Brytyjska grupa Strawbs nie należy do czołówki rocka progresywnego. Pomimo sprzedanych 3 mln egzemplarzy na całym świecie, nigdy nie doczekali się dzieła życia, które nadałoby splendoru twórczości zespołu, choć niejednokrotnie ich płyty rozmachem dorównywały tuzom gatunku.
Jej niewątpliwy lider, Dave Cousins, jest bez dwóch zdań wszechstronnym twórcą odpowiadającym za większość repertuaru (choć nie tylko on), dlatego trudno w jego piosenkach doszukać się wpływu jedynie rocka progresywnego; sięgał również do brytyjskiego folku, pop rocka, hard rocka, a nawet rocka symfonicznego. Zatem trudno o jednoznaczną kwalifikację gatunkową rzeczonej formacji. Jednakże wśród przepastnego repertuaru można wyróżnić takie pozycje, które odcisnęły piętno na twórczości Truskawek. Wprawdzie pierwsze trzy albumy studyjne, włącznie z „From The Witchwood” (1971), odznaczały się silnymi wpływami brytyjskiego folk rocka, to już na „Grave New World” (1972) widać wyraźne zainteresowanie rockiem progresywnym: struktura utworów uległa gdzieniegdzie skomplikowaniu, a do instrumentarium wprowadzono m. in. gitarę elektryczną i mellotron. Po intensywnej trasie koncertowej w 1972 roku, zespół właściwie z marszu wszedł do studia, aby zarejestrować kolejny album.
Nagrania nowego krążka rozpoczęły się w studio Sound Techniques zlokalizowanym w południowo-zachodniej dzielnicy Londynu (Chelsea) w październiku 1972 roku i (według relacji z różnych źródeł) zajęły zespołowi około 300 roboczogodzin, z czego większość została zmarnowana na niekończące się dyskusje. Wprawdzie na brak materiału nie mogli narzekać, ale z powodu niejednoznacznej decyzji co do stylistycznego kierunku, nagrania stanęły w martwym punkcie. Dodatkowo w zespole narastały wewnętrzne tarcia z tym związane; basista Jon Ford wolał grać folkowe i popowe numery. Z kolei Dave'a Cousins'a interesował coraz mocniej rock progresywny. Sytuację skomplikowało odejście gitarzysty Tony'ego Hoopera rozczarowanego coraz mocniejszym odejściem zespołu od korzeni folkowych, wskutek czego zaangażowano do współpracy Dave'a Lamberta pochodzącego z zachodniej dzielnicy Londynu (Hunslow), sąsiada lidera Strawbsów. Pan Lambert grał m.in. w Fire, hardorockowej kapeli, zdobywającej na przełomie lat 60 i 70 sporą popularność wśród studenckiej publiczności zachodniej części stolicy Wielkiej Brytanii. Pojawienie się jego osoby wprowadziło do zespołu dodatkowy element rockowego zadzioru, co z kolei nie było w smak Hudsonowi i Fordowi. W końcu jakimś cudem nagrania ukończono pod koniec 1972 roku i zespół mógł przystąpić do nadania tytułu ukończonemu zestawowi piosenek. „Bursting At Seams” (z ang. „Pękanie W Szwach”), doskonale obrazuje nie tylko wewnętrzne tarcia, ale wielość pomysłów poszczególnych kompozytorów.
Ostatecznie album miał swoją premierę 26 stycznia 1973 roku. Ujawnił pełen wachlarz stylów: mamy tu korzenny folk („The Winter And The Summer”), pop rock („Lay Down”, „Part of The Union”), a także rock progresywny (szczególnie zasługuje na uwagę dwuczęściowy „River” i „Down To The Sea”).
Jak więc prezentuje się jego zawartość po latach?
Album rozpoczyna przyjemny otwieracz w postaci folkowego „Flying”, w którym prym wiodą wspaniałe harmonie wokalne podszyte przyjemnym klawiszowym tłem, uzupełnione przez elektryczne banjo. Utwór zdradza stopniową zmianę stylistyki, bowiem w nim uważny słuchacz zauważy zmiany nastroju, charakterystyczne dla rocka progresywnego.
Jego sukcesor „Lady Fuschia” (autorstwa Hudsona i Forda) został zainspirowany „Ghormengast” Mervyna Peake'a. Wypełnia go frywolny temat gitarowo-sitarowy, uzupełniony przez wspaniałe harmonie wokalne oraz porywający, folkowy refren. Jedno z najlepszych dzieł tego zdolnego duetu.
