Batko była osobowością, w mroczny i charakterystyczny sposób wykonując choćby Sarajevo czy Scarecrow. Brrrr ciarki przeszyły mi plecy - to był klimat surowego brzmienia, utwory stały się legendą zanim ukazały się na płycie, Piotr Kosiński drażnił publiczność karmiąc kawałkami, powodując coraz większy ślinotok i skurcze na samą nazwę Albion. Tak zrodziła się legenda, zapoczątkowana małą acz skromną produkcją własną "Survival Games". Mam nadzieję, że zespół mi wybaczy wycieczkę historyczną, ale z mroku starego Albion nie zostało nic. O ile tamta muzyka idealnie pasowała jako ilustracja muzyczna do mrocznych dzieł Zdzisława Beksińskiego, o tyle Wabiąc cienie ... z samymi cieniami nie ma kompletnie nic wspólnego. Nosz rety gdzie jest to właśnie Sarajevo, na którym fani próbowali wywołać pożar krakowskiego PKT i przyprawiali o nerwowe spazmy ochronę koncertu i management PKT podsycając atmosferę zapalniczkami uniesionymi w powietrzu. Albion było odkrywaniem, było surowe, mroczne, te delikatne brzmienia gitar w tle w Shadow przerażało, zaraz po Sarajevie można było spodziewać się, że zaraz coś się zwali na człowieka i go pożre. Ta muzyka w nocy wywoływała strach. Słuchając gotyckiego w treści "Jeszcze śmierć chowam w kieszeń" dosłownie hymnu samobójców człowiek bał się dotykać ostrych przedmiotów. Ale w nocy, kiedy budziły się wszelkiej maści demony i ludzkie strachy, ta muzyka miała prawdziwego kopa. Grać głośno, w mroku lub przy blasku świec lub księżyca w pełni (AUUUuuuu) ....
Czas powoli upływał, jednak do nowego Albionu niewiele się przedostało. Pozostał styl grania - świetne aranżacje, wysokiej jakości instrumentalizacja, technika gry oraz ... to co generalnie nazywamy art-rockowym brzmieniem. Z jednej jakby właśnie czas się zatrzymał. Nagrali płytę taką jaką nagrał Quidam, z drugiej Anamor. Nie ma już tej surowości, są przepastne pejzaże, utwory podsycane delikatnie zakonspirowaną elektroniką, nie ma tej spontaniczności ale jest w pełni przemyślana konstrukcja muzyczna, z długimi ale i szybko wpadającymi w ucho motywami. Elektronika w Emmersonowskim stylu, dużo brzmienia Moog'a, mocne inspiracje Areną - Clive Nolan pewnie już w ogóle nie przyjedzie do Polski jakby mu zaproponowano Albion jako suport. Miałby czego się bać. Powiedzmy że wymieniamy wokalistami zespoły np.: na płycie "Pride" Areny i faktycznie byłyby problemy z nowym Albionem. Jak już przeżyjecie Motyla, to czeka znów szok. Brakowało wam Quidam? Tego z bujającymi melodiami i damskim miłym wokalem? Kasia r.e.w.e.l.a.c.y.j.n.i.e wpasowała się w melodykę art-rocka, wydawałoby się że "Szary" to produkcja Quidam i przyznam że sam miałem wrażenie że to pomyłka. Nie. Stylistyka skopiowana w najmniejszym calu, ale to powoduje że wydawałoby się utracone w 2003 roku czołowe miejsce polskiego art-rockowego zespołu z damskim wokalem nie będzie puste. Albion okazał się rewelacyjnym kontynuatorem stylistyki Quidam, co pewnie powinno uradować tych, którym SurREvival nie przypadł do gustu. Pośród nowych zespołów, usilnie próbujących grać takt w takt jak Porcupine Tree czy Dream Theater, te właśnie soczyste, bujające i rozbudowane brzmienia przypominają o świetności gatunku. Niby ten kiedyś pogardzany "neo-prog" ale wygłodzony takich brzmień umysł z czystą przyjemnością pogrąża się w nowych aranżacjach Albion. Flatline. Stan zawieszenia. Czas wydaje się być constans, To co rozpoczyna płacz dziecka to właśnie Bieg po tęczy. Choć pomysły stare jak cały art-rock, to powraca wiara w zespół, potężne klawiszowe plamy, przesyt pompatyki rodem z Areny ale z drugiej strony ten delikatny pierwiastek znany z pierwszych albumów Quidam. Koło 8 minuty pojawia się motyw, który potrafi zwalić, wielokrotnie powtarzany na różne brzmienia, wspomagany solo na mooga, kończący kompozycję - Krzysztof Malec pokazał co w nim drzemie. "Yuppie" wydaje się być przymiarką do przebojów, "Inny" brzmi jak Anamor, jak mi podpowiadają pasażerowie autka "z żywszym wokalem". W utworze "Wolna" wydaje się być za dużo gitar, dużo solówek i bardzo fajne wejście pianinowe. Ale Albion w życiu nie wybroni się oskarżeń i porównań o quidamowanie... szczególnie w utworze "Cienie". Choć to niesamowicie rozbudowana kompozycja, przebogata aranżacyjnie, to Quidam, Quidam i jeszcze raz Quidam do potęgi Quidam. Mam wrażenie, że za dużo Quidamu w tym Quidam... przepraszam - Albionie. Ale mamy tu sytuację ekwiwalentną do zespołów Xinema czy Carp Tree - nie spodziewajcie się po nich szczególnej oryginalności - po prostu grają to co lubią, lubią to co grają, liczą że i audytorium to polubi - a że to lubiane melodie to wyszło jak wyszło, kapitalnie, tylko że Quidam ;) znaczy Albion.
No i tak zaczęliśmy od Areny skończyliśmy na Quidamie. Niewiele zostało ze starego surowego Albionu, ale także ludzie się przez te 10 lat zmienili, ich podejście, gusta muzyczne. W końcu nad tym aby go wydać pracowali 10 lat. Jednak ich powrót należy uznać za udany. Pomimo zmiany stylistyki, która odcina przeszłość od teraźniejszości, oraz mocnych inspiracji Areną i Quidamem, jest to bardzo fajna i ciekawa płyta. Choć równie dobrze mogłaby być wydana dwa lata po debiucie, brzmi nader świeżo, muzycy nie próżnowali czekając na gwiazdkę z nieba. Nagrali bardzo fajnie brzmiącą płytę, co z tego, że słucha się jej, jakby to była kontynuacja "Snów Aniołów". To świetnie, że ktoś jeszcze tak gra, wydawało się że ten styl odszedł w zapomnienie wraz z odejściem Emilii Derkowskiej z Quidam, z małą jaskółką po drodze pod postacią Anamoru.
Od strony realizacyjnej - Kasia ma problemy na niższych rejestrach, oj zakłuło w uszy parę razy, ale to bardzo częste u wokalistek. Bas. Środek poprawnie wyrównany, troszkę płasko ale za to selektywnie - jednak za mocno podbita stopa i bas na niższych rejestrach, dudni. Jak zamierzacie słuchać tego na czymś wyposażonym w subwoofer to lekko przykręćcie bas. Poza tym album świetnie brzmi puszczony głośno, w mroku rozjaśnia i odgania wszelkie mroczne demony, towarzyszące debiutowi.