ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Fleetwood Mac ─ The Dance w serwisie ArtRock.pl

Fleetwood Mac — The Dance

 
wydawnictwo: Reprise Records 1997
 
1. The Chain (5:11)
2. Dreams (4:39)
3. Everywhere (3:28)
4. Rhiannon (6:48)
5. I'm So Afraid (7:45)
6. Temporary One (4:00)
7. Bleed to Love Her (3:27)
8. Big Love (3:06)
9. Landslide (4:28)
10. Say You Love Me (5:00)
11. My Little Demon (3:33)
12. Silver Springs (5:41)
13. You Make Loving Fun (3:50)
14. Sweet Girl (3:19)
15. Go Your Own Way (5:00)
16. Tusk (4:22)
17. Don't Stop (5:31)
 
Całkowity czas: 79:11
skład:
Stevie Nicks – wokal, tamburyn
Lindsey Buckingham – gitary, wokal, banjo
Christine McVie – instrumenty klawiszowe, fortepian, wokal, akordeon, tamburyn, marakasy
John McVie – gitara basowa, chórki
Mick Fleetwood – perkusja, instrumenty perkusyjne

Gościnnie wystąpili:
Brett Tuggle – instrumenty klawiszowe, gitara, chórki
Neale Heywood – gitara, chórki
Lenny Castro – perkusja
Sharon Celani – chórki
Mindy Stein – chórki
U.S.C. Trojan Marching Band, Dr. Arthur C. Bartner – dyrygent
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Dobry, zasługujący na uwagę album.
04.01.2023
(Gość)

Fleetwood Mac — The Dance

Rzeczony album miał nigdy nie powstać. Po nagraniu krążka „Tango In The Night” (1987), na tydzień przed rozpoczęciem promującej trasy koncertowej nagle odszedł z Fleetwood Mac charyzmatyczny gitarzysta Lindsey Buckingham. Powodem rozstania były nieustanne tarcia z wokalistką Stevie Nicks oraz uzależnienie od alkoholu większości składu zespołu, czego nie potrafił dłużej tolerować. W konsekwencji pozostała czwórka musiała naprędce szukać zastępcy; znaleźli go w osobach Billego Burnette'a i Rickiego Vito. Na szczęście trasa została zakończona sukcesem, wobec czego 3 lata później nagrano w sześcioosobowym składzie kolejny, umiarkowanie udany krążek „Behind The Mask” (1990). Niespodziewanie po zakończonym tournée z powodów rodzinnych odeszła Christine McVie, a chwilę później w jej ślady poszła Stevie Nicks, co postawiło przyszłość zespołu pod znakiem zapytania. Poszczególni muzycy poświęcili czas na własne zajęcia. W wywiadach przyznawali, że nie chcieli kontynuować dalszej współpracy, ale kiedy świeżo wybrany na prezydenta Bill Clinton poprosił zespół o występ na otwarcie uroczystej gali inaugurującej jego rządy, Stevie Nicks nie miała wątpliwości, że powinni tam stanąć na scenie i zagrać; przecież nie wypada odmówić najwyższej głowie w państwie!

Alternatywę stanowiło puszczenie z taśmy ich przeboju „Don't Stop”, co nie wchodziło w rachubę. Wskutek tego 19 stycznia 1993 roku w Capital Centre w Landover (położonym 12 kilometrów na północny wschód od Waszyngtonu) Fleetwood Mac wystąpił w oryginalnym, pięcioosobowym składzie.

Niestety, następny krążek „Time” (1995) został nagrany bez duetu  Buckingham – Nicks, co miało odbicie w słabych wynikach sprzedaży nie wróżących zespołowi świetlanej przyszłości.

