Z pewnością żaden ze studyjnych albumów Karmakanic nie przejdzie do historii rocka jako dzieło wybitne, odkrywcze i wiekopomne. „Ciąży” choćby na nim fakt, iż jest to jednak poboczny projekt "znanego muzyka ze znanego zespołu". Praktycznie wszystkie albumy, choć trzymają poziom, oprócz świetnych momentów, zawierają drobne wpadki i niepotrzebności. Gdyby jednak trzeba było wybrać z nich rzecz najbardziej wartościową, zdecydowanie można wskazać wydany w 2008 roku, trzeci studyjny krążek Szwedów - Who's The Boss In The Factory.
Bo to album najbardziej spójny, niezawierający kontrowersyjnych muzycznych flirtów, za to mieszczący dwie, być może najlepsze w dyskografii formacji, kapitalne kompozycje – zaczynający całość Send A Message From The Heart i kończący ją Eternally Part II. Gdy dodamy do tego wprowadzenie do ostatniego utworu w postaci Eternally Part I – urzekającej, niespełna dwuminutowej miniatury na klasycznie brzmiące, jesienne dźwięki pianina, wyjdzie nam… (używając słów Piotra Kaczkowskiego) pół perfekcyjnej płyty.
A co z resztą? Do bani? Niezupełnie. Krótki Let In Hollywood jest już obowiązkową zabawą kapeli z lżejszą i przebojową formą, choć już jego druga część zwraca uwagę rockowym ciężarem. Kompozycja tytułowa i Two Blocks From The Edge to raczej progresywna średnia. W pierwszej z nich warto zauważyć lekko jazzującą sekwencję oraz organowe partie w wykonaniu Andy’ego Tillisona, w drugiej saksofonowe popisy Theo Travisa.
Najpiękniejszą jednak rzeczą w zestawie jest prawie dwudziestominutowy epik Send A Message From The Heart rozpoczęty dziecięcym śpiewem syna Jonasa Reingolda, Alexa, i spełniający wymagania idealnie skrojonej, wielowątkowej progresywnej suity. Mamy zatem i piękne gitarowe sola, klawiszowe popisy i przede wszystkim doskonałą, zapamiętywalną melodię głównego motywu. Warto też zauważyć wpleciony zgrabnie cytat z Pinkfloydowego Speak to Me. Numer ten idealnie pasowałby stylistycznie do ostatniego dokonania Transatlantic.
O ile Send A Message From The Heart ładnie zaczyna ten album, tak Eternally Part II w dostojny sposób go kończy. Zaczęty nostalgiczną linią Reingoldowego basu ma ogromne pokłady patosu (cóż za melodia!) a poza tym fajnie łączy lekko marszowy rytm z pomieszczonym w kompozycji akordeonem Lelo Niki. Tak, to album warty polecenia miłośnikom klasycznego progrocka. Do tego ma najciekawszą okładkę z wszystkich dokonań zespołu i najbogatszą chyba listę zaproszonych nań gości…