To jedna z największych wydawniczych niespodzianek tego roku. Wszak dziesięć długich lat trzeba było czekać na czwarte dzieło Pure Reason Revolution, a po drodze niewiele wskazywało na to, że kiedykolwiek jeszcze do takiej premiery dojdzie. No ale w zeszłym roku Jon Courtney i Chloë Alper reaktywowali zespół grając na festiwalu Midsummer Prog w Holandii swój pierwszy koncert od prawie ośmiu lat. Wykonali wówczas w całości debiutancki The Dark Third. I tak oto ta powstała w 2003 roku grupa powróciła do żywych. Przypomnijmy, że po tournée promującym wydany w 2010 roku Hammer and Anvil Courtney i Alper rozstali się. Ten pierwszy założył formację Bullet Height, zaś Alper grupę Tiny Giant. Na szczęście się zeszli a efekt ich pracy możemy podziwiać od 3 kwietnia.
Na album Eupnea składa się sześć kompozycji wpisanych w nieco ponad trzy kwadranse muzyki. Artyści postawili na trzy dosyć zwięzłe piosenki i trzy bardziej rozbudowane, wielowątkowe formy. I już od pierwszych dźwięków jest naprawdę dobrze. Muzycy nie odkrywają prochu, wielce nie kombinują, za to stawiają na sprawdzone, jakże charakterystyczne dla siebie brzmienie, którego nie można pomylić z jakimkolwiek innym zespołem. Selektywnie wyprodukowane gitary, czy to w bardziej delikatnej formule, czy to w formie mocnych i gęstych ścian dźwięku, do tego ekspansywna i pomysłowa elektronika oraz ich znak firmowy - kapitalne, męsko-damskie harmonie wokalne serwowane z dużym pietyzmem.
Otwierający całość New Obsession, przeznaczony nieprzypadkowo jako drugi do promocji, jest z pewnością najlepszą piosenką w zestawie, podkreśloną świetną melodyką i nośnym, „rozpędzonym” na motorycznym basie, refrenem. Zaraz po nim dostajemy pierwszy długas, Silent Genesis, jako pierwszy ujawniony przez grupę. I też nie powinno to dziwić, bo to chyba najlepszy utwór na płycie. Sporymi fragmentami klimatyczny, przestrzenny, z subtelnymi figurami gitar i snującymi się samplami oraz, znów, z dobrą melodią. W drugiej części otrzymujemy jakby quasi jazzowe wtręty, po nich kompozycja zyskuje na sile i zgiełkliwości. W swojej wielowątkowości utwór pachnie latami siedemdziesiątymi i to jest jego siła.
To oczywiście nie zarzut, ale później już na płycie nie otrzymujemy czegoś, co nas zaskoczy. Po prostu następne rzeczy najzwyczajniej trzymają poziom pilnując wypracowanej formuły. Tak jest wraz ze zdominowanym potężnymi uderzeniami perkusji Maelstorm, w którym dla przeciwwagi mamy trochę oniryczne i rozleniwiające wokale. Najkrótszy w zestawie Beyond Our Bodies to praktycznie jedyna tu ballada, choć i ona zyskuje na tempie i ciężarze w drugiej odsłonie. Z pozostałych dwóch większych form bliżej mi do Ghost & Typhons, niż do tytułowej Eupnei. Choć obie bazują na kontraście między delikatnością a ciężarem i mają silnie progresywny wyraz.
Nie jest to płyta, którą postawiłbym przed kultowym już debiutem The Dark Third, do którego do dziś mam (być może z sentymentalnych powodów) słabość. Niemniej do bardzo dobra rzecz i należy się tylko cieszyć, że jak wszystko się uda już w październiku usłyszymy ją w Polsce na żywo.