ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Sylvium ─ Waiting for The Noise w serwisie ArtRock.pl

Sylvium — Waiting for The Noise

 
wydawnictwo: Freia Music 2015
 
1. Quietus
2. Signal to Noise
3. Fade In/Out
Part I: Revelation
Part II: Confrontation
Part III: Reconciliation
4. Altered State
5. Headlong
6. Fragile
7. Coda ( For a Dream)
 
skład:
- Ben van Gastel / Guitars; - Gijs Koopman / Bass-guitars, Bass pedals; - Richard de Geest / Vocals, Guitar; - Antal Nusselder / Synths and Samples; - Fred den Hartog / Drums
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
22.06.2015
(Recenzent)

Sylvium — Waiting for The Noise

Mam pewien problem z zespołami post-porcupajowymi – czy ich płyty od razu wyrzucać do kosza, czy dopiero po przesłuchaniu?

 

Z mojego doświadczenia jako słuchacza wynika, że Porcupine Tree zwykle nie sprawdza się w roli  głównej inspiracji dla młodszych wykonawców. Mają oni swój specyficzny, niepowtarzalny styl, właściwie nie do skopiowania, bez narażenia się na zarzuty o imitację i tanią podróbę. Bo żeby być tak dobrym jak Porcupine Tree trzeba być Pporcupine Tree i już. Nigdy nikt nie przeskoczył mistrza li tylko go kopiując. Niestety we współczesnym prog-rocku namnożyło się sporo takich wykonawców, wpatrzonych jak w tęczę w zespół Wilsona i produkujących jakieś niesłuchalne smęty. Dlaczego tak jest, że Porcupine Tree wychodzi, a przynajmniej drzewiej wychodziło takie granie, a ich następcom najczęściej ni huhu? Moim zdaniem to głównie kwestia talentu – albo dobra Opatrzność dała, albo nie. Poza tym zajadłym fanem można sobie być, no problem, ale jeśli ktoś ma zamiar zostać twórcą, to powinien troszkę zapomnieć o swoim fanostwie, ogarnąć  muzykę trochę szerzej i wysilić się na coś bardziej własnego. A jeżeli już trzymać się jakiejś konwencji, to przynajmniej nagrać fajnych numerów z niebanalnymi melodiami – co też Wilson solo i z zespołem jak najbardziej potrafili. Kiedyś, bo teraz już różnie bywa. Dobrze, na temat zad i waletów takiego grania to mógłbym jeszcze dużo, ale temat tej recenzji jest nieco inny – druga płyta Sylvium.

 

Jak się te powyższe dywagacje mają do „Waiting for The Noise”? Na pewno jest to grupa, której główna inspiracja jest Porcupine Tree, ale nie wyrzuciłem tej płyty do kosza przed przesłuchaniem, ani tego nie zrobię po jej kilkukrotnym przesłuchaniu. Na półkę też raczej nie trafi, bo mimo wszystko wolę oryginał.

 

Sylvium zadebiutowali trzy lata temu EPką „Purified”. Mimo swojej wtórności, było to na tyle interesujące wydawnictwo, ze można było dać im pewien kredyt zaufania i poczekać, co pokażą w przyszłości. W 2013 wydali swoją debiutancką płytę, którą zrecenzował Mariusz i specjalnego entuzjazmu w nim nie wzbudziła. Ja akurat jej nie znam i jakoś nie mam zbytniej ochoty, żeby ją koniecznie poznać. Między  innymi powodem tego jest ta najnowsza płyta. Kolega Danielak przy okazji recenzji debiutanckiego krążka napisał, że jest to wszystko poprawne, ale brakuje temu wyrazistości.

 

Tak jest też i teraz – mam wrażenie, że muzycy bardziej skupili się na tym jak grają, niż na tym co grają. Czyli jest to tak zwany przerost formy nad treścią. Na usprawiedliwienie dla zespołu muszę jednak dodać, że forma jest naprawdę atrakcyjna – technicznie jest to bardzo ładnie, sprawnie i fachowo przygotowana płyta. Natomiast sama treść, czyli muzyka – potraktowana nieco po macoszemu – nie ma tu utworów, które specjalnie zapadałyby w pamięć.  Ale też nie ma takich, które powodowałyby ból zębów z żałości. Co więcej – miejscami ucho zastrzyże czujnie – o, to jest dobre! Niestety troszkę za rzadko.  Przydałoby   się, żeby przynajmniej przy co drugim utworze, a nie co przy trzecim.  Początek wypada efektownie – „Quietus” i „Signal to Noise” – chce się słuchać. „Fade In/Out” zaczyna się obiecująco, ale potem robię się to nieco zbyt hałaśliwe,  chaotyczne, a jako całość niespecjalnie mnie przekonuje. Bez środkowej części byłoby dużo lepsze. „Altered State” jest całkiem sympatyczne, może niezbyt się uszu trzyma, jednak trzeba je zapisać grupie na plus. „Headlong” to znowu nierdzewny riff dży-dży – raczej nudne. Dużo lepsze są dwa ostanie utwory – delikatna, adekwatnie do tytułu, ballada „Fragile” i głośna, ale całkiem sensownie zrobiona „Coda”. Niestety w większości te utwory są między „fajne” a „niezłe”, trochę mało, żeby tak z czystym sumieniem  „Waiting…” zarekomendować bardziej.  Do tego te wszem i wobec słyszalne zapożyczenia od Porcupine Tree.  Jak wspomniałem – nie jest to na pewno płyta do kosza, ale na półkę jej też nie postawię. Podejrzewam, że może zainteresować przede wszystkim tych, którzy lubią takie post-porcupajnowe granie. Innych szczególnie pewnie nie ruszy.  Ale spodobała się mojej znajomej, która takiej muzyki zwykle nie słucha. Powiedziała, że to ładna rzecz. Czyli może coś w tym jest – niech będzie siedem gwiazdek – dzięki jej wstawiennictwu, tak przynajmniej gdzieś z pół więcej, niż chciałem dać. Niech   im będzie na zdrowie.  A na przyszłość, Panowie – trochę więcej melodii i trochę mniej Porcupine Tree.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.