Hamburski zespół Sylvan zagościł już u nas przy okazji recenzji albumu "Artifical Paradise", a już możemy pochwalić 4 dzieło wydane pod nazwą Sylvan (mają tego troszeczkę więcej) czyli album "X-Rayed".
Nowa pozycja jest dość specyficzna – z jednej strony mamy znany z poprzednich produkcji klimat, z drugiej ta delikatność typowo progresywnego stylu wchodzi na ostrzejsze brzmienia ocierając się o progmetalowe klimaty. Zasadnicze zdanie do powiedzenia w muzyce Sylvan ma właściwie głos wokalisty, doktora fizyki zarazem, Marco Glühmanna. Przez cały czas towarzyszy nam jego specyficznie ostra, surowa i sucha ale wspaniale wpasowana w instrumentarium barwa głosu. Już nad poprzednią płytą piałem z zachwytu nad głosem Marco. Jednak Sylvan to ogólnie grupa posiadająca to rzadkie "coś". W porównaniu z dwiema pierwszymi produkcjami wyraźnie widać rozwój zespołu. X-Rayed to już eony co słychać w otwierającym "So Easy", który ma w sobie wiele ciekawych smaczków, jakie mogliśmy usłyszeć na marillionowskim "Afraid of Sunlight" w utworze "The King". Naturalnie utwory się różnią, ale konstrukcja refrenu nasuwa skojarzenia do tamtego kawałka, również kilka rozwiązań jakie wykorzystali muzycy Sylvan. Pełno w tle przeróżnych smaczków gitarowych, nie rzucających się w uszy na pierwsze odsłuchania, jednak przywołujące skojarzenia z osobą Steve'a Rothery'ego. Te charakterystyczne elementy, wybrzmiewające w tle gitarowe zagrywki które towarzyszą Marillion od czasów "Brave" można wysłuchać dogłębnie poznając muzykę Sylvan. Również istnieje pewne podobieństwo dynamiki utworów, w dalszym ciągu jednak wybitnie słychać że to jednak nasi hamburscy koledzy. Poza solówką – w otwierającym "So Easy" solówka po prostu rozmiękcza, mając iście rothery'owskie brzmienie.
Ale zespół poszedł dalej. W utworze "Lost" mocniej wyskoczył, wdzierając się ochoczo na progmetalowe poletko, wzmacniając swoje charakterystyczne brzmienie. Wita nas intonacja zeppelinowego "Kaszmiru" w progmetalowym riffowym wydaniu, dalej już czyste pole do popisu dla wielbicieli ostrego uderzenia, gdzie panowie na przemian falują spokojną melodyką ostrym staccatto. Wszystko upiększa solo charakterystyczne dla gitary wspomaganej syntezatorowo – jednak stawiam tu na klawisz, wrażenie robi i to mocno. "Lost" śmiało przywołuje mi skojarzenia z amerykańskim zespołem Digital Ruin ich debiutanckim krążkiem – dla niewtajemniczonych może lepiej określić to post-DTowskim brzmieniem.
Brzmienie utworów zmienia się jak w kalejdoskopie. W "You Are" kolejny raz posłuchamy spokojnego utworu z mocno rozbudowaną w kierunku Marillion koncepcją, aby w "Fearless" zespół ponownie przypomniał świetność swojego poprzedniego dzieła – Artifical Paradise, otwierającym go "Deep Inside". Utwór płynnie przechodzi w elektroniczny kolaż w obrębie kompozycji z charakterystyką eksperymentatorską momentami przypominając brzmienia a to marillionowskiego Brave a to The Sky Moves Sideways PT. Rozmach w każdym bądź razie jest znaczny. Ta mocno rozbudowana kompozycja jest kamieniem milowym w dotychczasowej działalności zespołu..
Jednak perełki tradycyjnie na koniec całego albumu. "Given-Used-Forgotten". Nie wiem tylko czemu niektóre partie kojarzą mi się z IQ - Ever. Marco przybiera charakterystyczną dla wokalisty IQ tonację i wplata w kompozycję. Nie brakuje też w niej camelowskich elementów- w stylu flażoletu połączonego z pianinem przy rytmice zbliżonej brzmieniem do Dust & Dreams nagle dostającej elektronicznego kopniaka w progmetalową scenerię. Robi wrażenie. Kontrasty smakują najlepiej, kiedy mają specyficzne brzmienie, a takie na pewno reprezentuje Sylvan.
Całość zamyka smutna w brzmieniu lirycznym suita "This World Is Not For Me". Wspaniały.
And this world is not for me, so I have to leave
And this world is not for me - now that I see …
Weakening constantly body and soul
Killing all sympathies - that's me - just when they grow
Pull up myself - desperately - at least I have tried
One day I'll know - eventually - for what I have cried
Nawet ciężko mi znaleźć odniesienie do tego utworu, prześlicznie zagrana, zgrabna i poruszająca kompozycja, na długo pozostaje w uszach.
Spotkanie z czwartym krążkiem Sylvan dobiega końca. Nie otrzymaliśmy powtórki "Artifical Paradise", również porównania do Marillionowskiego Brave, AOS - dotyczą jedynie wybranych elementów muzyki Sylvan. Nagrali piękną płytę. Łączącą w sobie wszystko co najlepsze w rocku progresywnym - wszystko co ma wydźwięk i utrwalone w szczątkowej postaci na wspomnianych albumach w pełnej krasie zaprezentowali nam koledzy z Hamburga, jako uzupełnienie swoich udanych IMHO pomysłów. Szkoda, że do dzisiaj ani zespół nie zawitał do Polski, szkoda, że ciężko go znaleźć w katalogach wydawniczych w Polsce. Za parę dni być może to się zmieni. Tymczasem wybrzmiewają ostatnie dźwięki X-Rayed...
Million stars above I see - all for you - what's left for me?