Ponoć wkładki do płyt to dla niektórych sprawa drugorzędna. Cóż, jestem z tych osób dla których wertowanie, zapoznawanie się z tekstami, czy też sama warstwa edytorska jest istotna. A w przypadku wydawnictw z „naszą ukochaną muzą” wizualizacja jest jednym z elementów całości.
Twarda okładka ( nawet doczytałam, że w dodatku z odzysku surowców wtórnych), ciekawa stylistyka. Komiksowa forma. Oraz pole do popisu dla wszystkich maniaków literatury, muzyki, symboliki. Spojrzałam na okładkę:
Czyżby muzycy Areny wcielili się w rolę komiksowych bohaterów? Wertując książeczkę do Pepper’s Ghost zauważyłam znajome postaci. Czyżby „Liga niezwykłych gentelmenów”? Tak ..jednak...czyli Panowie nie mają zbyt dobrego gustu. Film o tymże tytule przemknął swego czasu przez kina. Na szczęście przemknął bowiem nie było to dzieło najwyższych lotów.
Ale na szczęście....szósty album Brytyjczyków to dzieło wysokich lotów;) Teoretycznie: jest to stara dobra Arena! Niby nic nowego, ale ...chwyta. I to bardzo.! Swego czasu miałam do Areny stosunek bardzo ambiwalentny. Ot...rasowe rzemieślnicze granie. Bardzo PORZĄDNE, świetnie zagrane..ale dla mnie bez polotu.
A Pepper’s Ghost?.. Jeszcze nie ochłonęłam po przesłuchaniu podwójnego Live & Life. I wiecie co wam powiem? Jestem zachwycona! Istnieje w muzyce pojęcie ars subtilitas. Album jest przede wszystkim zwarty i na szczęście krótki! Ostatnimi czasy słuchanie długachnych wydawnictw powoduje we mnie uczucie rozdrażnienia. Niewiele ponad 50 minut, 7 utworów.
Początek: mocny, zwarty, dynamiczny. Bedlam Fayre. Kąsająca gitara Johna Mitchella, fajny refren oraz więcej niż przyzwoity śpiew Roba. Bardzo udany utwór. Słucham go często w drodze do pracy (mniemam, że nie jest to profanacja). Lubię utwory z silną „motoryką” A Bedlam Fayre takim utworem jest! Koniec kropka!
Ale to tylko Mili Państwo drobna uwertura! Następny proszę: Smoke and Mirrors. Delikatny, eteryczny z podniosłą partią organów, ale do...czasu., bowiem zarówno gitara, jak i organy potrafią dać czadu. Przypominam: nadal jest to stara, dobra Arena. Podczas odsłuchu zaczęłam sobie mówić cichutko w duchu: Lubię ten zespół. Właśnie, za to, że: nie odkrywają nowych lądów ( muzycznych), za to, że nadal grają stylowo i...Shattered Room. Uwielbiam takie granie: najpierw powoli, jak żółw ociężale ruszyła maszyna:-) ...a później jak śniegowa kula następuje rozpędzenie. I pędzi i pędzi i pędzi. Czyżbyśmy drodzy Czytelnicy mieli doczynienia z klasykiem Areny? Lekko „gotycki” w klimacie nastrój, zabawa w estetykę horroru. Prawie 10 minut znakomitej zabawy i lekki dreszczyk (emocji).
Chwila wytchnienia: kim była Lara Moon o pięknych oczach? Nie wiem...a może ktoś wie? Smutna historyjka. I muzycznie bardzo ładna. Bardzo zwiewna, świetnie zaśpiewana...
...I Tantalus....mit chyba każdy z nas zna. Jeden z trzech klejnotów w ciekawej oprawie.
Znów ciekawa konstrukcja muzyczna zespolona przez głos Roba Snowdona. Bardzo lubię grę opartą na kontrastach. Tym bardziej, iż nie ma w Tantalusie nic przypadkowego. Elementy układanki pasują do siebie idealnie. Po prostu znakomity utwór.
Purgatory Road oraz Opera Fanatica. Opus magnum albumu. Znakomite zakończenie albumu. Trwają razem 20 minut i...są to minuty WIELKIE. Może wstęp do Purgatory Road przypomina trochę Sorrow Pink Floyd, a może jednak to tylko złudzenie. W każdym razie myślę sobie, iż Purgatory Road będzie świetnym „koncertowym killerem”. Kapitalny refren do śpiewania przez publiczność.
Opera Fanatica. Podczas słuchania tego utworu zaczęłam czytać sobie Bal w Operze Juliana Tuwima. Znakomite – pomyślałam. Lubię taką „epickość’ i „operowość”. W dotychczasowej historii Areny nie było takich eksperymentów formalnych. Męski tenor, chóry i...czyżby jednak jakiś wątek power-metalowy?. Tak rzeczywiście pierwsze skojarzenie było jedno: Luca Tiurilli, Rhapsody. Niesamowite – takie słowo przemknęło mi przez głowę. Oczywiście jako gatunek opera ma w sobie zarówno teatralność, przejaskrawienia. Kicz również wpisany jest w pojęcie opery. Ale...trzymając się konwencji Arena nie popada w tandetę.
Miłe być tak zaskoczonym u progu Nowego 2005 roku. Rok 2004 właśnie się kończy. Dla mnie był to zupełnie niezły rok. No dobrze: to był znośny rok (pod względem muzycznym również). Ale w następny wchodzę ..ze słuchawkami na uszach i z muzyką Areny w odtwarzaczu. Pełna optymizmu i wewnętrznej radości. Najnowsze dzieło zespołu na A....spodobało mi się. To oczywiście nadał świetni rzemieślnicy, ale...
Chcecie więcej? Zajrzyjcie do książeczki. Chcecie przygody? Posłuchajcie płyty.