ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu UFO ─ Strangers in The Night w serwisie ArtRock.pl

UFO — Strangers in The Night

 
wydawnictwo: Chrysalis Records 1979
 
Side One
"Natural Thing" (Schenker/Mogg/Way) – 3:57
"Out In The Street" (Way/Mogg) – 5:07
"Only You Can Rock Me" (Way/Schenker/Mogg) – 4:08
"Doctor Doctor" (Schenker/Mogg) – 4:42
Side Two
"Mother Mary" (Schenker/Mogg/Way/Parker) – 3:25
"This Kid's" (Schenker/Mogg) – 5:11
"Love To Love" (Schenker/Mogg) – 7:58
Side Three
"Lights Out" (Schenker/Mogg/Parker/Way) – 5:23
"Rock Bottom" (Schenker/Mogg) – 11:08
Side Four
"Too Hot To Handle" (Way/Mogg) – 4:26
"I'm A Loser" (Schenker/Mogg) – 4:13
"Let It Roll" (Schenker/Mogg) – 4:48
"Shoot Shoot" (Schenker/Mogg/Way/Parker) – 4:07

CD Reissue track listing (1999):
"Hot 'N' Ready" (Schenker/Mogg) – 3:26
"Cherry" (Way/Mogg) – 3:44
"Let It Roll" (Schenker/Mogg) – 4:48
"Love To Love" (Schenker/Mogg) – 7:58
"Natural Thing" (Schenker/Mogg/Way) – 3:57
"Out In The Street" (Way/Mogg) – 5:07
"Only You Can Rock Me" (Way/Schenker/Mogg) – 4:08
"Mother Mary" (Schenker/Mogg/Way/Parker) – 3:25
"This Kid's" (Schenker/Mogg) – 5:11
"Doctor Doctor" (Schenker/Mogg) – 4:42
"I'm A Loser" (Schenker/Mogg) – 4:13
"Lights Out" (Schenker/Mogg/Parker/Way) – 5:09
"Rock Bottom" (Schenker/Mogg) – 11:22
"Too Hot To Handle" (Way/Mogg) – 4:26
"Shoot Shoot" (Schenker/Mogg/Way/Parker) – 4:07
Tracks 1 & 2 are bonus tracks
Length: 69:13 (original album)
76:54 (1999 edition)
 
skład:
Michael Schenker – guitar; Phil Mogg – vocals; Andy Parker – drums; Paul Raymond – rhythm guitar, keyboards; Pete Way – bass; Alan McMillan – horn arrangements, string arrangements; Ron Nevison – producer; Hipgnosis – artwork
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,12
Arcydzieło.
,21

Łącznie 38, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
13.12.2010
(Recenzent)

UFO — Strangers in The Night

Właśnie jestem w trakcie eksploracji sześciopłytowego boxu z koncertowymi nagraniami UFO. Trzeba przyznać, że jest to przyjemna lektura – sześć różnych koncertów z lat 1975 – 1982. Ale jest to rzecz dla bardziej zaawansowanych fanów grupy - „Doctor Doctor”, „Let It Roll”, czy „Rock Bottom” cztery razy, kilka innych po dwa, trzy. No ale to w gruncie rzeczy logiczne – jest przecież coś takiego, jak żelazny repertuar koncertowy, bez odegrania którego publiczność nie puści artystów ze sceny. Oczywiście cały ten zestaw nie jest do posłuchania na jeden raz – to nieco ponad sześć godzin muzyki. Ale raz dziennie, godzinka hard rocka – bardzo zdrowo, na poprawę krążenia. Jednak ja nie o tym. Zaczynanie omawiania dorobku zespołu od wagona bootlegów (nawet oficjalnych) nie jest najlepszym pomysłem, szczególnie, że w regularnej dyskografii jest kilka pozycji, które wypadałoby poznać wcześniej. Z różnych powodów bardzo dobrym wyborem na początek byłoby zapoznanie się z koncertówką „Strangers In The Night”.