Nie mniejszą przyjemność sprawia ciepły „Stormy Down”, podszyty nieco country rockiem, ze zwiewnymi partiami gitar i pianina. Pierwotnie miał otwierać album, ale w ostatniej chwili zmieniono kolejność. Utwór posiada wielki potencjał komercyjny, który nie do końca został wykorzystany przez stacje radiowe.
Po nim następuje przejście do opus magnum tego albumu, czyli połączone „The River” i „Down The Sea”., zainspirowane przez spacer Cousinsa wzdłuż portu rzecznego w Dover. Oba utwory stanowią jakby dwa bieguny: pierwszy – bardzo melancholijny, wypełniony spokojnym śpiewem Cousinsa z akompaniamentem gitary akustycznej, którą uzupełnia brzęcząca gitara elektryczna Dave'a Lamberta. Utwór stopniując napięcie, stanowi doskonały wstęp do jego sukcesora w postaci„Down By The Sea”, otwieranego przez przebojowy motyw gitarowy, po którym wchodzi syntezator, aż wszystko znów wycisza się do akompaniamentu gitary akustycznej i śpiewu lidera grupy, po czym następuje powrót do ostrzejszego grania. Utwór gdzieniegdzie zaskakująco meandruje przez różne wariacje wszystkich elementów napotkanych po drodze, aż po emocjonujący finał, podkreślony przez niespodziewaną sekcję symfoniczną, przypominającą wczesne dokonania Barclay James Harvest.
Odetchnienie od klimatów progresywnych przynosi dowcipny „Part Of The Union”, będący satyrycznym spojrzeniem na ówczesne brytyjskie związki zawodowe. Pierwotnie utwór miał się ukazać na planowanej wspólnej płycie Johna Forda i Richarda Hudsona pod nazwą The Brothers, jednakże w ostateczności trafił nie tylko na album macierzystej formacji, ale również na singiel, stając się wielkim przebojem na Wyspach.
„Tears And Pavan” to utwór dwuczęściowy, o wyraźnej progresywnej strukturze, choć o folkowym zabarwieniu. Użyto w nim mellotronu oraz fajne dzwoneczki, pełniące funkcję ozdobnika. Mniej więcej w połowie piosenka wkracza w rejony elżbietańskiej muzyki, podszytej rytmicznym klaskaniem, przy akompaniamencie klawesynu. Całość wypada świeżo, zwiewnie i bardzo melodyjnie. Kolejny mocny punkt na płycie.
„The Winter And The Summer” (autorstwa Lamberta) to kolejna albumowa perełka, stanowiąca nawiązanie do folkowych korzeni zespołu. Zastosowano tu gitary akustyczne przy łagodnie płynącej sekcji rytmicznej współgrającej z połyskującymi gitarami akustycznymi, doskonale uzupełnionymi ciepłymi figurami keyboardzisty, Blue Weaver'a.
Powoli zbliżając się do końca płyty słuchacz otrzymuje kolejny wielki hit Truskawek „Lay Down”. Otwiera go przebojowy riff oraz porywający refren. W utworze Dave Lambert lśni swoimi popisami gitarowymi, przyprawiającymi utwór o niezły rockowy zadzior. Na uwagę zasługują melodyjna linia basu i wspaniale opracowane harmonie wokalne Tekst tej ścieżki jest nawiązaniem do biblijnego Psalmu 23, choć pozbawionego bezpośrednich odniesień do Boga, ale za to wychwalającego spokój zachodnich dzielnic Londynu.
Całość zamyka uroczy „Thank You” nagrany przy akompaniamencie fortepianu i nierówno śpiewającego chóru dziecięcego. Owa miniatura muzyczna została nagrana na korytarzu jednej ze szkół w londyńskim Hounslow, do której uczęszczała córka Cousinsa.
W 1998 roku A&M wypuściło na rynek wersję zremasterowaną, której główną atrakcją są bonusy. Pierwszy z nich, „Will You Go”, został zaczerpnięty ze strony B singla „Part of the Union” . Stanowi doskonałą wersję tradycyjnej celtyckiej pieśni „Wild Mountain Thyme”. „Backside” jest wspaniałym pastiszem utworów Davida Bowiego. Ostatnim dodatkiem jest singlowa wersja „Lay Down”, sporo lepsza od albumowej.
