ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Toto ─ XX (1977-1997)  w serwisie ArtRock.pl

Toto — XX (1977-1997)

 
wydawnictwo: Columbia 1998
 
1. "Goin' Home" (5:17)
2. "Tale of a Man" (5:29)
3. "Last Night" (5:34)
4. "In a Word" (3:56)
5. "Modern Eyes" (4:24)
6. "Right Part of Me" (5:44)
7. "Mrs. Johnson" (3:48)
8. "Miss Sun" (5:04)
9. "Love is a Man's World" (6:16)
10. "On the Run" (7:01)
11. "Dave's Gone Skiing" (5:04)
12. "Baba Mnumzane" (1:46)
13. "Africa" (9:51)
 
skład:
Różne składy
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 5, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
28.03.2017
(Gość)

Toto — XX (1977-1997)

Kwiecień 1998 roku. Redaktor pewnego śląskiego radia tak zapowiedział świeży singiel rzeczonej amerykańskiej grupy: „Na album Toto trzeba długo czekać, ale kiedy ukaże się, jest wiele powodów do radości.” Miał rację. Pierwsze dźwięki „Goin’ Home”, które popłynęły z głośników wywołały u mnie ciarki na plecach, dzięki gęstej fakturze gitary Steve’a Lukathera, przebojowej melodii oraz charakterystycznym dzwonkom w tle. Byłem zachwycony zarówno szczegółowo dopracowaną produkcją, melodyką, jak i tekstem. Tak rozpoczęłą się na dobre moja przygoda z omawianym zespołem pochodzącym z Kalifornii i trwa po dziś dzień. Niedługo po premierze zakupiłem krążek i nie rozczarowałem się.

Album został wydany z okazji XX-lecia istnienia zespołu i jak na taką uroczystość przystało, zespół przygotował nie lada gratkę dla fanów: zbiór niepublikowanych utworów z różnych okresów działalności. Mamy tutaj pierwsze nagrania, dzięki którym grupa uzyskała upragniony kontrakt z wytwórnią Columbia („Miss Sun”, „Love Is A Man’s World”), odrzuty z debiutanckiego krążka („Mrs Johnson”) oraz kolejnego – „Hydry” („Tale Of A Man”), a także utwór nagrany tuż przed odejściem frontmana Bobby’ego Kimballa z zespołu („Right Part Of Me”).

Erę Josepha Williamsa przy mikrofonie reprezentują „In A Word” (nagrany podczas sesji do albumu „Fahrenheit”) oraz „Modern Eyes” (nagrany między krążkami „Fahrenheit” a  „The Seventh One”). Zestaw niepublikowanych nagrań zamyka „On The Run”, zarejestrowany podczas występu na Montreux Jazz Festival w 1991 roku. Jak okazało się, był to ostatni występ zespołu z perkusistą Jeffem Porcaro, który kilkanaście mięsiecy później zmarł na atak serca w wieku zaledwie 38 lat.

Cały zestaw zamykają koncertowe wykonania pochodzące z tournee po Południowej Afryce w 1996 roku, kiedy to grupa  wykonała m.in. obłędną wersję największego przeboju, „Africa”. Wówczas na scenie stanął 7-osobowy chór złożony z Afrykańczyków oraz sześć perkusji, wśród których jedna należała do Simona Philipsa (następcy Porcaro), a reszta do tamtejszych lokalnych muzyków. Jak głosi notatka we wkładce do albumu, zespół w dniu koncertu dopisał nowe partie i „na gorąco” je zagrał przed publicznością. Efekt? Więcej niż fantastyczny! Nigdy później nie słyszałem lepszego wykonania tego znanego hitu radiowego jak to.

Zresztą, pozostała część krążka również nie ustępuje poziomowi trylogii zamykająej płytę. Mamy tu bowiem do czynienia z materiałem o najwyższej jakości wykonawczej, aranżacyjnej i kompozycyjnej. Płyta reprezentuje przekrój przez wiele stylów muzycznych, w których zespół bardzo sprawnie porusza się: hard rock („Goin’ Home”, „On The Run”, „A Tale Of A Man”), rock symfoniczny („Right Part Of Me”), folk rock („Baba Mnuzane”, „Africa”), reggae („Modern Eyes”), disco („Miss Sun”, „Love Is A Man’s World”), pop rock („Last Night”), a nawet rock progresywny („Dave’s Gone Skiing”, końcowa część „Mrs Johnson”).

Ciężko znaleźć na albumie jakieś słabizny. Krążek trzyma równy, wysoki poziom od pierwszego do ostatniego dźwięku. Moją szczególną uwagę zwróciły świetne perkusyjne groovy, które zostały doskonale opracowane i dobrane do każdego songu z osobna. Wirtuozeria pozostałych muzyków nie odbiega poziomem od bębniarza, bowiem Steve Lukather szczególnie popisuje się swoją grą w „On The Run”. Tak wysmakowanej solówki dawno nie słyszałem. Jego drapieżny styl gry jest wbrew pozorom łatwo przyswajalny dzięki ogromnemu wyczuciu melodii. Kiedy trzeba potrafi chwycić za serce (np. solówka w „Right Part Of Me”). Warto zakupić krążek choćby dla tych fragmentów. Nie mniej utalentowany jest klawiszowiec David Paich, którego pierwszej próby popis można usłyszeć w „Africa”, za to w instrumentalnej części „Mrs Johnson” Paich potrafi swoją grą zbudować nastrój czlowieka samotnego. Po prostu mistrzostwo!

Nieco w tle pozostaje drugi w historii zespołu bębniarz, Simon Philips, którego grę można podziwiać w zaledwie dwóch utworach w zestawie: „Dave’s Gone Skiing” i „Africa”. Jego postać w kolejnych latach przyniesie grupie wiele nowych i świeżych pomysłów aranżacyjnych. Obok niego dobrym duchem albumu jest basista Mike Porcaro, który w mistrzowski sposób uzupełnia sekcję rytmiczną swojego brata.

Podsumowując, zespół przygotował fanom smakowitą, wręcz królewską ucztę złożoną z najlepszych muzycznych dań. Absolutnie przy tym nie zgodzę się z opinią, jakoby byłby to album tylko dla zagorzałych fanów, bowiem ja zaczałem swoją przygodę z tą amerykańską grupą właśnie od albumu „TOTO XX”. Ponadto przekrój przez pokaźną liczbę gatunków muzycznych, w których zespół naturalnie porusza się, daje pogląd na ich świetny warsztat, wirtuozerię, wrażliwość i wszechstronność muzyczną, stawiając wysoko poprzeczkę młodszym zespołom, chcącym grać AOR. Powyższe cechy muzyki panów Lukathera, Paicha, Williamsa, braci Porcaro oraz Bobby’ego Kimballa sprawiają, że po ten krążek warto sięgnąć, tym bardziej, że na następny album o tak wysokim poziomie jak ten trzeba będzie poczekać kolejne 17 lat, ale to już inna historia. Bardzo dobra pozycja. Gorąco polecam.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Mgławica Kalifornia - IC1499 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.