Fish znowu zaskakuje swoich fanów. Po poważnych tarapatach, w które popadł w zeszłym roku, kiedy to myślał nawet o wycofaniu się z muzycznego biznesu, potrafił się pozbierać i powrócić z bardzo dobra płytą. Utwory znajdujące się na niej powstały w trzech etapach: najpierw, podczas wielkiej sesji, czy "zlotu" muzyków z całego świata w zamku Marouatte nagrał 6 utworów, z czego trzy (Mission Statement, Incomplete i Titled Cross) trafiły na nowa płytę. Najlepsze wrażenie spośród nich wywiera Mission Statement, motoryczny, rockowy numer z fajną partią gitary. Dwa pozostałe nie są tak ciekawe, ale dobre, przestrzenne aranżacje (będące zresztą atutem całej płyty) i niezawodny głos Ryby powoduje, że ich również przyjemnie się słucha. Dwa kolejne, bardzo dobre utwory powstały we współpracy ze starym znajomym Mickey Simmondsem. Tumbledown zachwyca pięknym, fortepianowym wstępem, który w jednej chwili ustępuje miejsca ostrym riffom gitary. Ostatnie takty znowu należą do Simmondsa. Świetne otwarcie płyty. Rites Of Passage to z kolei piękny, nastrojowy utwór. Przed nim znajduje się jeszcze doskonały, pełnokrwisty cover kawałka Alex Harvey Band Faith Healer, który mocno podnosi temperaturę na płycie.
Druga część albumu to największa niespodzianka: 25-minutowa suita Plague Of Ghosts, podzielona na sześć fragmentów. Jest ona dziełem duetu Mark Daghorn - Tony Turrell, znanego między innymi z ambientowych przeróbek... marillionowskiego This Strange Engine! Tym duchem zarazili również Fisha. Na psychodelicznym, powtarzającym się podkładzie znakomicie czuje się zarówno Fish, jak i grający na gitarze Steven Wilson z Porcupine Tree. Całość w interesujący sposób wędruje przez różne klimaty. Nie sądziłem, że Fisha będzie stać na nagranie czegoś takiego! Poprawka po już dobrym Sunsets On Empire robi jeszcze lepsze wrażenie, a Fish nareszcie znalazł swoją miejsce w rockowej graniu.