ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pure Reason Revolution  ─ The Dark Third (European Edition) w serwisie ArtRock.pl

Pure Reason Revolution — The Dark Third (European Edition)

 
wydawnictwo: InsideOut Music 2007
dystrybucja: Mystic
 
"Aeropause" – 5:04; "Goshen's Remains" – 5:45; "Apprentice of the Universe" – 4:16; "The Bright Ambassadors of Morning" – 11:56; "Nimos and Tambos" – 3:44; "Voices in Winter
In the Realms of the Divine" – 6:35; "Bullitts Dominæ" – 5:22; "Arrival
The Intention Craft" – 8:53; "He Tried to Show Them Magic!
Ambassadors Return" – 5:17; "Asleep Under Eiderdown" – 3:00 (hiden track after 5 minutes of silence)

Bonus CD (European edition only)

„In Aurelia”; „Borgens Vor”; „The Exact Colour”; „The Twyncyn”/”Trembling Willows”; „Golden Clothes”

 
skład:
Chloe Alper - vocals, bass/ Andrew Courtney - drums & percussion/ Jon Courtney - vocals, guitars, programming keyboards, bass/ James Dobson - keyboards, violin, programming ,vocals, bass/ Gregory Jong - guitars, vocals, bass/ Jamie Willcox - guitar, vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,29
Arcydzieło.
,52

Łącznie 101, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
02.03.2007
(Recenzent)

Pure Reason Revolution — The Dark Third (European Edition)

Romek Walczak w swojej recenzji „Aegitis Byrjun” napisał, że współczesny prog-rock nie cierpi na nadmiar dobrych pomysłów. Rzeczy oryginalnych i wybitnych ze świecą szukać, a nawet dość trudno znaleźć wykonawców, którzy by umieli twórczo wykorzystywać pomysły innych. Na szczęście zdarzają się takie rzeczy jak „The Dark Third”, które są promyczkiem światła rozjaśniającym szarą progową codzienność.

Pytanie , co to jest Pure Reason Revolution. Na stwierdzeniu, że to zespół, który nagrał bardzo dobrą debiutancką płytę, proste odpowiedzi się kończą. Wrzucono ich do bardzo pojemnego worka z napisem rock progresywny , ale po prawdzie tam samo jest to prog-rock , jak i nie jest. Jasne – w „Aeropause” jest taka floydowska gitara, ze tylko ślepy i głuchy by nie pokojarzył. Jasne – pewne rozwiązania brzmieniowo-aranżacyjne jak z późnego Porcupine Tree. Nie, nie jasne. To też mogą być nieco odrzęchliwieni Pumpkinsi skropieni Floydem. Za to harmonie wokalne w „Gosheen’s Remains” to tak jakby Solstice z płyty „New Life”. Gdzieś mi się też to z Eloy skojarzyło. Nie bardzo pamiętam dlaczego... chyba przy „The Bright Ambassadors of Morning” miałem takie odczucia. No i to też pasuje do założeń. Tylko, że czasami zawieje cold-wavewowym chłodem, jak z niektórych płyt Cure lub wczesnych Simple Minds, motoryką przypomina to późniejsze płyty Tiamat albo Paradise Lost. A w ogóle z tym, co osobom postronnym mogłoby się kojarzyć z rockiem progresywnym, nie ma prawie nic wspólnego. Moim zdaniem to raczej zespół, powiedzmy, nowofalowy z ciągotami do bardziej wyrafinowanego grania. Nie wiem , jak sami artyści określa swoją muzykę. Jak mówią, że to prog-rock – to widocznie tak jest. A jak , że to taka muzyka, którą „my se tak wymyślili” :), no to krytycy będą mieli problem. Taka trudna do zdefiniowania mieszanka to dobra rzecz, bo nie ma nic gorszego od przesadnej dbałości o czystość gatunku. Zwykle kończy się to degeneracją. A kundle są przeważnie najzdrowsze i najmądrzejsze.

Już dawno nie zdarzyło się , żeby panowała taka zgodność w ocenie tej samej płyty. I ci starzy wyjadacze, dla których Porcupine Tree to cały czas zespół na dorobku , i ci najmłodsi adepci, którzy „Gębę” King Crimson odkryli kilka tygodni temu – wszyscy twierdzą, że to płyta duża, ważna i nietuzinkowa. A skąd takie peany ze strony prog-fanów? No cóż, fan rocka progresywnego to osobnik , który zazwyczaj ma z deklem coś nie bardzo i dlatego tylko nie przebywa w zakładzie zamkniętym , bo go jeszcze nie przebadał psychiatra, za to jest wyczulony na ciekawe, niebanalne dźwięki i dziwne byłoby gdyby coś takiego, jak „The Dark Third” mu umknęło.

