Ostatnio coś niedobrego dzieje się w ekipie sympatycznych Brytyjczyków. Dowodem na to jest ich najnowszy jak dotychczas album, Heart Full Of Sky. Dwupłytowe (edycja limitowana), długie jak cholera wydawnictwo, na którym aż roi się od gości specjalnych, posiada przykuwającą wzrok okładkę. Właściwie tutaj plusy się kończą. Mostly Autumn, po okresie promocji szalonej ilości różnego rodzaju DVD, boxów i tym podobnych, nagrali i wydali jedną z najgorszych moim zdaniem płyt w swojej karierze.

Po pierwsze, jak możemy przeczytać we wkładce, ogromna ilość muzyków zajęła się po prostu wszystkim, czym można było. Bryan Josh, Chris Johnson i Heather Findlay, główne postacie Mostly Autumn, śpiewają, grają na różnych gitarach, klawiszach, pianinach, przeszkadzajkach, programują podkład perkusyjny. Do tego dochodzi reszta zespołu i goście specjalni, którzy udzielają się wszędzie gdzie można, używając tak wymyślnych instrumentów jak wiolonczele, flety, klarnety, dudy, różnego rodzaju gwizdki. Jak dobrze wiemy, czasami bywa tak, że jak coś jest do wszystkiego to jest do niczego! Niestety, przy całej mojej sympatii dla tego zespołu, muszę przyznać, że teraz tak właśnie jest - ten album zupełnie do mnie nie trafia. Muzyka jest mdła, niezbyt składna, nie wpada w ucho, a co najgorsze nie ma tu zachwycających melodii ani zupełnie nie słychać tych wszystkich ciekawych zabiegów instrumentalnych. Zbyt dużo depresyjno-balladowych i pozbawionych życia momentów (prawie 90% tych 105 minut).

Poprzednie płyty kapeli byłybardzo fajne, z przewagą na „bardzo”, jednak tym razem z całym tym smutkiem, wydumanym artyzmem i klasyczno-akustyczną otoczką chyba przesadzili. Zero tu dynamizmu! Druga płyta zaczyna się ciekawie, średnim, ale dość soczystym „Dreaming” i „Open Road”, ale dalej wracamy do znanego z CD1 schematu – zamęczyć słuchacza. Brzmi to co najmniej jak niezbyt udana interpretacja najgorszych nagrań Marillion i Camel z dodatkowymi fujarkami i przyśpiewkami. Zdaję sobie sprawę, że Mostly Autumn od dawna grali trochę na hobbicką modłę, nie szczędząc nam wiejskich odwołań w postaci prowincjonalnych gitar, instrumentów denty-blaszanych-dmuchano-szarpanych i najogólniej rzecz biorąc kolorowych jarmarków, ale ZAWSZE było tam coś, co przykuwało uwagę. Tym razem tym czymś niestety jest rażący brak pomysłów i nuda bijąca niemalże z każdego dźwięku. Nawet jako umiarkowany fan, otwarcie deklaruję - nie chcę takiego Mostly Autumn!