„Bursting At Seams” został najlepiej sprzedającym się albumem Truskawek na Wyspach. Z pewnością w jego promocji pomogły dwa przebojowe single: pilotujący album melodyjny „Lay Down” (który wskoczył na 12 oczko) oraz „Part Of The Union” (2 lokata).
Jednakże wśród fanów po dziś dzień krążą mieszane opinie na temat „Bursting At Seams”. Niektórzy znienawidzili „Part Of The Union” (choć podobno znaleźli się wśród działaczy związków zawodowych tacy, którzy obrali ten utwór jako swój hymn), czy „Thank You” jako kiczowaty eksperyment. Z kolei dla części publiczności, zapatrzonej w epokę folkowych albumów pokroju „Dragonfly” (1970), czy „From the Witchwood” (1971), „Bursting At Seams” jawi się jako pójście w komercję.
Niezależnie od sposobu odbioru albumu, można powiedzieć, że rzeczony krążek stanowi kolejny krok naprzód, rozszerzając horyzonty muzyczne Dave'a Cousins'a i spółki. Przyszłość pokazała, że wśród różnorodnego programu „Pękania W Szwach” znajdują się utwory zwiastujące przyszły stylistyczny kierunek grupy („The River” i „Down To The Sea”), bowiem na kolejnych krążkach („Hero And Heroine” z 1974 roku oraz „Ghosts” wydanego rok później) ujawnią się jeszcze silniejsze wpływy tego gatunku. Mimo to na „Bursting At Seams” nie zdominowały nastroju płyty, a jedynie go uzupełniły. Podobnie jak pop rockowe kawałki (wspomniane „Lay Down” czy „Part Of The Union”). Jednakże znaleźć można też wypełniacze, które niczego nie dodają, ani nie ujmują albumowi („Thank You”).
Zatem jaki jest album „Bursting At Seams”? Przede wszystkim różnorodny. Oprócz wielości gatunków muzycznych, na uwagę zasługuje również wielość instrumentarium, bowiem można tu usłyszeć zarówno tradycyjne rockowe instrumenty (gitara elektryczna, bass, perkusja) jak i folkowe instrumentarium (m. in. mandolinę, sitary oraz klawesyn). Do nagrań również zaproszono chór dziecięcy i orkiestrę symfoniczną. Pomimo takiej mieszanki, całość brzmi niezwykle spójnie, melodyjnie i różnorodnie. Wyraźnie też wysunięto na pierwszy plan rolę pianina i instrumentów akustycznych. Album ma wybitnie pop-rockowo-folkowy charakter, a mimo to wszystko tu do siebie pasuje (choćby progresywny „The River” do żartobliwego „Part Of The Union”). Ponadto krążek owiewa swoiste ciepło; w zapomnienie poszły smutek, żal, czy gniew, a na ich miejsce wskoczyły takie emocje jak radość, czy refleksja. Ścieżki na „Bursting At Seams” prezentują proste, godne zapamiętania melodie oraz wyrafinowany folk zawierający elementy progresywne.
Można zatem pokusić się o pytanie, czy to dobrze, że zespół urozmaicił swój repertuar o wielość gatunków i instrumentarium? Odpowiedź zależy od tego, co lubisz w repertuarze Truskawek. Jeśli, drogi Czytelniku, pociągają Cię folkowe klimaty, płyta taka jak „Bursting At Seams” może Cię tylko częściowo zadowolić; jeśli jednak wolisz rockowy zadzior, przyprawiony nutką rocka progresywnego, „Bursting At Seams” jest płytą dla Ciebie.
Atrakcyjność „Bursting At Seams” polega na tym, że Dave Cousins i spółka potrafią pisać sympatyczne, łatwo zapamiętalne melodie. Chociaż ich brzmienie było zakorzenione w angielskiej muzyce ludowej, repertuar Truskawek zawiera wystarczająco dużo zwrotów akcji, aby uzasadnić ich status jako zespołu progresywnego o korzeniach folkowych, gdzie każdy album był na swój sposób wyjątkowy i nieprzewidywalny; nigdy nie można było do końca wyczuć, co tym razem Strawbs zaprezentują, z wyjątkiem różnorodności muzycznej, sugestywnych tekstów i uroczo zranionego wokalu pełnego charakteru.
Choć rzeczony album prawdopodobnie nie zostanie zapamiętany jako monumentalne osiągnięcie zespołu, wydaje się, że jest to dość godny przedstawiciel tego, co Truskawki mają do zaoferowania i jako taki może stanowić doskonałe wprowadzenie w ich twórczość. Bardzo dobry album. Mocno polecam.