ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Quidam ─ Quidam [reedycja] w serwisie ArtRock.pl

Quidam — Quidam [reedycja]

 
wydawnictwo: GAD Records 2021
 
1. Sanktuarium/Sanctuary (8:57)
2. Choćbym/Even Though... (7:05)
3. Bajkowy/Like A Fairytale (3:42)
4. Głęboka rzeka/Deep River (8:03)
5. Nocne widziadła/Night Visions (7:21)
6. Niespełnienie/Unfulfilled (9:44)
7. Warkocze/Plaits (4:07)
8. Bijące serca/Beating Hearts (1:53)
9. Płonę/I'm On Fire (14:09)

Bonus track:
10. Sanktuarium AD 2021/Sanctuary AD 2021 (8:53)
 
Całkowity czas: 74:03
skład:
Emila Nazaruk (Derkowska) – voc, bvoc, fl, cello
Ewa Albering (Smarzyńska) – fl
Zbyszek Florek – keyb
Maciek Meller – g
Radek Scholl – bg (1-9)
Rafał Jermakow – dr, perc

Jarosław Szajerski – bg (10)
Monika Margielewska – ob (1, 7)
Kamila Kamińska – bvoc (4)
Mirek Gil – g (2)
Weronika Kujawa – cello (10)
Kamil Szewczyk – ob (10)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,2

Łącznie 9, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
30.11.2021
(Recenzent)

Quidam — Quidam [reedycja]

Absolutnie zgadzam się z zasłyszaną niedawno opinią cenionego dziennikarza muzycznego, szefa Rock Serwisu i zarazem… byłego managera grupy Quidam, Piotra Kosińskiego, który stwierdził w swojej radiowej stacji, że jeśli ktokolwiek organizowałby plebiscyt na najlepsze płyty w historii polskiej muzyki popularnej i debiut Quidamu nie znalazłby się w tym zestawieniu, ów plebiscyt niewiele byłby wart.

Recenzowaliśmy na naszych łamach ten album i już wówczas uzyskał maksymalną notę. Ale nawet, jeśli ktoś, jeszcze w minionym wieku, nie doceniał jego wyjątkowości, dziś powinien posypać głowę popiołem. Bo mam wrażenie, że on – mimo upływu czasu – wcale się nie starzeje. Wręcz przeciwnie, niczym szkocka whisky, leżakując w dobrych beczkach, zyskuje na mocy, wyrazistości, złożoności i aromacie.

I tak dziś odbieram tę płytę, która w tym roku obchodzi swoje 25 – lecie. Dlatego tych parę słów poniżej będzie miało raczej charakter sentymentalno – wspominkowy, niż analityczny, wszak wszystko już o tej płycie napisano i każdy miłośnik takiego grania zna z niej najdrobniejszy dźwięk. Posunąłbym się jeszcze dalej: wydany w 1983 roku debiut Lady Pank składał się z dziesięciu utworów, które do dziś zna cała Polska. Każdy numer to był hit. Wiem, że Quidam to już nie ta stylistyczna szuflada, ale też i nie te czasy, niemniej Quidamowy debiut jest do dziś prawdziwą kopalnią pięknych, inteligentnych piosenek – jak ktoś woli – progresywnych hitów. Swoistym odpowiednikiem płyty grupy Borysewicza w… świecie polskiego proga. To między innymi ten album, po transformacyjnym przełomie 1989 roku i po wydanym w 1994 roku Collage’owym Moonshine, otwierał nasz progresywny rock na świat. I był przez ten świat ceniony, wszak do dziś oba wspomniane albumy przez wielu dziennikarzy i krytyków, nie tylko w Polsce, uważane są wręcz za ikoniczne dla nowej fali progresywnego rocka lat dziewięćdziesiątych. Tak na zupełnym marginesie - ówczesny gitarzysta Collage, Mirek Gil, zagrał na Quidam w utworze Choćbym….

Jednym słowem, fantastycznie się stało, że ta rzecz pojawia się ponownie i… zyskuje (jeśli się nie mylę!) czwarte życie. To pierwsze, oczywiście w 1996 roku, to drugie - w zremasterowanej, limitowanej do 500 kopii wersji z 2005 roku (taką zresztą posiadam), trzecie, z okazji 10 – lecia, w 2006 roku (też zdobi mą półkę). Wówczas, wydana w digipaku, z dodatkową płytą, zatytułowaną Rzeka wspomnień. Po raz czwarty narodzi się już za kilka dni, ponownie w wersji jednopłytowej, w zwykłym jewel case, z okładką z tego rocznicowego wydania z 2006 roku. I z dwiema istotnymi zmianami w stosunku do ostatnich edycji: nie mamy już wideoklipu do kompozycji Warkocze, dostajemy za to, w formie bonusu, nową wersję magicznego Sanktuarium.

