Nie będę ukrywał, że mam spory sentyment do tej pochodzącej z Hamburga niemieckiej formacji. W tym roku mija dokładnie dwadzieścia lat, gdy po raz pierwszy zobaczyłem ich na żywo. Artyści przybyli wówczas do Polski, aby 11 września zagrać na warszawskim festiwalu Rock Against Terrorism (w sali kinowej „starej” Progresji), którego byli gwiazdą, a tuż przed nimi grał nasz rodzimy Riverside. Artyści promowali wówczas jeden z moich ulubionych ich albumów, X-Rayed. Koncert, ale i spotkanie po nim z muzykami, zapamiętałem na tyle ciepło, że potem, przez kolejne lata, śledziłem ich poczynania, recenzując kolejne wydawnictwa grupy w naszym serwisie.
Po wydanym w 2015 roku Home Niemcy zwolnili nieco tempo i aż sześć lat trzeba było czekać nową studyjną płytę One to Zero. Teraz także okres oczekiwania na nowy materiał się wydłużał. Na szczęście muzycy przypomnieli się swoim fanom po trzech latach wydawnictwem koncertowym Back To Live. I to naprawdę fajna sprawa, bo to dopiero ich druga koncertówka w trwającej ćwierć wieku karierze! Do tego, ta pierwsza ukazała się pod dwoma różnymi tytułami (Leaving Backstage i Posthumous Silence - The Show) już 16 lat temu i muzycy powtarzają z niej tylko cztery numery.
Back To Live to zapis koncertu grupy z 27 października 2023 roku w niderlandzkiej świątyni progresywnego rocka, klubie Poppodium Boerderij w Zoetermeer. Muzycy zagrali wówczas dwanaście kompozycji, które złożyły się na mieszankę kilku ostatnich albumów (z pominięciem Sceneries oraz trzech pierwszych płyt) z najnowszym ich krążkiem One To Zero, którego grupa, przez pandemiczną przerwę, nie mogła ograć na żywo. Dlatego miło jest usłyszeć Encoded at Heart, Trust in Yourself, Part of Me i Go Viral obok takich klasyków z Posthumus Silence, jak A Kind of Eden, In Chains, The Colors Changed, czy utwór tytułowy. Mnie strasznie cieszy koncertowe wykonanie jednego z moich ukochanych utworów, Given, Used, Forgotten.
Sam występ przebiega w dobrym tempie. Jak to zwykle u nich, jest nieco podniośle, symfonicznie, z nutą melancholii, nie brakuje jednak i mocnego, progmetalowego ciężaru. Oprócz tego zawsze bardzo melodyjnie, z rozpoznawalnym wokalem Marco Glühmanna. Zespół jest w dobrej formie, co ciekawe, praktycznie od wielu lat w tym samym zestawieniu. W stosunku do widzianego przeze mnie koncertu w Warszawie sprzed dwudziestu laty, nie ma tylko gitarzysty Kaya Söhla, którego tu godnie zastępuje, popisując się błyskotliwymi solówkami, Johnny Beck.
Wydawnictwo ukazało się w trzech wersjach: 2CD, Blu-ray i 2LP. Recenzowana edycja z obrazkami pokazuje grupę na ekspansywnie i bogato oświetlonej scenie i z animacjami na dużym ekranie w tle. Dobry montaż, choć może ze standardowych ujęć, pozwala się cieszyć ze słuchania i oglądania całości. Dla fanów obowiązek. Dla tych, którzy ich nie znają, fajna pigułka wprowadzająca.