Change comes often with a cost
Czyżby? Najnowsza odsłona zespołu Blindead wydaje się być zaprzeczeniem słów napisanych przez nich samych. Zmiana wokalisty jest zazwyczaj bądź to początkiem końca formacji, bądź to utratą wypracowanej pozycji, także w sercach fanów. W przypadku Blindead – zajęcie miejsca przed mikrofonem przez Piotra Piezę z pewnością nie osłabiło grupy, a nawet – potwierdziło jej wartość.
Album „Ascension” jest kontynuacją wędrówki po zaświatach, rozpoczętą na poprzedniej płycie zespołu. Tym razem jednak nie przebywamy po tej stronie, słuchając relacji od tych już nieobecnych wśród nas. Tym razem utwory przenoszą nas na drugą stronę grobu, gdzie dusza rozpoczyna swą wędrówkę. Jest to, doprawdy, niezwykle gorzka relacja – przepełniona żalem do bliskich („Fall”) i bezsilnością wobec popełnionych niegdyś błędów („Horns”). Tak naprawdę aby wyobrazić sobie, jak wygląda ta pośmiertna przestrzeń, wystarczą pierwsze minuty płyty. Słyszymy bębny, zapowiadające niebezpieczeństwo. Wokół dźwięki, brzmiące tak, jakby należały do innych duchów bądź guseł. W ciemności, wraz z narastającym dudnieniem, dźwięki te przybierają na sile, jakby te istoty nas okrążały. Coraz ciaśniej i ciaśniej…
Cały ten album jest – jak dla mnie – bolesnym rozliczeniem się z przeszłością. Zaakceptowaniem spalonych za sobą mostów, przełknięciem gorzkich wątpliwości, które całe życie miotały narratorem. Wydaje się jednak, że jego ból zostaje uśmierzony. Ostatnie słowa utworu „Ascend” to błaganie: Take me to the stars. Nie słyszymy słów odpowiedzi, jednak muzyka wreszcie nabiera nieco spokojniejszego tempa, łagodnieje, następuje ukojenie. Po tym obrazie niezwykle ciekawie prezentuje się ostatni utwór płyty, który – być może – jest głosem osoby opuszczonej przez naszego bohatera. Znów słyszymy słowa przepełnione bólem, tym razem bólem rozstania, i przysięgę – No matter what/Until the end/I will hunt/I will search. Czy się odnajdą? At the end of path/Wait there („Gone”).
Album kończy się nagłym przerwaniem muzyki. Niczym niespodziewane przerwanie nici przez Mojry.
**************
Nie muszę chyba dodawać, że Blindead, mimo tak istotnych zmian w swym składzie, nadal mocno trzyma się na nogach. Czapki z głów przed Piotrem Piezą – ciężar wyzwania, przed jakim stanął, był ogromny. Ale go udźwignął!