ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Placebo ─ Sleeping With Ghosts w serwisie ArtRock.pl

Placebo — Sleeping With Ghosts

 
wydawnictwo: Virgin Records 2003
 
1. Bulletproof Cupid [2:22]
2. English Summer Rain [4:01]
3. This Picture [3:34]
4. Sleeping With Ghosts [4:38]
5. The Bitter End [3:10]
6. Something Rotten [5:28]
7. Plasticine [3:26]
8. Special Needs [5:15]
9. I'll Be Yours [3:32]
10. Second Sight [2:49]
11. Protect Me from What I Want [3:15]
12. Centrefolds [5:02]
 
skład:
Brian Molko - g, voc / Stefan Olsdal - b / Steve Hewitt - dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,7
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,4
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,6
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,10
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,17
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,21

Łącznie 86, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 3 Album słaby, nie broni się jako całość.
13.10.2004
(Recenzent)

Placebo — Sleeping With Ghosts

Trudno nie zauważyć pewnego specyficznego zjawiska w świecie współczesnej muzyki popularnej. Mniej lub bardziej ambitne zespoły pną się powoli (a czasem nieco szybciej) po drabinie popularności, torując sobie drogę w komercyjnym świecie solidnymi, często ocierającymi się o fenomen albumami. Z czasem udaje im się zdobyć pewne miejsce w świadomości słuchaczy i - co bywa ważniejsze - dziennikarzy, zauważających nagle osiągnięcia muzyków i udzielających im jakby z góry kredytu bez poręczenia. Na przyszłość.

Gdy artyści mają wreszcie tę bezcenną pewność, że ich kolejne dzieło zostanie zauważone, otrzyma odpowiednio prominentne miejsca w recenzenckich rubrykach pism muzycznych, dzieje się coś bardzo dziwnego. Zespół nagrywa album, który niemal prowokuje, by go w tych wyeksponowanych artykułach zganić i natychmiast zamknąć niewdzięcznikom linię kredytową. Jako przykłady marnotrawców służyć mogą chociażby Muse, Coldplay, Lali Puna, The Twilight Singers czy nawet islandzki Múm. A z naszego podwórka choćby Myslovitz. Przykłady wybrałem metodą losową.

Oczywiście, do poważniejszej krytyki nie dochodzi. Recenzenci z rozpędu i jakby ze wstydu, że ich najnowsze odkrycie, kilka miesięcy wcześniej uznane za fenomen, może okazać się niewypałem, w półślepym amoku wyprzedzają się w zachwytach nad nowym dziełem ulubieńców. W najlepszym wypadku powstrzymują się od złośliwości. Nawet potrafię to zrozumieć - inne zachowanie byłoby piłowaniem gałęzi, na której się siedzi. Niemniej jednak w podobny sposób Sleeping with Ghosts uznane zostało za album co najmniej bardzo dobry. Pojawiały się, rzecz jasna, i bardziej wyszukane superlatywy. A jest albumem co najwyżej przeciętnym.

Nie można mu odmówić dojrzałości, brakującego poprzednim płytom zdecydowania, solidnych w swej nieszczęsnej zwykłości kompozycji. Placebo jest już doświadczonym zespołem i wie, jak się komponuje i nagrywa piosenki. Ale choć brak tu znanej z wcześniejszych płyt niepewności, psychodelicznego miotania się między gatunkami i brzmieniami (znacznie ciekawsze Black Market Music), często absurdalnych, ale bystrych posunięć, to zamiast oczekiwanego, przemyślanego i prezentującego wyrównany, wysoki poziom krążka, otrzymujemy wypolerowaną nudę (nawet jeśli udaje nudę zadziorną i spontaniczną). I nie jest to, o dziwo, krok ku komercji, bo tylko promujące BMM "Special K" miało większy potencjał radiowy niż wszystkie kawałki ze Sleeping with Ghosts razem wzięte.

Nie ratuje tego wydawnictwa kilka ładnych melodii gitar czy, częściej, zawsze niezwykłego wokalu Briana Molko (czasem niepotrzebnie zniekształcanego). Ani też pojawiająca się od czasu do czasu elektronika, która brzmi jakby generował ją dziesięciolatek na zestawie typu D.I.Y. Nieliczne ballady nie dorastają nawet do pięt melancholijnym "Narcoleptic" albo "Peeping Tom" z poprzedniego albumu. Gorycz nie jest już tak gorzka jak niegdyś, a wiarygodnej radości nie ma chyba wcale. Czadowe fragmenty, zdradzające legendarną już energię tria, w stylu singlowego "The Bitter End" czy agresywnego otwarcia, to rzadkość. Podobnie jak błyskotliwe zagrania aranżacyjne, vide fantastyczne wejście fortepianu, wokalu i perkusji na wysokości 0:43 "Special Needs". I jakkolwiek na całym albumie znajdzie się kilka dobrze pomyślanych i zaaranżowanych kompozycji, które nieśmiało zdradzają drzemiący w muzykach talent do tworzenia pięknych piosenek, to najczęściej warte uwagi jest wyłącznie samo - niezwykle charakterystyczne - brzmienie Placebo. W które zresztą opakowano nudnawy rock, momentami podchodzący nawet pod rzemieślniczy brit-pop.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.