Z tego, co wcześniej napisałem można byłoby odnieść wrażenie, że muzyka z tej płyty jest wtórna. W życiu nie nazwałbym tego wtórnym. To nie tak. Jest to suma doświadczeń muzycznych i gustów poszczególnych członków zespołu. Każdy czegoś słuchał, każdy coś lubi. Nie można się od tego oderwać, to pozostaje i ujawnia się w sposób mniej lub bardziej świadomy. I to ma wpływ na ostateczny kształt dzieła. Mimo dość silnego oparcia się na rockowej tradycji, prezentuje ciekawe i świeże podejście do muzyki. To jednak ma cechy czegoś nowego. Tak ja Mars Volta, gdzie nie ma ani jednego dźwięku, którego by ktoś wcześniej nie nagrał , ale poskładane jest to w taki sposób , że nikt inny tego tak nie robił.

Analizując bardziej na chłodno poszczególne utwory zauważyłem, ze przeważnie lecą na patencie wolne canto – szybki refren. Co ciekawe, to się sprawdza . Nie sztuka taki chwyt zastosować, przy okazji rozbijając nastrój i strukturę utworu. Muzycy z PRR robią to tak dobrze, że szybki refren nie kłóci się z wolniejszą zwrotką. To jest jak dodanie gazu, ale płynnie, bez szarpnięcia. Na tyle jednak mocno, że czuć przypływ energii. Tak, że mrówki chodzą po plecach. Wszystkie utwory są do siebie dość podobne – czasami jest trochę szybciej, czasami wolniej, czasami ostrzej, czasami łagodniej. Ale i tak całość utrzymana jest w podobnym klimacie. Do tego połączone są ze sobą (chyba wszystkie). I duża pochwała dla zespołu, że mimo wszystko to nie jest monotonne. Świadczy to też o tym , że same kompozycje są najwyższej jakości.

Trudno mi wyróżnić cokolwiek z tej płyty, pewnie ze względu na spójność materiału. Traktuję ją jako jedną całość i nie słucham „po kawałku”. Natomiast na miejscu zespołu „Nimos & Tambos” pchnąłbym na jakiegoś singla – ma to potencjał, mogłoby trochę po MTV2 pohulać.

Czy PRR to nowa jakość w prog-rocku? Raczej nie. Nie mają ani bardziej własnego stylu, ani nawet zbyt rozpoznawalnego brzmienia. Wymyślili sobie własną muzykę, na własne potrzeby, zajęli jakąś niszę ekologiczną. Każde naśladownictwo będzie śmierdziało plagiatem na kilometry.
Czy PRR to nowa siła w prog-rocku? Oby. Obecnie dzięki debiutanckiemu albumowi w ekspresowym tempie zyskują sobie status grupy kultowej. Ale nagrali tylko jedną regularną dużą płytę. To może być przypadek. Czas to zweryfikuje. Na razie mają duży kredyt zaufania i wielu słuchaczy ich następną płytę kupi „w ciemno” (ja też).

Na koniec kilka luźnych refleksji

Po pierwsze – skrzypce! Pięknie grają. Ten instrument w kapeli rockowej wart jest wszystkich pieniędzy.
Po drugie – produkcja. Można „ciasno” poustawiać instrumenty koło siebie, gdzie nie mają zbyt dużo wolnej przestrzeni i mimo takiej ściany dźwięku brzmi to selektywnie, nie robi się z tego mało \"przejrzysta\" kasza – ku pamięci naszych miejscowych „szpecjalistów” od konsolety.
Po trzecie – dawno nie słyszałem debiutu o takiej sile rażenie i debiutantów o takim potencjale. W ostatnich latach nie było tego dużo – Mars Volta, Sigur Ros, Porcupine Tree. Wydaje mi się, że to może być ten kaliber.
Po czwarte - ... a Radiohead też.

Wersja europejska wydana w tym roku jest dwupłytowa. Na bonusowym dysku jest pięć utworów i około 30 minut muzyki. Nie zachwyciło mnie to . To jednak nie ta klasa, co kompozycje z głównej płyty.


 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.