ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wishbone Ash ─ There's The Rub w serwisie ArtRock.pl

Wishbone Ash — There's The Rub

 
wydawnictwo: MCA Records 1974
 
1.Silver Shoes [6:36]
2.Don't Come Back [5:12]
3.Persephone [6:56]
4.Hometown [4:52]
5.Lady Jay [5:57]
6.F.U.B.B. [9:27]
 
Całkowity czas: 38:57
skład:
Andy Powell - gitary, śpiew
Martin Turner - gitara basowa, śpiew
Steve Upton - bębny
Laurie Wisefield - gitary, śpiew
+
Albhy Galuten - instrumenty klawiszowe
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,3
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,18
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,37
Arcydzieło.
,18

Łącznie 76, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
04.08.2018
(Recenzent)

Wishbone Ash — There's The Rub

Tradycyjne jak Wojtek o jurajkach, to ja o łiszbołnach.

„There’s The Rub” to piąta płyta w dorobku kapeli i pierwsza wydana po niemałych zawirowaniach w zespole. Wpierw kapela nie najlepiej zniosła krytykę płyty „Wishbone Four”, która z założenia miała być przeciwieństwem, poprzedniego krążka – „Argus”, który wywindował Ash na szczyt. Kiedy zdawało się, że wszystko wraca do normy po sukcesie koncertowego kolosa „Live Dates” (nota bene – jednego z najlepszych żywców ever), Ted Turner wymyślił sobie, że porzuci zespół dla jakiejś zołzy, która namówiła go do przyłącznenia się do pewnej sekty i ten jak to ciele podążył za nią do Peru w poszukiwaniu bliżej nieokreślonego mistycznego popierdywania.

Jego miejsce zajął Laurie Wisefield z grupy Home, która sukcesu nigdy się nie dorobiła. Innym nabytkiem był Bill Szymczyk – pochodzący z Michigan producent, który wkrótce wyciągnie za uszy The Eagles na muzyczny top.

Obaj jegomoście mieli dośc znaczący wpływ na brzmienie płyty, pierwszy z nich – idealnie się wpasowując w brzmenie zespołu, dodatkowo dając niezły zastrzyk kreatywności kompozytorskiej, a drugi – wyciągając najlepsze atuty zespołu, upiększając je na lekko ameykańską modłę.

Sześć utworów, wszystkie świetnie.

Najbardziej znana jest na pewno „Persefona”; piękna podniosła pieśń w rewelacyjnym uwypukleniem gitarowych partii (zwłaszcza w końcowe kompozycji).  W jej cieniu (dość niesłusznie) stoi „Lady Jay” – lekko folkująca rzecz, lecz wcale nie ustępująca, ani kompozycyjnie, ani wykonawczo, a dramaturgii tutaj również nie brakuje.

„Silver Shoes”, „Don’t Come Back” i „Hometown” to z kolei świetne żywiołowe numery. W większości zdecydowanie nośniejsze od wszystkiego co do tej pory nagrali, ale przyznać trzeba, że wszystko zachowane tutaj jest we właściwych proporcjach; jest przebojowo, lecz bez przesady. Gitary również miło się panoszą jak zawsze u WA, ale bez zbędnego rzępolenia i nadmiernej ilości  przygłośnych dźwięków.

Na koniec deser. „F.U.B.B” (skrót od Fucked Up Beyond Belief) to z kolei wymiatacz aż miło. Ten złożony (lecz nie przesdanie pokręcony) instrumentalny wygibas prowadzony w lekko jazz-rockowej manierze to absolutny popis warsztatowych możliwości zespołu. Wolno i leniwie się rozwijający, nabierający fajnego przyspiesznia na koniec. Aż proszący się o nieskończone improwizacyjne zabawy na scenie.

„There’s The Rub” jest (dość słusznie) uważany za jeden z najlepszych albumów w historii Wishbone Ash; stylowy, świetnie zagrany i wypełniony samymi dobrymi numerami.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.