Tymczasem rok później pan Lindsey miał spotkanie z perkusistą Mickiem Fleetwoodem w jego domu na Hawajach. Szybko znaleźli wspólny język, zdając sobie sprawę, że oboje dojrzeli i wciąż mają sobie wiele do powiedzenia. Gitarzysta zaczął właśnie pracę nad kolejnym, czwartym solowym projektem. Potrzebował perkusisty, na co chętnie przystał sam pan Fleetwood. Chwilę później zdał sobie sprawę z tego, że potrzebuje również basisty – znalazł go w osobie kolegi z zespołu, Johna McVie. Kiedy brakowało mu chórków kobiecych, John McVie zaproponował Christine McVie (swoją ex-żonę), będącą członkinią Fleetwood Mac. Do kompletu pozostała  pani Nicks, która bez wahania przyjęła propozycję dołączenia, odwlekając w czasie pracę nad swoim kolejnym albumem firmowanym własnym nazwiskiem. W ten sposób kwintet wylądował w studio, szlifując nowy materiał, a także przygotowując trasę koncertową po Stanach. 20-sta rocznica wydania bestsellerowego „Rumours” (1977) stanowiła dobrą okazję do wspólnego świętowania.

Na trwające 3 tygodnie próby każdy z twórców dostarczył nieco premierowego materiału  do obróbki. Najwięcej  nowych piosenek miał pan Lindsey (podobno ilość napisanych przez niego utworów mogła zapełnić dwie płyty kompaktowe). Christine McVie przyniosła ze sobą 10 premierowych numerów, Stevie Nicks – jedną, nową propozycję. Drogą głosowania wybrano te najlepsze i włączono je w repertuar pierwszego od 4 lat wspólnego występu.

Na samą wieść o powrocie zespołu macierzysta wytwórnia Warner Brothers zareagowała bardzo entuzjastycznie, chętnie użyczając muzykom swojego studia Warner Brothers Studios w Burbank w Kalifornii, gdzie 22 i 23 maja 1997 roku zarejestrowano koncerty z myślą o wydaniu albumu live. Ostatecznie wybrano materiał nagrany 23 maja.

Setlistę tak ważnego wydarzenia można było przewidzieć: prawie 1/3 zarezerwowano na piosenki zamieszczone na albumie „Rumours” (zagrali aż 8 utworów), z poprzednika „Fleetwood Mac” (1975) - 4 kawałki, „Tango In The Night” (1987) - 2 utwory, z „Tusk” (1979) i „Mirage” (1982) po 1 kompozycji. Pominięto songi pochodzące z krążków „Behind The Mask” (1990) i „Time”.(1995).  Za to dorzucono „Go Insane”, solowy kawałek Buckinghama oraz 4 premierowe numery, w tym 2 od Buckinghama („Bleed To Love Her”, „My Little Demon”), a także napisany przez Stevie Nicks „Sweet Girl” i Christine McVie („Temporary One”).

Wersja CD niestety nie mogła zmieścić całego występu, dlatego wyleciały „Gold Dust Woman”, „Gypsy”, wspomniane „Go Insane”, „Over My Head” oraz zamykająca występ „Songbird”. Właśnie wersję wydaną na kompakcie zamierzam omówić.

To co w pierwszej kolejności zwraca uwagę to słyszalna jedność zespołu, w której każdy muzyk daje z siebie wszystko. Można tu wymienić choćby emocjonalny przekaz w „Silver Springs” zaśpiewany przez panią Nicks. Mocnym punktem na płycie jest też ckliwe wykonanie przez tandem Nicks – Buckingham akustyczno-refleksyjnego „Landslide”.

Z kolei perkusista Mick Fleetwood ewidentnie poprawił technikę gry na swoim instrumencie, dodając wiele interesujących wypełnień oraz wprowadzając wspaniałą dynamikę do sekcji rytmicznej („The Chain”, „You Make Lovin' Fun”, „I'm So Afraid”).

Na plus należy zaliczyć rewelacyjną, naładowaną potężnym ładunkiem emocjonalnym solówkę gitarową pana Lindseya w utworze „I'm So Afraid”, jedną z najlepszych w całej jego karierze. Świetnie też wypadł premierowy, dość prosty w swojej budowie „My Little Demon”.

