Przekleństwem Mostly Autumn będzie już chyba do końca ich kariery porównywanie każdego kolejnego albumu do pierwszych trzech niezwykłych dzieł grupy. Płyt o poziomie, do którego już nigdy później artyści się nie zbliżyli. Dziś muzyka Mostly Autumn to już zupełnie inna bajka, pozbawiona tej wyjątkowej nostalgii oraz uroku wpisanego w folkowo - progresywną konwencję. Bo prawda jest taka, że po wydaniu Passengers muzycy publikują, niemalże z precyzją szwajcarskiego zegarka – co dwa lata, kolejne albumy. Raz bardziej udane, innym razem mniej, na niewielu jednak zostawiając kompozycje tak wyjątkowe jak te zapisane na For All We Shared, The Spirit Of Autumn Past, czy The Last Bright Light.
Dwa lata temu grupa wydała bardzo udany The Ghost Moon Orchestra. Tym razem przyszedł czas na lekki spadek formy. Dressed in Voices jest nieco przydługawym (ponad godzina muzyki) krążkiem z czternastoma niezbyt rozbudowanymi kompozycjami (w zasadzie dwunastoma, wszak See You i Footsteps to niespełna półminutowe drobiażdżki). Kompozycjami, w których artyści zapomnieli już prawie, że kiedyś folk był kluczem do wejścia w ich muzyczny świat. Dziś o tych ich źródłach przypominają praktycznie tylko dwa utwory: Skin on Skin i The House Of The Hill. Reszta to zwykłe, zazwyczaj dosyć zwarte rockowe piosenki, bardziej lub mniej udane, uciekające zazwyczaj od progresywnych rozwiązań. Do takiego miana aspiruje z pewnością najdłuższy w zestawie First Day At School, faktycznie wielowątkowy, ze zmianami tempa i klimatu, jednak sprawiający przy tym wrażenie sklejanego na siłę.
Podzielił się ten album muzykom na dwie różne części. Pierwsza, bardziej żywa i rockowa, w której warto wyróżnić piosenkę otwierającą płytę (Saturday Night) oraz Running ze wzniosłym refrenem i ciekawym gitarowym popisem. Druga część ma charakter bardziej balladowy i wydaje się zdecydowanie bardziej udana. Praktycznie wszystkie utwory od The House on the Hill, poprzez The Last Day (kto wie, czy nie najpiękniejszy tu numer cytujący jednak niemal dosłownie The Spirit Of Autumn Past), Dressed in Voices, The Library i wreszcie Box of Tears to nastrojowe, pełne uroku pieśni, ślicznie zaśpiewane przez Olivię Sparnenn (jej wokal to naprawdę duża siła Brytyjczyków) i towarzyszącego jej lidera, Bryana Josha.
Cóż, to generalnie album pozbawiony pereł, do których muzycy chętnie by po latach wracali. Album absolutnie nieprzełomowy, nagrany najpewniej zbyt szybko. Bo jak patrzę na ich dyskografię z jedenastoma wydawnictwami studyjnymi, kilkunastoma płytami koncertowymi i jeszcze paroma kompilacjami, mam wrażenie, że dziś to głównie maszynka do nagrywania kolejnych krążków, a nie ekipa starająca się jeszcze coś udowodnić.