Rozhasało się ostatnimi czasy norweskie Gazpacho jeśli chodzi o wydawnictwa koncertowe. Przypomnę, że nie tak dawno temu, bo w 2009 roku, artyści pochwalili się swoim pierwszym koncertowym DVD zarejestrowanym na festiwalu w Loreley a w minionym roku ukazał się ich kolejny album nagrany na żywo zatytułowany London. Ten ostatni materiał jest wynikiem dołączenia kapeli do stajni Kscope, która firmuje album.
Tytuł mówi wszystko. Na dwupłytowym wydawnictwie znajdziemy zapis koncertu formacji z klubu Dingwalls w Londynie, z 30 stycznia 2011 roku, odbytego w ramach trasy Missa Atropos Tour, promującej wydany dwa miesiące wcześniej album. Nie dziwi zatem, że to kompozycje z Missa Atropos dominują w zestawie. Natrafimy tu jednak także na rzeczy z wcześniejszych nieco albumów: Night i Tick Tock. A ponieważ wszystkie te płyty są bardzo silnymi pozycjami w dyskografii Norwegów, można powiedzieć, że London przynosi przegląd wszystkiego co najlepsze w dorobku zespołu.
To bardzo kameralny i w sumie niewielki klubowy koncert, o niezwykle intymnym klimacie. Dokładnie taki, jak ich muzyka. Bez rytmicznych szaleństw, powoli snująca się do przodu, konsekwentnie i misternie budująca nastrój z każdą upływającą minutą. Nieprzypadkowo przyklejono im łatkę norweskich mistrzów atmosferycznego rocka. Oczywiście, koncert to zupełnie inna bajka. Ich zapisane z pietyzmem na studyjnych albumach numery zyskują tu trochę szorstkości, swobody, przestrzeni, klubowego pogłosu i rockowego luzu. Ten czuć choćby w Desert Flight i w wyrazistym tu riffie oraz kapitalnym, pędzącym do przodu refrenie. Słychać go również w zadziornej i transowej końcówce River.
Na London dominują jednak głównie kompozycje majestatyczne, z gruntu niespieszne, z ładną melodyką (Snail, Vera), bądź wręcz monumentalne, jak siedemnastominutowy Dream Of Stone. W większości z nich zwraca uwagę aranżacyjne bogactwo podkreślone wykorzystaniem skrzypiec i mandoliny. Swoistego klimatu dodaje śpiew Jana Henrika Ohme, którego wokalna maniera w istocie momentami ociera się o tę Hogarthowską. To bardzo udana rzecz, mogąca być świetnym brykiem w twórczość Gazpacho dla wszystkich tych, którzy jeszcze o ich muzyce nie słyszeli.