ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Placebo ─ Battle for The Sun w serwisie ArtRock.pl

Placebo — Battle for The Sun

 
wydawnictwo: Play It Again Sam 2009
 
1. "Kitty Litter" 3:47/ 2. "Ashtray Heart" 3:32/ 3. "Battle for the Sun" 5:33/ 4. "For What It's Worth" 2:47/ 5. "Devil in the Details" 4:28/ 6. "Bright Lights" 3:23/ 7. "Speak in Tongues" 4:06/ 8. "The Never-Ending Why" 3:23/ 9. "Julien" 4:43/ 10. "Happy You're Gone" 3:50/ 11. "Breathe Underwater" 3:44/ 12. "Come Undone" 4:36/ 13. "Kings of Medicine" 4:15
 
Całkowity czas: 52:15
skład:
Brian Molko – Vocals, Guitar/ Stefan Olsdal – Guitar, Bass/ Steve Forrest – Drums, Percussion/ Bill Lloyd – Keyboards, Backing Vocals/ Alex Cooksey – Piano, Keyboards, Backing Vocals/ Fiona Brice – String arrangements/ Peter Cardinalli – Horn arrangements/ Hazel Fernandes – Backing vocals/ Valerie Etienne – Backing vocals/ David Bottrill – Production
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,6
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,2
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,3
Album jakich wiele, poprawny.
,4
Dobra, godna uwagi produkcja.
,3
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,7
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,7
Arcydzieło.
,9

Łącznie 51, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
29.06.2009
(Recenzent)

Placebo — Battle for The Sun

Nie powiem, że nie czekałem na nową płytę Placebo. Bo czekałem. A jakże. Aż się głupio przyznać, że czekam z utęsknieniem na nową płytę jakiegoś komercyjnego, seksualnie zdezorientowanego bandu, a nie na przykład na nową płytę Riverside. Po pierwsze nie z utęsknieniem, bo tylko czekałem, po drugie na nowe Riverside też czekałem. Miałbym sobie odmówić spowodowania kolejnego zamieszania na artrocku? Wierny Parker już unurzany w żółci, tylko czeka na odpowiednia okazję. I hulaj dusza piekła nie ma. Tylko muszę znaleźć kogoś, kto mi ten tekst zasponosoruje.
 
A Placebo? Placebo lubię od czasów „Black Market Music”, który zresztą uważam za najlepszą w ich dorobku. Lubię ich bo… po prostu z Brianem Molka dorastaliśmy w latach osiemdziesiątych i pewnie słuchaliśmy tej samej muzyki. To były czasy Joy Division, The Cure, Siouxie & The Banshees, Killing Joke i całej tej czeredy wywodzącej się z punka, nowej fali, która wprowadziła do muzyki rockowej nową jakość. I Bowiego też obaj lubimy, i Kate Bush. Tak sobie słuchaliśmy, tylko ja zszedłem na psy zostałem doktorem i jeżeli na czymś gram to innym na nerwach, a on założył zespół i te swoje muzyczne fascynacje w jakiś sposób udokumentował własną twórczością.
 
Naczelny polski placebolog Piotr Stelmach stwierdził, że ogólnie jest  zawiedziony tą nową płytą. Normalnie mu się nie podoba. Hmm… Może i tak. Singiel "For What It's Worth" wywołał u mnie szybsze bicie serca raczej z powodu niepokoju, niż radosnego podniecenia.  Zwykle w takich wypadkach piszę, że trzeba się bardziej wsłuchać , lub nieco przyzwyczaić. Wynika z tego, że my mamy pewne oczekiwania w stosunku do nowego dzieła jakiegoś wykonawcy, a ten miał swój pomysł na  dzieło i go zrealizował. I potem się konfrontują nasze oczekiwania z propozycją artysty. Czasami zazgrzyta, najczęściej wtedy, kiedy artysta próbuje coś zmienić w swoim wizerunku muzycznym. My słuchacze jesteśmy konserwatywni, nie lubimy kiedy nasi idole coś kombinują. Ale to oni są artyści, a nie my. Im dobry Bóg dał talent, a nie nam. Poza tym to ich sztuka, a nie nasza i oni decydują a nie my. Jeszcze by tylko tego brakowało. Możemy to zaakceptować, albo nie. W tym wypadku lepiej jednak zaakceptować. „Meds” to był gładko brzmiący pop-rock, w najlepszym przypadku rock-pop. „Battle for The Sun” to  rock, zagrany z nerwem, zadziornie i głośno. Ta równowaga między elektroniką i gitarami, którą osiągnięto na „Meds”, poszła w kąt. Sądząc po tym, jak „Battle…” brzmi, to ta równowaga nie była tym, na czym mieli ochotę poprzestać. Pierwszy raz nagrywali poza Wielką Brytanią, w USA, do tego zaangażowali Davida Bottrilla, producenta bardzo znanego i bardzo zasłużonego. Co było bardzo dobrym pomysłem, bo Bottrill zrobił pełnojajecznie rockowy album – gitara i sekcja, reszta to dodatki, a do tego bardzo melodyjny. Tam jest cała masa znakomitych piosenek. Może trochę jazgotliwych, ale ja takie lubię. A wszystkie dodatki typu smyczki, klawisze, chórki, elektronika  - wpleciono w kompozycje perfekcyjnie, znakomicie je wzbogacając. Dave Bottrill wykonał kawał solidnej, producenckiej roboty – "Battle for the Sun" to album zarazem i finezyjny i drapieżny brzmieniowo.
 
Na pierwszy rzut ucha jest to album hałaśliwy, bardzo rockowy, trochę jak „Sleeping with Ghosts”, tyle tylko, że na „Sleeping…” czasami niewiele z tego wynikało, a tutaj wszystko ma swoje logiczne uzasadnienie. I to mi się w „Battle for The Sun” podoba najbardziej – że jest to rockowe, głośne i pełne temperamentu, czasami poprzedzielane fragmentami spokojniejszymi. I jedne i drugie są znakomite. Początkowo można się trochę w tym hałasie pogubić i na początku może to nieco zniechęcić, szczególnie, że poprzednia „Meds” miała łagodniejsze brzmienie i utwory z niej szybciej wpadały w ucho. Oj, tej nowej pod tym względem wiele nie można zarzucić – choćby tytułowy, choćby i nawet singiel „For What It's Worth”, albo „Speak In Tongues”, „Come Undone”. Wbrew początkowym pozornym pozorom wybór naprawdę jest duży. Cała płyta jest po prostu dobra. Absolutnie cała. I  zaczyna mi się po głowie tłuc taka myśl, czy to przypadkiem nie jest ich najlepsza płyta?
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.