Czy się to komuś podoba czy nie Kraftwerk klasykiem jest. Zrobili tak dużo dla muzyki rozrywkowej, że do końca dni swoich powinni być noszeni w złotych lektykach, o pomniku nie wspominając. Czy się to komuś podoba, czy nie, z ich pomysłów inni wykonawcy korzystają już ponad trzydzieści lat. Ich wpływ na pop, głównie ten mocno oparty na elektronice i syntezatorach, jest nie do przecenienia.
A skąd wziął się ten Kraftwerk – to proste, z krautrocka. Najwcześniejsze dokonania grupy to był klasyczny kraut ze wszystkimi swoimi wadami (nie dało się tego słuchać) i zaletami (na trzeźwo). Muzyka i skład wraz z upływem czasu stopniowo zmieniały się i gdzieś w połowie lat siedemdziesiątych Kraftwerk zaczął przypominać ten Kraftwerk, który nam się z Kraftwerkiem kojarzy – „Radioactivitat”, „Autobahn”, aż wreszcie „Trans Europe Express” i „Der Mansch Machine”. Już te dwie pierwsze, a na pewno „Trans Europe Express” są wartościowymi pozycjami, tyle tylko, że ich medialna „siła rażenia” nie była zbyt duża i nie osiągnęły popularności, na jaką zasługiwały. Brakowało kropki nad „i”. Czymś takim był singiel „Das Modell” pochodzący z kolejnego albumu – „Die Mensch-Maschine”. To był przełom, to wprowadziło muzykę Kraftwerk na salony. „Człowiek maszyna” i „Express Transeuropejski” to zdecydowanie najwybitniejsze dokonania Niemców z Siłowni/Elektrowni. Nie podejmuję się natomiast rozstrzygać, która jest lepsza, a nawet, którą lubię bardziej. To chyba od dnia zależy. Główna różnica między nimi polega na tym, że „Der Mansch Machine” jest… bardziej przebojowy, tak można to określić.
Wiele razy zastanawiałem się jak można krótko i w miarę sensownie opisać twórczość Kraftwerk. Najbardziej pasuje mi - maszyny jak ludzie. Bo w tej z pozoru chłodnej i syntetycznej muzyce jest jakieś specyficzne ciepło. Daje poczucie bezpieczeństwa. Słuchając jej czuję się, jak otoczony przyjaźnie błyskającymi diodami, komputerami, a wszechświat wokół mnie jest uporządkowany i bezpieczny.
„Das Modell” znają pewnie wszyscy, bo jeszcze do tej pory błąka się po różnych stacjach radiowych. To najbardziej znane, najefektowniejsze, chociaż niekoniecznie najlepsze nagranie z tego krążka. Bardziej mi się podobają „Metropolis”, „Spacelab” i „Neonlight”. „Spacelab” – potężna stacja kosmiczna najeżona antenami, z wybrzuszeniami doków, przy których cumują promy kosmiczne. „Metropolis” to panorama jakiejś futurystycznej metropolii, a „Neonlight” (w drugiej części monotonnieje w trochę podobny sposób jak „Bogus Man” Roxy Music) to wieczorny spacer po niej. Zanim się człowiek zorientuje jest już utwór tytułowy, który album kończy i wypada słuchać od początku. Co zwykle robię. Bo to krótka płyta, raptem trzydzieści sześć minut z sekundami.
Graficznie i treściowo „Die Mensch-Machine” nawiązuje i to bardzo mocno do twórczości radzieckich konstruktywistów z lat dwudziestych ubiegłego stulecia. Dlatego to nie przypadek, że na okładce znajduje się rosyjski tytuł albumu, a w „Die Roboter” wyraźnie słyszymy „Я Твой Слуга Я Твой Работник”. Okładka – liternictwo, koncepcja graficzna – jak klasyczny radziecki plakat propagandowy z tamtych czasów.
Jak „Trans Europe Express” i ten krążek wyszedł w dwóch wersjach językowych, po angielsku i oczywiście po niemiecku (takie mam). I wydaje mi się, że właśnie to wydanie jest takim „kanonicznym”, język niemiecki tutaj pasuje zdecydowanie lepiej niż angielski.