W cyklu „Believe - dzieła wszystkie” warto wspomnieć o jeszcze jednym całkiem świeżym wydawnictwie tego warszawskiego zespołu, tym bardziej, że czas jest po temu szczególny – nadchodzą święta. Mamy w naszym serwisie teksty o debiutanckim albumie „Hope To See Another Day”, mamy też i recenzję zapowiadającego go singielka „Needles In My Brain”. Czemu nie wspomnieć, przy okazji tego bożonarodzeniowego oczekiwania, o wpisującej się w klimat owego czekania płytce.
Dosłownie kilkanaście dni temu Mirek Gil wraz ze swoim zespołem, zgodnie z tradycją, nagrał kolejny świąteczny utwór „Holy Night”, ofiarując go swoim fanom w mikołajkowym prezencie do darmowego ściągnięcia. Być może nie wszyscy wiedzą, iż poprzednia muzyczna propozycja grupy o dokładnie takim samym charakterze występuje w „zmaterializowanej postaci” (w przeciwieństwie do „Holy Night”) na skromnie wydanej blaszce i była rozprowadzana przez zespół podczas jesiennej mini trasy koncertowej oraz jest dostępna na stronie zespołu.
Mowa o singlu „Tak bym chciał” mającym swoją premierę w 2006 roku. To tylko dwa utwory i nieco ponad osiem minut muzyki. Drobna rzecz, a cieszy. Już okładka wprowadza nas w świąteczny nastrój. Znane logo Believe wraz z tytułem na tle delikatnie rozmazanych, iskrzących się różnymi barwami światełek. Skojarzenia z choinką nie są bezpodstawne.
Rozpoczynający „Tak bym chciał” dzwoneczek mógłby spokojnie symbolizować pierwszą gwiazdkę, na którą wszyscy wyczekują przy wigilijnym stole. Zaraz wchodzi ujmujący głos Tomka Różyckiego, który śpiewa tu tak ciepło i melodyjnie jak w żadnej innej kompozycji Believe. Tło stanowią dźwięki instrumentów klawiszowych Adama Miłosza i akustyczna gitara Mirka Gila. Choć to jego kompozycja, lider Believe tym razem występuje na drugim planie. Nie znajdziemy tu kolejnej wzniosłej gitarowej solówki. Pierwsze skrzypce dosłownie i w przenośni gra Satomi. Swoim instrumentem maluje obrazy niczym grudniowy mróz na dopieszczonych i błyszczących szybach naszych okien. Pod koniec ponownie słyszymy dzwoneczki. To pewnie sanie zaprzężone w renifery i prowadzone przez pana z dużym workiem i długą, białą brodą.
Nie można mówić o tej pieśni zapominając o tekście autorstwa Tomka Różyckiego. To rzecz o naszych pragnieniach i nadziejach związanych z tym pięknym i świątecznym czasem. Rzecz, w której proste, bezpośrednie słowa: „tak niewiele nam potrzeba, ciasta z makiem, garści marzeń, wieczornego zamyślenia, mandarynek i spełnienia” sąsiadują z wersami poetyckimi, kłującymi gdzieś głęboko w serce: „otwórz to co wstydem jest zamknięte, zobacz szczerość w oknach cudzych źrenic”.
Drugi utwór jest wersją instrumentalną tytułowej kompozycji. Ci z nieco lepszym głosem mogą zastąpić wokal Różyckiego… swoim i ponucić tekst przy świątecznym stole lub podczas gotowania smacznej i pachnącej wigilijnej „grzybowej”. I nie jest to przytyk. Ta „rockowa kolęda” wspaniale wpisze się w każdą z wymienionych okoliczności.
Będzie bez gwiazdek. Płynącego z tych kilku minut ciepła nie warto klasyfikować.