Cóż można napisać o tej płycie?
Close To The Edge to nie tylko najwybitniejsze dzieło Yes, ale także jedno z najdoskonalszych dzieł w całej historii rocka (w moim osobistym rankingu płyt wszech czasów ustępuje tylko In The Court of The Crimson King). To także płyta, która jest niejako kwintesencją wszystkiego, co najlepsze w rocku progresywnym: rozmachu kompozycyjnego, ale zdyscyplinowanego formą, indywidualnej wirtuozerii, ale podporządkowanej grze zespołowej, umiejętnego połączenia dynamiki i liryzmu, elementów „męskich” i „żeńskich”. Gdybym miał komuś wytłumaczyć w czterdzieści minut, czym właściwie był rock progresywny, zagrałbym mu właśnie ten album.
Słuchałem Close To The Edge, jak i utworów z niej w różnych wykonaniach koncertowych, pewnie ponad tysiąc razy. I o ile większość klasycznych albumów rocka progresywnego – nawet inne albumy Yes! - nie odbieram już z taką świeżością jak dwadzieścia lat temu, gdy je poznawałem, nie powodują już takich emocji, o tyle ten album, te utwory zawsze wywołują taki sam zachwyt. Mimo, że nie ma żadnego elementu zaskoczenia, mimo że doskonale wiem, kiedy Squire wejdzie swoim basem, Anderson swoim „aa-a-a” i jak Wakeman zagra swoje solo. Nieprawdopodobne.
Close To The Edge to album, na którym zespół osiągnął pełną dojrzałość artystyczną i wypracował ostatecznie wszystkie najważniejsze elementy swojego stylu, zarówno w warstwie muzycznej (inspirowanej jak nigdy wcześniej muzyką klasyczną – w tym czasie panowie zasłuchiwali się w Strawińskim i Sibeliusie), jak i tekstowej (inspirowanej z kolei duchowością Wschodu, którą właśnie zainteresował się Anderson; zaczytywał się w Siddharcie i właśnie pod wpływem dzieła Hessego stworzył tekst do tytułowej suity). Suicie tej poświęcono dziesiątki analiz i esejów, jej szczegółową analizę umieścił Edward Macan w swojej książce o rocku progresywnym wydanej w Polsce jako Progresywny urock, i w sumie naprawdę prawie wszystko o niej zostało już powiedziane. Podkreślmy tylko trzy rzeczy:
- fenomenalną wręcz ekonomię środków; prawie dwudziestominutowy utwór wykorzystuje (jeśli nie liczyć instrumentalnego wstępu) tak naprawdę dwa motywy: piosenkę z refrenem Close to the edge / down by the river (w pierwszej, drugiej i czwartej części) i motyw I get up I get down (trzecia część),
- osadzenie utworu w ramach formy sonatowej, w której właśnie takie ekonomiczne użycie środków jest głęboko uzasadnione,
- wreszcie dopasowanie do struktury formy sonatowej tekstu, przedstawiającego kolejne etapy duchowej przemiany.
Drugą stronę wypełniają dwa krótsze (około dziesięciominutowe) utwory. And You And I to prosta, wręcz banalna piosenka, mogłoby się wydawać, że na siłę przeciągnięta do dziesięciu minut (logicznym końcem byłoby solo Howe’a), ale tak urocza, że przez czterdzieści lat jest jednym z ukochanych utworów zespołu i pojawia się prawie na wszystkich koncertach. Drapieżne Siberian Khatru, swego rodzaju antyteza lirycznego poprzednika, z kolei zostało etatowym openerem koncertów Yes.
Nie ma się co dziwić Brufordowi, że po nagraniu płyty postanowił odejść z zespołu. Zdawał sobie doskonale sprawę, że czegoś takiego jak Close To The Edge przebić się już nie da.