Pod względem wokalnym najlepszą formę zaprezentowała Christine McVie, której barwa głosu (pomimo ponad 50-ciu wiosen na karku) nic nie straciła ze swojej barwy i siły. Oprócz znanego „Everywhere”, zaprezentowała odświeżoną wersję przeboju „Say You Love Me”, w której Lindsey Buckingham zagrał na banjo. Na uwagę zasługuje też skoczny, premierowy utwór „Temporary One” (mój osobisty faworyt z całej płyty) oraz ekspresyjne wykonanie wspomnianego „You Make Lovin' Fun”.

Jednak prawdziwą petardę zespół pozostawił na finał omawianego wydarzenia. Utwór „Tusk” uświetniła kilkudziesięcioosobowa ekipa sekcji dętej Orkiestry Marszowej Uniwersytetu Południowokalifornijskiego, która brała udział w nagraniach studyjnych tego utworu, jednakże dopiero na tym koncercie zespół po raz pierwszy w swojej karierze postanowił wystąpić  w jej towarzystwie. Całość wypadła bardzo dynamicznie, podobnie jak zamykający krążek            „Don't Stop”.

Pomimo wielu zalet, „The Dance” nie jest wolny od wad. Niestety, upływ czasu zmienił melodykę oraz dynamikę utworów. Wiele z nich jest również zaśpiewanych poniżej przeciętnej, jaką zespół w przeszłości prezentował. Słychać to choćby w wysokościach rejestrów jakie potrafili muzycy osiągać w przeszłości (tu warto wymienić choćby otwierający występ „The Chain”, „Dreams” czy „Go Your Own Way”). Dodatkowo momentami irytuje maniera wokalna pana Lindseya Buckinghama, który w utworze „Tusk” dość nieprzyjemnie krzyczy (żeby nie powiedzieć skrzeczy); podobny niesmak pozostawia akustyczna wersja hitu „Big Love”.

Pomimo wyraźnych niedociągnięć będących efektem wieku muzyków oraz kilkunastu lat wspólnych imprez zakrapianych alkoholem i używkami, nie sposób nie odczuwać radości z faktu powtórnej integracji klasycznego składu. Muzycy nie udawali, że są o 20 lat młodsi. Nie widzieli sensu  w odtwarzaniu dawnej chwały, ponieważ nie taki był ich zamiar. W wywiadach przyznawali, że chodziło o stworzenie czegoś nowego na bazie przeszłości. W konsekwencji odświeżono dawne przeboje, dostosowując je do wieku i możliwości wokalnych, w efekcie czego otrzymano satysfakcję z ponownego grania.

Powrót z tak wielką pompą nie uszedł uwadze mediów. Mający swoją premierę we wrześniu 1997 roku „The Dance” znalazł 6 milionów nabywców w samych Stanach, pokrywając album pięciokrotną platyną oraz windując go na sam szczyt listy Billboard 200. Ogromne powodzenie krążka sprawiło, że Fleetwood Mac wyjechał w 44-dniową trasę koncertową, której zwieńczenie stanowiło wprowadzenie grupy do Rock and Roll Hall of Fame w dniu 13 stycznia 1998 roku.

Choć wkrótce po tym wydarzeniu Christine McVie odeszła z zespołu (powodem był nasilony lęk przed lataniem samolotami), to po 16 latach nieobecności zmieniła zdanie, jednak i w tym okresie kwintet nie zaproponował żadnego nowego albumu. Sytuację w zespole skomplikowała Stevie Nicks, która w 2018 roku postawiła przed swoimi muzycznymi kompanami ultimatum – albo ona odchodzi z zespołu, albo Lindsey. W konsekwencji pan Buckingham musiał opuścić szeregi grupy, zaś nagła śmierć Christine McVie pod koniec listopada 2022 roku na zawsze przekreśliła szansę na powrót kwintetu. Tym samym „The Dance” jawi się jako ostatnia propozycja Fleetwood Mac w klasycznym składzie. Zatem można traktować rzeczony krążek jako zamknięcie pewnego rozdziału; stanowiące godne podsumowanie największych dokonań tego zdolnego poprockowego zespołu z bluesrockowymi korzeniami.

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.