ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Genesis ─ Calling All Stations w serwisie ArtRock.pl

Genesis — Calling All Stations

 
wydawnictwo: Atlantic 1997
 
1. Calling All Stations 05:44
2. Congo 04:52
3. Shipwrecked 04:23
4. Alien Afternoon 07:53
5. Not About Us 04:39
6. If That's What You Need 05:12
7. The Dividing Line 07:44
8. Uncertain Weather 05:29
9. Small Talk 05:02
10. There Must Be Some Other Way 07:55
11. One Man's Fool 08:46
 
Całkowity czas: 67:39
skład:
Tony Banks − klawisze, teksty, produkcja / Mike Rutherford − gitara, teksty, produkcja / Ray Wilson − wokal, teksty / Nick Davis − produkcja całkowita
GOŚCINNIE: Nir Zidkyahu − będny Nick D'Virgilio − perkusja
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,5
Dobra, godna uwagi produkcja.
,9
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,35
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,95
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,54
Arcydzieło.
,57

Łącznie 262, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 4 Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
30.12.2004
(Recenzent)

Genesis — Calling All Stations

W roku 1997 zespół Genesis za wszelką cenę chciał jeszcze istnieć na rynku muzycznym. Zapowiedział więc nowa płytę, która miała być ostatnią. Ponieważ z zespołu pozostało tylko dwóch muzyków (Banks i Rutherford) musieli się oni zdecydować na dokoptowanie kogoś jeszcze, by płyta miała szansę się ukazać. Po poszukiwaniach i negocjacjach zaprosili do udziału w projekcie młodego wokalistę, który akurat miał przerwę w solowej karierze. Był nim Ray Wilson. W tamtym okresie, na skutek braku porozumienia między grupą a wytwórnią, po nagraniu jednej płyty i trasie (według niego ‘tułaczce po świecie’) zdecydował się zamknąć projekt Stiltskin.

Osobiście oceniam tę płytę jako wydarzenie w karierze Ray’a. Genesis od momentu pojawienia się w nim Phila Collinsa jako wokalisty nie istnieje. To bardzo podobna sytuacja do tej, w której znaleźli się ortodoksyjni fani ‘starego’ i ‘nowego’ Marillion. Ja jestem ortodoksem w przypadku Genesis. Na albumie pojawiło się 11 kompozycji zapełniających trochę ponad sześćdziesiąt siedem minut na płycie.

Otwiera go kompozycja ‘Calling All Stations’, która osobiście bardzo mi się podoba. Może dlatego że, czas opublikowania tej płyty jest zbieżny z moim życiem prywatnym i wielkimi emocjami, jakie wówczas miały miejsce. Utwór ten był jednym z kilku, które pozwoliły mi nie zwariować po śmierci mamy w kwietniu tamtego roku „czy ktoś może mi powiedzieć, powiedzieć gdzie się teraz znajduję?”. Kompozycja ta ciekawie się potęguje pod koniec – jednakże wtedy to właśnie jest jej koniec. Utwór drugi ‘Congo’ jest tez charakterystyczny, pamiętacie ten deszczowy teledysk? Czasem ma się wrażenie – zwłaszcza obserwując nasz kraj, że najlepszym rozwiązaniem byłoby zapakowanie i wysłanie się gdzieś do Republic of Congo. Następne utwory ‘Shripwrecked’ , ‘Alien Afternoon’ , ,Not about us’ aż do ‘If That's What You Need’ nie przedstawiają dla mnie niczego szczególnego. Takie proste granie w ograniczonym składzie, bez ekscesów, bez muzycznych rozwojowych zagrywek – a przecież obaj Genesis’owcy potrafili kilka lat temu naprawdę dobrze grać. Atutem we wszystkich jest Ray Wilson, który wbrew wszystkiemu całkiem ładnie się wkomponowuje w muzykę.

‘The dividing line’ to drugi długi utwór – prawie dziewięć minut- to rzadko spotykane na tak komercyjnym albumie. Tutaj najlepiej słychać gości: Nir i Nick wprowadzają orientalno-afrykańskie rytmy bębnów, co daje bardzo ciekawe rozwiązania. Przypomina mi się pierwsza płyta Afro Celt Sound System. I troszkę pokręcone ale ciekawie brzmiące klawisze przekomarzające się z gitara. Niestety dopiero teraz słychać, że panowie coś jeszcze pamiętają z grania. ‘Uncertain weather’ to porażka. Ray śpiewa tu zupełnie jak Phil Collins w którejś ze swoich ballad. A refren tego utworu przypomina mi ‘Empty Rooms’ Gary’ego More’a – bez komentarza. ‘Small talk’ jest także komercyjne. Wierzę, że mogła się ta płyta podobać wielu zwłaszcza na tzw.: Listach Przebojów.

Pozostały nam dwa długie utwory (razem prawie szesnaście minut) ‘There Must Be Some Other Way’ oraz ‘One Man's Fool’ – tutaj Ray po raz ostatni próbuje – z niezłym skutkiem zresztą – dobrze wypaść. W pierwszym fraza: „Musi być inna droga, proszę pokaż mi inną drogę…” Utwór ten jest bardzo, bardzo proroczy, przede wszystkim dla samego Wilsona. Ostatni utwór jest dla mnie zdecydowanie najlepszy na tej płycie i całkiem dobrze pasuje na koniec. ‘Jeden (ten) facet jest frajerem’ (książka Fool’s Die poprawnie tłumaczona jest jako Śmierć Frajerom, a nie jak zrobił to ostatni wydawca Głupcy Umierają).

Dla mnie płyta ta mogłaby być ograniczona do EP-ki, zawierającej utwory 1,7,10 i 11. Niekoniecznie w tej kolejności – lecz bez żadnych innych. Jest wprawdzie w tym albumie coś co pozwala mi go słuchać podczas jazdy samochodem, czy czasami (rzadko) podczas klasycznego już sprzątania. Lecz tak naprawdę oceniam CAS jako popis możliwości Ray’a Wilsona. Bo jeśli chodzi o Genesis… to dla mnie zespół na tej płycie jest poza skalą. Piątka dla Ray’a, dwójka dla Genesis – więc średnio 4, lekko naciągnięte. Tak jak tytuł płyty znika powolutku na okładce, tak Genesis …

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.