Within Temptation (skrót. WT) to jeden z najlepszych i najpopularniejszych zespołów grających tzw. symfoniczny metal, bądź symfoniczny melodyjny power metal w europejskim wydaniu (hashtagów można wymyślać wiele, wiadomo o co chodzi). Przynajmniej było tak dopóki ten gatunek trzymał się bardzo dobrze (gdzieś od połowy lat '90 przez kolejne 10-15 lat) i dopóki WT nagrywał muzykę w stylu, z którego wyrósł i w którym sprawdzał się najlepiej. Już debiut ("Enter" z 1997 roku) zwiastował coś ciekawego - kolejny europejski zespół ze śliczną, pięknie, zwiewnie i niewinnie śpiewającą wokalistką oraz niemniej interesującą muzyką na pograniczu atmosferycznego rock/metalu, symfonicznego pitolenia i gotyckiego klimatu. Holendrzy wyspecjalizowali się w takich projektach szczególnie, samo WT wypłynęło trochę na fali sukcesu The Gathering, a popularność takich zespołów jak Nightwish, Lacuna Coil, After Forever, Edebridge tylko ułatwiły im drogę na europejski szczyt.
Szczyt w tym gatunku osiągnęli gdzieś w okolicach "Mother Earth" (rok 2000, moim zdaniem ich najlepsza płyta i esencja stylu, który polubiłem) i "The Silence Force". Ta pierwsza płyta charakteryzowała się wyważonymi składnikami ze świata metalu, rocka, klawiszowych symfoni i operowego, romantycznego klimatu. No i Sharon wydała tam z siebie najlepsze dźwięki w karierze, czego najlepszym przykładem "Ice Queen", "Mother Earth", "Caged", "Deveiver Of Fools", "In Perfect Harmony" i inne hity, w które obfituje ten album. Produkcja z 2004 roku z kolei pokazała pierwszą znaczną zmianę stylu zespółu - w kierunku bardziej słodkiego, popowego, komercyjnego grania, coraz bardziej oddalonego od euro-power-metalowych korzeni (gdzie panowie noszą żaboty, panie długie suknie, a teledyski nagrywa się w ruinach zamków). Zwrot ten pogłębiony został jeszcze bardziej na wydanej w 2007 roku "The Heart Of Everything". Mimo natłoku popowych motywów dla nastolatków, nieco plastikowego, słodkiego brzmienia, symfonicznego hałasu, nachalnego mainstreamowego marketingu i wątpliwej wartości artystycznej (w porównaniu z "ME"), te albumy nadal zawierały wiele fajnych radiowych hitów. Mimo, że był to już inny zespół, dało sie tego posłuchać bez żenady. Podsumowaniem tych 12-stu udanych lat było świetne DVD "Black Symphony", jedno z pierwszych wydawnictw koncertowych na Blu-ray. Rozmach tego spektaklu znacznie przekroczył moje oczekiwania i pokazał dobitnie jakim uwielbieniem cieszy się zespół w Holandii.
I to by było na tyle, jeśli chodzi o dobre rzeczy jakie da się opowiedzieć w tej bajeczce. Po kolejnych 3-4 latach, przerwach na rodzenie dzieci i nagrywanie techno-dance'owych projektów (również bardzo popularny gatunek w Niderlandach), muzycy postanowili szukać dalej swojego stylu. O ile eksperymenty nie są w muzyce niczym złym, o tyle zagłębianie się w rejony, w których nie ma się nic do powiedzenia bywa już groźne. "The Unforgiving" pokazał nieszczególnie płodny romans z hybrydą electro-popu, skocznego rocka i symfonicznej dyskoteki (kiepskie pomysły, jeszcze bardziej uciążliwa produkcja), najnowsza "Hydra" idzie jeszcze dalej w tym szaleństwie.
Pierwsze co się rzuca w oczy (uszy?) to przytłaczające, głosne, bombastyczne brzmienie. Natłok dźwięków (gitary, kilka warstw wokali, perkusja, samplowane bity, elektronika, symfonie, dodatki) momentami wręcz wgniata w fotel i męczy niemiłosiernie jak skrzecząca teściowa. Większość instrumentów nie brzmi naturalnie, a plastikowo. Zaraz, jakich instrumentów? Wychwycić cokolwiek z rockowej klasyki spod dwutonowej warstwy dance-popowej papki to zadanie bardzo trudne.
Kompozycje głównie opierają się właśnie o dźwięki, które szybciej spodziewałbym się znaleźć na składance "Billboard Year End Top Hot 100 Songs Charts" (dance/pop i okolice), niż na płycie metalowego (kiedyś) zespołu. Pojawiło się wielu wokalnych gości jak Howard Jones, Tarja, Dave Pirner, nasz Piotr Rogucki czy ...Xzibit, który z uśmiechem rapuje w "And We Run". Osobiście nic nie mam przeciwko tym rejonom muzycznym, słucham nawet niektórych pozycji z przyjemnością. To co zaprezentował Within Temptation jest jednak po prostu mało udane i ciekawe, bardziej męczące (natłok dźwięków, brzmienie), wtórne i groteskowe. Mało zostało też z magii głosu Sharon, która w większości brzmi nienaturalnie, "przepuszczona" przez 15 filtrów i efektów.
Źle się dzieje w dziedzinie metalowego pitolenia. W agonii są sceny włoska, fińska, hiszpańska, holenderska, a brazylijska, amerykańska czy nawet niemiecka nie mają się lepiej. Próżno szukać ostatnich dobrych albumów Rhapsody, Angra, Kamelot, Dark Moor, Nightwish, Sonata Arctica, Avantasia, i wielu innych bandów, które na przełomie wieków wybrukowały ten gatunek klasykami. Jedną z przyczyn na pewno jest fakt coraz mniejszego zainteresowania takim graniem, co pewnie pośrednio przekłada się na mniejszy zapał i kreatywność muzyków. Zdecydowanie więcej ciekawego dzieje się właśnie w dziedzinie popu i jego elektronicznych subgatunków, co wiele zespołów z innego poletka próbuje wykorzystać, sprytnie zmieniając specjalizacje. Within Temptation swoją nową płytą, starając się być bombastic-metalową wersją Florence and The Machine, niestety poniosło klęskę. "Hydra" to męczący album z pomysłami bardziej wtórnymi niż czcionka Times New Roman w Wordzie.