1. Bulletproof Cupid [2:22] 2. English Summer Rain [4:01] 3. This Picture [3:34] 4. Sleeping With Ghosts [4:38] 5. The Bitter End [3:10] 6. Something Rotten [5:28] 7. Plasticine [3:26] 8. Special Needs [5:15] 9. I'll Be Yours [3:32] 10. Second Sight [2:49] 11. Protect Me from What I Want [3:15] 12. Centrefolds [5:02]
skład:
Brian Molko - g, voc / Stefan Olsdal - b / Steve Hewitt - dr
Trudno nie zauważyć pewnego specyficznego zjawiska w świecie współczesnej muzyki popularnej. Mniej lub
bardziej ambitne zespoły pną się powoli (a czasem nieco szybciej) po drabinie popularności, torując sobie
drogę w komercyjnym świecie solidnymi, często ocierającymi się o fenomen albumami. Z czasem udaje im się
zdobyć pewne miejsce w świadomości słuchaczy i - co bywa ważniejsze - dziennikarzy, zauważających nagle
osiągnięcia muzyków i udzielających im jakby z góry kredytu bez poręczenia. Na przyszłość.
Gdy artyści mają wreszcie tę bezcenną pewność, że ich kolejne dzieło zostanie zauważone, otrzyma odpowiednio
prominentne miejsca w recenzenckich rubrykach pism muzycznych, dzieje się coś bardzo dziwnego. Zespół nagrywa
album, który niemal prowokuje, by go w tych wyeksponowanych artykułach zganić i natychmiast zamknąć
niewdzięcznikom linię kredytową. Jako przykłady marnotrawców służyć mogą chociażby Muse, Coldplay, Lali Puna,
The Twilight Singers czy nawet islandzki Múm. A z naszego podwórka choćby Myslovitz. Przykłady wybrałem
metodą losową.
Oczywiście, do poważniejszej krytyki nie dochodzi. Recenzenci z rozpędu i jakby ze wstydu, że ich najnowsze
odkrycie, kilka miesięcy wcześniej uznane za fenomen, może okazać się niewypałem, w półślepym amoku
wyprzedzają się w zachwytach nad nowym dziełem ulubieńców. W najlepszym wypadku powstrzymują się od
złośliwości. Nawet potrafię to zrozumieć - inne zachowanie byłoby piłowaniem gałęzi, na której się siedzi.
Niemniej jednak w podobny sposób Sleeping with Ghosts uznane zostało za album co najmniej bardzo dobry.
Pojawiały się, rzecz jasna, i bardziej wyszukane superlatywy. A jest albumem co najwyżej przeciętnym.
Nie można mu odmówić dojrzałości, brakującego poprzednim płytom zdecydowania, solidnych w swej nieszczęsnej
zwykłości kompozycji. Placebo jest już doświadczonym zespołem i wie, jak się komponuje i nagrywa piosenki. Ale
choć brak tu znanej z wcześniejszych płyt niepewności, psychodelicznego miotania się między gatunkami i
brzmieniami (znacznie ciekawsze Black Market Music), często absurdalnych, ale bystrych posunięć, to zamiast
oczekiwanego, przemyślanego i prezentującego wyrównany, wysoki poziom krążka, otrzymujemy wypolerowaną nudę
(nawet jeśli udaje nudę zadziorną i spontaniczną). I nie jest to, o dziwo, krok ku komercji, bo tylko
promujące BMM "Special K" miało większy potencjał radiowy niż wszystkie kawałki ze Sleeping
with Ghosts razem wzięte.
Nie ratuje tego wydawnictwa kilka ładnych melodii gitar czy, częściej, zawsze niezwykłego wokalu Briana Molko
(czasem niepotrzebnie zniekształcanego). Ani też pojawiająca się od czasu do czasu elektronika, która brzmi
jakby generował ją dziesięciolatek na zestawie typu D.I.Y. Nieliczne ballady nie dorastają nawet do pięt
melancholijnym "Narcoleptic" albo "Peeping Tom" z poprzedniego albumu. Gorycz nie jest już tak gorzka jak
niegdyś, a wiarygodnej radości nie ma chyba wcale. Czadowe fragmenty, zdradzające legendarną już energię tria,
w stylu singlowego "The Bitter End" czy agresywnego otwarcia, to rzadkość. Podobnie jak błyskotliwe zagrania
aranżacyjne, vide fantastyczne wejście fortepianu, wokalu i perkusji na wysokości 0:43 "Special Needs". I
jakkolwiek na całym albumie znajdzie się kilka dobrze pomyślanych i zaaranżowanych kompozycji, które nieśmiało
zdradzają drzemiący w muzykach talent do tworzenia pięknych piosenek, to najczęściej warte uwagi jest
wyłącznie samo - niezwykle charakterystyczne - brzmienie Placebo. W które zresztą opakowano nudnawy rock,
momentami podchodzący nawet pod rzemieślniczy brit-pop.