UFO było grupa o dwóch obliczach – pierwsze to heavy space rockowy kwartet, który nagrał dwie płyty, w tym kultową „Flying/One Hour of Space Rock” i drugie – konwencjonalny hard-rockowy band, który w drugiej połowie lat siedemdziesiątych zdobył sobie sporą popularność na całym świecie. W międzyczasie skład zmienił się nieznacznie, odszedł Mick Bolton, a przyszedł Michael Schenker (wcześniej ze Scorpionsami zdążył nagrać dwie płyty, będąc jeszcze nieletnim), który od razu zaczął w zespole odgrywać bardzo ważną rolę. A różnica między wspomnianym „Flying” a kolejnym, raptem dwa lata późniejszym „Phenomenon” jest taka, jakby były to dwa zupełnie inne zespoły. Okazało się, że zmiana gitarzysty jest jak zmiana rozgrywającego – styl zespołu uległ diametralnej metamorfozie. Bardzo wielu fanów klasycznego rocka uważa, że ten pierwszy skład UFO to było to, a późniejsza działalność to komercha nie warta wspomnienia. Moim zdaniem są to zbyt radykalne opinie, gdyż i ta późniejsza wersja z Schenkerem swoje atuty i zalety posiada, o czym można się przekonać słuchając właśnie wspomnianego „Strangers In The Night”. Te pięć lat kiedy grał on w zespole to okres największych sukcesów grupy – wtedy powstały najlepsze płyty (nie licząc „Flying”), wtedy też i zespół był najbardziej popularny, i to po obu stronach Atlantyku. A „Strangers In The Night” fajnie podsumowywało tamte czasy. To UFO w pigułce – jeśli ktoś chce ich lepiej poznać – nie ma lepszej płyty.

Wydawnictwa koncertowe z tamtego kresu dosyć często ocierają się o rockowy absolut. Nawet dosyć przeciętne kapele dostawały na scenie takich skrzydeł, że ich albumy nagrane na żywo spokojnie wchodziły do ekstraklasy gatunku. Z UFO sprawa jest podobna. To sympatyczna i fajna grupa, grająca prostego i żywiołowego hard-rocka, inspirująca się The Who, czy Spooky Tooth, ale bez większych pretensji do wielkiej sztuki. Od czasu „Flying” nie „zhańbili” się raczej nagraniem czegoś dłuższego niż pięć minut z sekundami. Każdy ich płyta od „Phenomenon” począwszy był to zestaw rockowych piosenek. Do tego żaden z tych krążków trudno uznać za arcydzieło. Są dobre, czasami nawet lepiej niż dobre. Po prostu solidne. Natomiast scena wydobyła z tej muzyki wszystko co w niej najlepsze – czyli rocka, co w połączeniu z przebojowymi melodiami dało mieszankę zaiste piorunującą i smakowitą (do wyboru). Wszystko co najważniejsze z czasów Michaela Schenkera w ciągu 70 minut i to w takich wykonaniach, że paluszki lizać. Od rączek i nóżek. „Rock Bottom” na jedenaście minut, z długą porywającą, solówką gitarową, niewiele krótsze „Love To Love”, pełne ognia „Doctor Doctor”, „Lights Out”, „Too Hot to Handle” – do czego ucho by przyłożyć, wszystko uraduje serce każdego fana klasycznego rocka. Zresztą każdy taki fan ma ten krążek obcykany przynajmniej od ćwierćwiecza, a jak nie, to widocznie UFO nie lubi. Albo jest młodszy – na szczęście tacy też się zdarzają.

Dość powszechnie ten album uważany jest przez bardzo wielu krytyków i fanów za jedno z najlepszych w historii muzyki rockowej wydawnictw koncertowych. Ta sława moim zdanie jest jak najbardziej zasłużona. Okazał się również, trochę w niezamierzony sposób podsumowaniem okresu z Schenkerem na gitarze. W trakcie studyjnej „obróbki” materiału koncertowego pokłócił się on z resztą zespołu i sobie poszedł („za chwilę” założył Michael Schenker Group i odniósł spory sukces) – chodziło min. o wybór utworów, a poza tym nie miał ochoty nic dogrywać w studiu, uważał, że wszystko powinno pójść na „żywca”. Trzeba przyznać, że bez tego młodego-zdolnego UFO już nie było tym UFO. Co prawda do „Mechanix” jest nieźle, a potem jeszcze ze dwie płyty dają się słuchać, ale już na „No Place to Run” słychać, że kogoś i czegoś tam brakuje.

Może jestem nieco niesprawiedliwy oceniając UFO jako kapelę „jedną z wielu”. Przecież za samo „Strangers In The Night” należy im się ciepłe miejsce w historii rocka. Nie można tez zapomnieć o „Flying” – jednej z ciekawszych i bardziej oryginalnych płyt przełomu lat 60-tych i 70-tych – co jest już potężnym komplementem, biorąc pod uwagę , co się wtedy działo w muzyce rockowej. O UFO pisze się też w kontekście ich wpływu na NWOBHM – też nie bez przyczyny. Na patentach z „Doctor Doctor” Iron Maiden spory kawałek (i to ten lepszy) swojej dyskografii sklepało.

Jeden z moich ulubionych albumów koncertowych, również jeden z moich ulubionych albumów hard’n’heavy.
 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.