ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Travis, Theo ─ Transgression w serwisie ArtRock.pl

Travis, Theo — Transgression

 
wydawnictwo: Esoteric Antenna 2015
 
1. Fire Mountain (6:06)
2. Transgression (12:26)
3. Smokin' at Klooks (4:18)
4. Song for Samuel (5:32)
5. Everything I Feared (5:35)
6. Maryan (7:47)
7. A Place in the Queue (10:00)
8. The Call (2:55)
 
Całkowity czas: 54:40
skład:
Theo Travis - saksofon tenorowy, flety, Fender Rhodes
Mike Outram - gitara
Pete Whittaker - organy
Nic France - perkusja
 
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
13.10.2015
(Recenzent)

Travis, Theo — Transgression

Anglicy powiadają, że nieobecność sprawia, iż serce rośnie w czułość. Z uwagi na czynny udział w rozlicznych aktach muzycznych urodzonego w Birmingham saksofonisty, flecisty i kompozytora Theo Travisa oraz związany z nimi wysyp wydawnictw płytowych, pewnie nikt nie zauważył, że od czasu wydania jazz-rockowej płyty Double Talk (2007) z silnymi wpływami ambientu praktycznie zarzucił on obowiązki jazzmana-solisty i zaprzestał na dobrych parę lat nagrywania pod własnym nazwiskiem albumów charakteryzujących się m.in. synkopowanym rytmem oraz dowolnością interpretacji. Co takiego działo się w życiu artysty w latach 2007-2015 - w okresie pozornego zastoju twórczego, że ten zaniechał naówczas kultywowania tej akurat wyszukanej formy komunikacji i ekspresji, jaką jest jazz?

Zanim w styczniu 2015 roku ponownie wszedł do studia nagrań i zrealizował swój najnowszy krążek Transgression, Travis współpracował z takimi tuzami muzyki rozrywkowej, jak np. Gong (2032), Soft Machine Legacy (Live Adventures, Burden of Proof), Robert Fripp (Thread, Follow, Discretion), The Tangent Andy’ego Tillisona (Comm, Le Sacre du Travail, A Spark in the Aether) czy Steven Wilson (Insurgentes, Grace for Drowning, The Raven That Refused to Sing, Hand.Cannot.Erase). Jednym słowem, twórca dzieł 2 a.m. i Heart of the Sun nie bumelował. Nieraz mogliśmy go widzieć w akcji, jak wtenczas, gdy grał z zespołem Soft Machine Legacy w Poznaniu w roku 2011 czy kilkukrotnie w Krakowie, Zabrzu i Poznaniu u boku Stevena Wilsona. W tzw. międzyczasie muzyk objawił się nam również jako człowiek pióra, gdy z początkiem września 2014 opublikowane zostały jego zapiski z trasy koncertowej z zespołem Stevena Wilsona z lat 2012-2013 (Twice Around The World: Steven Wilson Tour Blogs 2012-2013).

Wydany w lipcu album Transgression wydaje się więc być nie pierwszym świadectwem wiary artysty w przełamywanie kolejnych barier w swoim fachu instrumentalisty i kompozytora, a dla mnie jest dowodem, że przeszedł on znów samego siebie. W odróżnieniu od poprzednika, tj. Double Talk (2007), który, obok saksofonów, w dużej mierze wykorzystywał niejednolite brzmienie fletu wraz z jego matowymi pętlami, Transgression jest gatunkowo cięższym, choć równie zwinnym dygnięciem w stronę jazz-rockowej klasyki lat 70. Nie znaczy to wcale, iż Travis wziął sobie do serca słowa Klemensa z Aleksandrii (150-215) i „zostawił flety pastuchom” [1], a sam z wielką wirtuozerią zaczął wygrywać nabożne i wytworne sola na wiodącym na Transgression instrumencie dętym, tj. saksofonie tenorowym. Najlepszym dowodem na to, że Birminghamczyk nie zrezygnował zupełnie z instrumentu, który w czasach wyżej wymienionego Ojca Kościoła „bardziej przystawał bydłu niż ludziom” [2], jest trzecia kompozycja na płycie, „Smokin’ at Klooks”, w której słyszymy bluesowo-jazzowy flet oraz bluesową gitarę à la Peter Green. Nawiązuje ona stylistycznie do brytyjskiego blues-rocka lat 60., a dokładniej do „I Loved Another Woman” Fleetwood Mac. Kolejnym nagraniem z niemałym udziałem fletu jest cover utworu Roberta Wyatta zatytułowanego „Maryan”, oryginalnie zamieszczonego na albumie Shleep (1997).

