Affliction XXIX II MXMVI to trzeci krążek w dokonaniach Blindead. Premierę miał 26 listopada i ukazał się nakładem Mystic Production. Zacznijmy od wydania. A to jest bardzo (BARDZO) ładne. Teksty utworów przedstawione w ciekawej formie, graficznie - intrygująco. Jakby doznań liryczno - muzycznych było mało, to bonusowo mamy jeszcze opowiadanie Piotra Kofty, którego treść bezpośrednio nawiązuje do dźwiękowej oprawy. W skrócie niepokojąco-niezwykłe wydanie.
Tak to widać, ale jak to czuć? Zapuśćmy się w liryczno-muzyczne ostępy, w miejsce do którego najlepiej udać się po zmroku. Jeśli oczywiście nie braknie wam odwagi...
Affliction XXIX II MXMVI to podróż do wewnętrznego świata autystycznej dziewczynki. Świata innego niż to, co znamy. Świata rządzącego się odmienną logiką. Świat barw i doznań dla nas nieosiągalnych. Świata alienacji, braku zrozumienia, odrzucenia. Ta podróż wcale nie jest przyjemna, budzi emocje, którym nie sposób się wyrwać, nie wciąga - pochłania, przytłacza, pozbawia złudzeń i niesamowicie pociąga.
Self-consciousness is desire and after 38 weeks my new playground became dark and grey.
Zaczyna się dość niepozornie. Skrzypnięcie drzwi - koniec lub początek, spadające krople, hipnotyczne dźwięki, łagodniejszy wokal z wachlarza możliwości. Dalej mamy okazję poczuć czym jest dezorientacja - znamię naszych czasów. W tle płacz dziecka, który przy każdym kolejnym przesłuchaniu wywiera piorunujące wrażenie. Na pierwszy plan przedzierają się fenomenalne, pulsujące bębny, mocny, ziarnisty wokal, który chwilowo ustępuje czystemu brzmieniu. Brzęczące gitary, które w nienachalny sposób przypominają mi o Isis i te teksty...
So, it feels like misundestanding when all my hopes and dreams turn into affliction.
Reflections in the mirrors smiling at me!
One colored rainbow summoning the light
Delusional perspective falling apart!
Nie wiem dlaczego myśląc o tych odbiciach, wcale nie widzę luster, tylko fragmenty potłuczonej całości. Nie widzę radosnych twarzy, tylko szydercze uśmiechy. Za to doskonale widzę pozbawioną kolorów tęczę, która pochłania światło, oddalające się cele, rozpadające fundamenty wiary, zabite marzenia. Kumulując emocje, przechodząc z utworu na utwór dochodzę do końca tej produkcji i utwierdzam się w przekonaniu, że nie ma takich słów, które w sposób adekwatny oddałyby nastrój tej płyty. Ją zwyczajnie trzeba włączyć, usiąść mniej lub bardziej wygodnie, wziąć do ręki teksty i dać się pożreć tej historii. Piękny koncept album, niesamowicie spójny, z płynnymi przejściami między poszczególnymi utworami. Przyjęto, że opowiada historię dziecka dotkniętego autyzmem z naciskiem na przeżycia wewnętrzne tejże osoby. Ja zastanawiam się, czy nie jest to pewna zasłona dymna. Każdy z nas cierpiał, każdy z nas czuł się niezrozumiany – oczywiście, że skala odczuć ma znaczenie, ale nie dam sobie wmówić, że cierpienie można pozycjonować. Ja będę się upierał przy banalnym stwierdzeniu, że jest to wielopoziomowy album o życiu, a życie jak dobrze wiemy, bywa szalenie różne.
Świetne instrumentarium, duże umiejętności, fenomenalne teksty, kosmiczny klimat, czego chcieć więcej?