ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Mothers Of Invention, The ─ Burnt Weeny Sandwich w serwisie ArtRock.pl

Mothers Of Invention, The — Burnt Weeny Sandwich

 
wydawnictwo: Bizarre 1970
 
1. WPLJ (The Four Tops) [03:02]
2. Igor’s Boogie Phase One (Zappa) [00:40]
3. Overture To A Holiday In Berlin (Zappa) [01:29]
4. Theme From Burnt Weeny Sandwich (Zappa) [04:35]
5. Igor’s Boogie Phase Two (Zappa) [00:36]
6. Holiday In Berlin Full Blown (Zappa) [06:27]
7. Aybe Sea (Zappa) [02:45]
8. Little House I Used To Live In (Zappa) [18:42]
9. Valarie (Jackie And The Starlites) [03:14]
 
Całkowity czas: 41:27
skład:
Frank Zappa – Guitar, Organ, Vocals
Lowell George – Guitar, Vocals
Bunk Gardner – Wind Instruments
Jim Sherwood – Wind Instruments
Buzz Gardner – Trumpet
Don Preston – Piano, Keyboards
Ian Underwood – Piano, Keyboards, Wind Instruments
Don Sugarcane Harris – Violin
Roy Estrada – Bass, Backing Vocals, Pachuco Rap
John Balkin – Bass, String Bass
Jimmy Carl Black – Percussion, Drums
Art Tripp – Drums
Janet Ferguson – Backing Vocals
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
04.01.2020
(Recenzent)

Mothers Of Invention, The — Burnt Weeny Sandwich

Alfons Willie i jego nastoletnie kurewki ze Słonecznej Wiochy, czyli Majora Eugeniusza Kopyto i Strzyża rozważania o życiu i dorobku Wąsatego Franka. Odcinek VIII .

- Każdy z was na tej sali nosi jakiś mundur. Nie okłamujcie się.

- No i dobrze, mundur fajna sprawa. Wojsko też, nie musisz się martwić o nic, bo ktoś za ciebie zaplanował wszystko, co będziesz robił i jak. Mnie tam się od razu spodobało, szeregowy. A do tego możesz poznać fajnych ludzi, a potem ich…

- Mniejsza z tym, bo Marchewkogłowy z kompleksem małego wacka znów bardzo chce namieszać w Arabii. Więc pogadajmy o muzyce. Frank nagrał swoje solowe magnum opus (choć fakt, że doceniono je po pewnym czasie – jak to z arcydziełami często bywało), Mamusiek (chwilowo) nie było, więc zanim pojawi się kolejne premierowe dzieło (solowe bądź z odrodzonym zespołem), to wydamy w międzyczasie co nieco z Mothersowych archiwów. I tak na rynku pojawiły się w półrocznym odstępie dwie płyty.

- Dwie płyty, dodajmy, różniące się od siebie jak „Uncle Meat” od „Hot Rats”. Pierwsza, o której dzisiaj pogadamy, zbierała niepublikowane studyjne nagrania Mothers Of Invention. Była dziełem dość zbliżonym do „Rats” jeśli chodzi o ogólną koncepcję: „Burnt Weeny Sandwich” – przypalony koszerny hot-dog z sosem w pajdzie chleba, lubiana przez Zappę przekąska – jest płytą poukładaną, spójną, nagrania logicznie wynikają jedno z drugiego.

- Całość spinają klamrą dwie piosenki w klimacie lat 50.: hymn na cześć portwajnu z sokiem z limonek z parodystycznym meksykańskim zaśpiewem Estrady w tle i ckliwa ballada miłosna również wykonana w parodystyczny sposób. A dla kontrastu dostaliśmy inny hołd, dla Strawińskiego, w postaci kunsztownie zakomponowanych instrumentalnych miniaturek.

- Które są jak wojskowy tor przeszkód – wygląda to prosto, póki się nie zacznie biegać. Niby proste, całkiem łatwo przyswajalne dla zwykłego słuchacza granie, a zamieszania ze zmiennym metrum i kontrapunktów sprawiają, że do zagrania ciężkie. Zwłaszcza część druga: fachowcy do dziś nie potrafią ustalić, jakie właściwie metra tam są użyte, bo zmienia się to non stop…

- No przecież to kurde hołd dla Strawińskiego, a ten uwielbiał mieszać z metrum niesamowicie. “Overture…” to rzecz mocno pachnąca “Uncle Meat” – klawesynowo-gitarowe zaplatanki, marimbafon… Utwór powiedzmy-że-tytułowy to przede wszystkim solówka przesterowanej gitary. Choć (zwłaszcza pod koniec) perkusjonalia też robią swoje.

- W „Holiday In Berlin” mamy odjechany, groteskowy walczyk, gdzie przeplatają się pokręcone partie dęciaków, intrygujące solo sfuzzowanej gitary i syntezatorowe dodatki. A swoją drogą, czy tylko mi ten utwór pachnie co nieco kraut-rockiem spod znaku Can?

- No i dodajmy, że na bootlegach trafiała się wersja z zaśpiewanym tekstem, jako że kompozycję zainspirował koncert Zappy w Berlinie, gdzie lewicujący studenci chcieli, żeby Franuś ich poparł ze sceny, a ten odmówił. W „Aybe Sea” ładnie pobrzmiewa delikatny, ładny, klasycyzujący fortepian. Dwa zwięzłe tematy, potem wariacje, potem jeszcze trzeci temat Zresztą kolejny utwór też zaczyna się ładnym fortepianem.

- Ładny jak ładny, zagrać go nie jest tak prosto. Zamieszanie metryczne jest tam spore, tu 3/4, tu 5/8… Ponoć Frank napisał go, żeby dać okazję pokazania, co potrafi zagrać Ian Underwood. A potem mamy wejście jak z jakiejś klasycznej prog-rockowej płyty, z syntezatorową fanfarą. Chwilami się człowiek zastanawia, czy tej płyty uważnie nie słuchał czasem Tony Banks? Zresztą wstęp do „Firth Of Fifth” też brzmi prosto, a rytmicznie jest zakręcony i niełatwy do grania. Potem – oczywiście oprócz standardowego dla Zappy mieszania z rytmiką – mamy ładne solo na elektrycznych skrzypcach Dona Harrisa; Underwood subtelnie mu podgrywa, by potem wyjść na powierzchnię z własnym solem, które z kolei puentuje znów Harris. I na finał klawiszowe solo samego Frania i porcja przekomarzania się z publiką: jeśli nam pozwolicie, to chcielibyśmy teraz zagrać „Brown Shoes Don’t Make It”…

- Właśnie, ta płyta jest w dorobku Zappy istotną pozycją. Franuś na całego szaleje tu z atonalnością i kontrapunktami. Poza tym bawi się z czymś, co nazwał Xenocrony albo Strange Synchronisation: do studyjnych nagrań wklejał solówki z wykonań koncertowych. „Little House…” to tylko jeden przykład.

- Istotną i zarazem godną następczynią „Hot Rats”. Co prawda jako całość jest gorszą płytą, ale niewiele. A już wkrótce pomówimy o jej drugiej połówce, czyli o Łasicach.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.