Skoro już jesteśmy przy nowych wersjach utworów muzycznych innych wykonawców, warto wspomnieć o najdłuższym po kompozycji tytułowej kawałku „A Place in the Queue” z repertuaru The Tangent. To w nim jeden, jedyny raz możemy podziwiać grę Travisa na saksofonie sopranowym. Pozostałe nagrania, jak na przykład „Transgression”, zdecydowanie bazują na partiach saksofonu tenorowego, któremu akompaniują bezkonkurencyjnie gitara elektryczna (Mike Outram), organy (Pete Whittaker) i perkusja (Nic France). Utwór ten opiera się na całkiem prostej melodii, która podlega szeregowi zmian rytmiczno-metrycznych - mówi Travis. Chciałem od takiej melodii wyjść, by móc następnie zabrać słuchacza za pośrednictwem dźwięków do kilku innych miejsc. Mając do dyspozycji długi kawałek zawierający elementy jazzu i przekonanie, że „wszystkie chwyty są dozwolone” mogłem to zrobić, w końcu przyświecało mi wówczas skrajnie rockowe podejście. Lubię, gdy zespół kopie, elektryzuje solem gitary czy dynamiczną kompozycją [3]. Niniejszy opis podejścia artysty do komponowania muzyki wyjaśnia chyba dostatecznie, skąd wziął on pomysł na tytuł swojej najnowszej płyty.

Gdy spojrzy się z kolei na skład zespołu Travisa, łatwo zauważyć, że w miejsce Roya Doddsa przyszedł znany z oficjalnych „kolaboracji” z Davidem Gilmourem, Stevenem Wilsonem czy Tanitą Tikaram bębniarz. Outram, podobnie jak France, udzielał się na pierwszych dwóch albumach „patriarchy prog-rocka”, Wilsona, podczas gdy Whittaker zasilał podczas tournée grające rock alternatywny The Wonder Stuff i Catherine Wheel. Nie mniej intrygującą postacią, wciągniętą na listę płac Transgression, jest basista Gongu Dave Sturt, który jest współautorem „Everything I Feared” - utworu z charakterystycznym groove’em, jakby wyjętym z katalogu grupy nieżyjącego już niestety Daevida Allena. Sam Travis gra w nim, jak gdyby chciał podzielić się ze słuchaczami szczęśliwymi chwilami, jakie niegdyś spędził z familią Gong. W przeciwieństwie do wypośrodkowanej stylistycznie Double Talk, Transgression - niespokojna i energiczna jazz-rockowa siła magiczna - nabija guzy i zostawia siniaki w świadomości dojrzałego odbiorcy niczym świeżo przebyta terapia elektrowstrząsowa. Jest to fantastyczna pożywka dla wybrednych pochłaniaczy progresywno-jazzowych nutek od tykającej saks-bomby brytyjskiej sceny muzycznej. I długo oczekiwana góra dźwięków od boskiego Theo. W końcu imię artysty również do czegoś zobowiązuje…[4].

-----------------------------------------------------------------------------


[1] Ludwik Erhardt, Spacerem po historii muzyki, Warszawa 2012.
[2] Tamże.
[3] Sid Smith, Theo Travis: The Man Who…, Prog-Magazine Lipiec 2015.
[4] Theós a. θεός znaczy po grecku „bóg”.
 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.