Skąd ten pomysł? Muzycy postanowili uczcić to ćwierćwiecze wydaniem winylowym, ale pojawił się problem ze… stroną D. I tak narodziła się myśl nagrania kompozycji raz jeszcze. Do tego przez oryginalny skład, który choć nie spotkał się osobiście (od czego jest technika i XXI wiek!), zjawiskowo wpisał się w ten jubileusz. Na basie zagrał nawet (zamiast Radka Scholla) Jarek Szajerski, jeden z twórców tej kompozycji. Bo jak niedawno przypomniał na swoim profilu gitarzysta, Maciej Meller: TEN utwór to właściwie... tzw. cover, ale nie taki zwykły, bo mocno i twórczo rozwinięty, przerobiony, „dokomponowany”. Nawet nie wiem, co nas gówniarzy tknęło, żeby wziąć na warsztat i zagrać po swojemu pieśń Jarka Szajerskiego i Przemka Naguszewskiego, usłyszaną w 1993 roku na „Gitariadzie” w Aleksandrowie Kujawskim, wykonywaną przez ich zespół Rivendell. Gwoli technicznych wyjaśnień: w tej nowej wersji zaśpiewała już Emilia Nazaruk, a na flecie zagrała, wprost z Holandii, Ewa Albering. To oczywiście odpowiednio Emilia Derkowska i Ewa Smarzyńska. No a ponadto pojawili się Weronika Kujawa na wiolonczeli i Kamil Szewczyk na oboju.

Sanktuarium to utwór ikoniczny. Dość powiedzieć, że gdy w 2005 roku do grupy dołączył Bartosz Kossowicz, cały nasz „progresywny światek” zastanawiał się, jak zabrzmi ten wyjątkowy utwór na koncertach z, co by nie mówić, osobistym i kobiecym tekstem (Derkowska była jego współautorką) w wykonaniu nowego wokalisty zespołu. A potem ileż to było analiz i porównań! Inna osobliwość, która powraca do mnie, gdy tylko myślę o tym utworze, to jego wykonanie na meksykańskim festiwalu Baja Prog w 1999 roku, które później trafiło na koncertówkę Baja Prog – Live in Mexico '99. Wówczas to Maciej Meller wplótł do utworu porywające solo Steve Hacketta z Firth Of Fift. Publiczność podniosła wrzawę z zaskoczenia, po czym, gdy Meller powrócił do klasycznego Sanktuaryjnego popisu, rozległy się piękne brawa. I tak sobie zawsze myślałem: ileż trzeba mieć artystycznej odwagi i bezczelności, żeby zestawić swoje solo z tym jednym z najpiękniejszych w historii rocka? I wiecie co! Nigdy nie miałem problemu z odpowiedzią na to pytanie. Bo Mellerowy majstersztyk jest równie perfekcyjny i cudowny. Jak brzmi wersja Sanktuarium AD 2021? Z ogromnym szacunkiem do oryginału, z pewnymi aranżacyjnymi i brzmieniowymi smaczkami, jest jakby gęstsza oraz nieco bardziej cięższa i symfoniczna, choć interpretację tych przymiotników asekuracyjnie pozostawiam słuchaczom.

A co z resztą płyty? Pisałem już, że to przepiękne, melodyjne, urzekające utwory z niesamowitymi, pełnymi delikatności wokalami Derkowskiej, gustownymi i dopieszczonymi solówkami Mellera i cudną folkową lekkością podkreślaną partiami fletu Smarzyńskiej, ale i Derkowskiej. Choćbym, Bajkowy, Głęboka rzeka, czy kapitalne Płonę, to tylko wybrane perełki, choć każdy może sobie wybrać coś innego. Nie byli może w tym, co wówczas zaoferowali oryginalni na skalę światową, jednak było w tym graniu tyle świeżości, spontaniczności i artystycznego uroku, że trudno było ich nie zauważyć.

Ta najnowsza edycja ozdobiona jest 24-stronicową książeczką zawierającą archiwalne zdjęcia (w tym jedno bardzo wyjątkowe z pewnych względów – wykonane przed laty na tle sceny Teatru Letniego w Parku Solankowym w Inowrocławiu!) i wspominkowo-recenzyjny tekst Marcina Gajewskiego, zarówno w polskiej jak i angielskiej wersji. I jeszcze rzecz dla niektórych dość istotna. Materiał został na nowo zremasterowany przez Roberta Szydło. Czy jest lepiej? Nie będę wchodził w audiofilskie dyskusje. Bo dla mnie, ze względu na jubileusz, to mniej istotne. Płyta miała i ma swoje specyficzne brzmienie, a nowa wersja Sanktuarium brzmi faktycznie zdecydowanie inaczej.

Wiem, wyszło nieco hagiograficznie i „z pozycji klęcznej”. Ale inaczej nie można było. Kto jeszcze nie ma tej płyty, a zbiera i archiwizuje ważne momenty w historii polskiego rocka, szybko powinien tę wstydliwą zaległość uzupełnić. Bo fanów zachęcać nie muszę, nawet jeśli mają poprzednie wersje. Tym bardziej, że teraz mogą wreszcie zdobyć jeszcze winylową edycję.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
Trójlistna koniczyna - M20 by Naczelny
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.