ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Yes ─ Union w serwisie ArtRock.pl

Yes — Union

 
wydawnictwo: Arista 1991
 
1. I Would Have Waited Forever (6:32)
2. Shock to the System (5:09)
3. Masquerade (2:17)
4. Lift Me Up (6:30)
5. Without Hope You Cannot Start the Day (5:18)
6. Saving My Heart (4:41)
7. Miracle of Life (7:30)
8. Silent Talking (4:00)
9. The More We Live - Let Go (4:51)
10. Angkor Wat (5:23)
11. Dangerous (3:36)
12.Holding On (5:24)
13. Evensong (0:52)
14. Take the Water to the Mountain (3:10)
 
Całkowity czas: 65:32
skład:
Jon Anderson – vocals / Chris Squire – bass, vocals / Trevor Rabin – guitar, vocals/ Tony Kaye – keyboards, vocals/ Alan White – drums, vocals/ Bill Bruford - drums/ Rick Wakeman - keyboards/ Steve Howe – guitar, vocals
oraz m.in:
Jonathan Elias – keyboards, vocals/ Tony Levin – bass/ Jimmy Haun – guitar/ Billy Sherwood – bass, guitars, keyboards, vocals
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,10
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,3
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,4
Album jakich wiele, poprawny.
,6
Dobra, godna uwagi produkcja.
,10
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,30
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,22
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,12
Arcydzieło.
,12

Łącznie 110, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
04.02.2017
(Recenzent)

Yes — Union

Dlaczego dzisiaj o płycie „Union”? Przecież grupa Yes  ma w swoim dorobku całą masę lepszych i bardziej wartych wspomnienia krążków. Otóż, powodów jest kilka. Pierwszy to taki, że edynburski koncert Andersona, Rabina i Wakemana zbliża się wielkimi krokami, a wspomniane wydawnictwo jest na dobrą sprawę jedynym na którym panowie wspólnie zagrali. No może nie tyle wspólnie zagrali, co wspólnie figurowali na liście płac (o czym niżej). Poza tym to – przynajmniej według mnie - zacny album. Na pewno nie najwybitniejszy w dyskografii, ale więcej niż przyzwoity. Do którego dość często i chętnie wracam.

No właśnie, „Union” -  z jakiegoś powodu - najlepszej opinii nie ma zarówno wśród fanów, krytyków jak i samych muzyków (swego czasu Rick Wakeman zażartował, że tytuł powienien być zmieniony na „Onion”). Sam nie wiem dlaczego doczekała się ona tak glanujących słów. Wiadomo, płyta to zagrana bardziej z musu, niż z chęci i na dobrą sprawę przez dwa odmienne zespoły, ale większość materiału zawartego na albumie jest warta wysłuchania.

Na zawartość „Union” złożyły się nagrania dwóch formacji: ABWH z jednej i ferajna Squire’a z drugiej strony. Lwią (i lepszą) część wypełaniają kompozycje ekipy Andersona i w zdecydowanej większości są to fragmenty bardzo dobre. „I Would Have Waited Forever”, „Shock To The System” czy „Silent Talking” to świetne granie ze znamionami przebojów, z duchem nowych czasów, lecz wciąż yesowe. Pamiętam opinię red. Skaradzińskiego, który twierdził, że każda – nawet najgorsza płyta Yes – miała zawsze tego jednego asa w rękawie. Każda poza właśnie „Union”. Tutaj jestem skłonny się zupełnie nie zgodzić, gdyż według mnie na takie miano – bez dwóch zdań – zasługuje „Without Hope You Cannot Start The Day”; kompozycja piękna i podniosła z niesamowitą dramaturgią. W podobny deseń uderza „Take The Water To The Mountain”, lecz tutaj zabrakło troszkę ryzyka i próby rozudowania całości w większą i ciekawszą formę. Zresztą na dobrą  sprawę utwory  – zwłaszcza te przed chwilą wymienione - brzmią o niebo lepiej niż to co panowie zafundowali nam dwa lata wcześniej na „ABWH”. Nie ma elektronicznej ściany (Wakeman zamknął melotron i Hammonda w piwnicy, a partie Bruforda brzmią jak podkład rytmiczny z pudełka), nie ma też chybionych dłużyzn („Order Of The Universe”, „Teakbois”, „The Quartet”). Jest za to miło, konkretnie i pomysłowo, ale wciąż z zachowaniem najlepszych atutów. Oczywiście, też przytrafiło się tutaj panom umieścić kilka fragmentów słabych („Holding On”), by nie rzecz, że zupełnie zbędnych („Masquerade”, „Evensong”), ale to tylko na dobrą sprawę niuanse. Żeby było ciekawie nawet totalna dyskoteka w „Dangerous (Look In The Light Of What You’re Searching For)” jakoś mi nie przeszkadza...

Co innego ekipa tzw. Yes West. Tutaj sprawa wyglądała już o wiele gorzej. Kawałków raptem cztery i – delikatnie powiedziawszy – bez szału. Przede wszystkim drażni „Saving My Heart”; istny koszmarek brzmiący bardziej na pastisz UB40 niż kawałek prog-rockowego giganta (jak na ironię wybrany na jeden z singli promujący album). To już lepiej wypada takie „The Miracle Of Life”. Fajnie pokręcony wstęp, potem typowa rabinowska piosenkowatość. Schemat troszkę wprawdzie skopiowany z „Changes” z „90125”, ale tutaj mimo wszystko znów się sprawdził. „The More We Live – Let Go” to kolejna niewykorzystana szansa; niemal pieśń z dużym potencjałem, lecz brutalnie stłamszona przez produkcję. Został jeszcze „Lift Me Up”. Cóż, można powiedzieć tyle, że jest. Nowy „Owner...” z tego nie wyrósł, ale jakoś się słucha.

Atmosfera podczas nagrań była nie za fajna. Presja wytwórni (podobież bardzo rozczarowana faktem, że „ABWH” nie ukazało się jako płyta Yes – pomimo faktu, że Arista ją jako takową reklamowała zanim Anderson przegrał sprawę sądową ze Squire’m o prawo do używania nazwy), która chiała zapewne odzyskać część utopionej kasy na promocję kilka lat temu - przejęła kontrolę nad „Union”, Anderson stający bardziej po stronie producenta Jonathana Eliasa aniżeli Howe’a i Wakemana w konfliktach podczas nagrań (zwieńczone wykasowaniem oryginalnych partii gitary i klawiszy i zastąpnienie ich nowymi nagranymi przez m.in. Jimmy’ego Hauna i Jima Crichtona)... To i jeszcze kilka innych czynników  sprawiały, iż ciężko oczekiwać, aby wyszedł z tego dobry produkt. Jednak według mnie – jakoś się udało.  Jest miło, nowocześnie, ale z wieloma ciekawymi i zapadjącymi w pamięć momentami. W kilku kompozycjach (oczywiście tych które wyszły spod pióra ABWH) czuć ducha Yes bardziej niż na „Heaven & Earth”, „Fly From Here”, "Open Your Eyes", czy „The Ladder” razem wziętych. Zresztą między „Tormato”, a „Magnification” nic lepszego (poza ”Keystudio”) nie nagrali .

Więc niech chociażby to będzie wyznacznikiem tego, iż płya „Union” wcale nie jest taka zła...

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.