ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ Atom Heart Mother w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — Atom Heart Mother

 
wydawnictwo: Harvest Records 1970
dystrybucja: EMI Music Poland
 
1. Atom Heart Mother (Mason, Gilmour, Waters, Wright, Geesin) [23:36]:
a) Father’s Shout
b) Breast Milky
c) Mother Fore
d) Funky Dung
e) Mind Your Throats Please
f) Remergence
2. If (Waters) [04:26]
3. Summer ’68 (Wright) [05:29]
4. Fat Old Sun (Gilmour) [05:23]
5. Alan’s Psychedelic Breakfast (Mason, Gilmour, Waters, Wright) [13:01]:
a) Rise And Shine
b) Sunny Side Up
c) Morning Glory
 
Całkowity czas: 52:08
skład:
David Gilmour – Guitars, Vocals; Nick Mason – Drums, Percussion, Tape Effects, Tape Editing; Roger Waters – Bass Guitar, Acoustic Guitar, Vocals, Tape Effects, Tape Collage; Richard Wright – Piano, Organ, Keyboards, Vocals, Orchestration; Ron Geesin – Orchestration and Arrangements; Abbey Road Session Pops Orchestra; John Aldiss Choir; The Philip Jones Brass Ensemble; Alan Stiles – Voice.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,20
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,71
Arcydzieło.
,90

Łącznie 195, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
24.10.2010
(Recenzent)

Pink Floyd — Atom Heart Mother

A co to za miastowy wlazł mi na łąkę?? Lulubelle III patrzy zdziwiona na intruza z aparatem fotograficznym, szwendającego się po małym polu w podlondyńskim Potters Bar. Zupełnie nie zdaje sobie sprawy, że Storm Thorgerson właśnie ją unieśmiertelnił.

Zaczęło się od pomysłu Gilmoura. David, zainspirowany swoim „The Narrow Way Part III”, skomponował efektowny, nastrojowy temat na gitarze, zagrany prosto, bez niepotrzebnych udziwnień, który (jako że inspiracją była muzyka do „Białego Kanionu” Williama Wylera”) nazwał „Theme From An Imaginary Western” (zbieżność z kompozycją Jacka Bruce’a przypadkowa). Zespół stopniowo dokładał różne pomysły, aż w końcu... Aż w końcu okazało się, że panowie kompletnie nie mają pomysłu, jak wykończyć rozwiniętą mniej więcej do połowy kompozycję. Porzucenie ciekawie zapowiadającego się utworu nie wchodziło w rachubę, więc ostatecznie Waters zaprosił kumpla z golfowego pola – awangardowego pianistę Ronalda Geesina. Floyd stwierdzili, że może sobie zrobić z kompozycją, co zechce, pododawać chóry, smyczki, blachy, cokolwiek, co uzna za stosowne, byleby niedorozwinięta i pozbawiona tytułu kompozycja nabrała wreszcie jakiegoś konkretnego kształtu. Jak w dowcipie o Benedykcie XVI i terrorystach – Geesin zrozumiał aluzję całkowicie dosłownie i uzupełnił kompozycję o partie chóru, solo wiolonczeli, instrumenty dęte i orkiestrę.

„Atom Heart Mother” (Geesin nadał współtworzonemu przez siebie dziełu tytuł „Epic”, panowie zmienili najpierw na „The Amazing Pudding”, a potem – pod wpływem artykułu w gazecie o ciężarnej, której życie uratował rozrusznik serca – na tytuł ostateczny) to już Pink Floyd wychodzący z okresu przejściowego. To już zespół, który ma na siebie pomysł, który wie, co i jak chce grać. Niewiele tu udziwnień, hałasów, eksperymentów (hałaśliwa elektroniczna wstawka jest dziełem Geesina), gitarowych sprzężeń i kwików, puszczanie taśmy od tyłu też poszło się kochać – David Gilmour gra prosto, zgrabnie prowadząc melodię, grając typowe dla siebie, wybrzmiewające, melodyjne dźwięki. Trochę brakuje tytułowej kompozycji jakiegoś konkretnego kręgosłupa, bardziej przypomina kolaż różnych melodii i pomysłów ujęty w nawias jednym tematem klamrowym, co nie zmienia faktu, że jest to jedna z najbardziej zapadających w pamięć kompozycji zespołu. Główny temat Gilmoura – po pokręconym, fanfarowym wstępie – wygrywają tu instrumenty dęte. Potem pojawi się wstawka Wrighta na organach, solo wiolonczeli, łagodny pasaż z narastającą partią chóru, zespołowy jam zwieńczony znowu chórem, elektroniczna atonalna miniatura, trochę zespołowego grania i na finał – powrót tematu początkowego. Nie ma ta kompozycja może siły wyrazu nagrań ze wspólnego koncertu Procol Harum z orkiestrą z Edmonton, ale ten dźwiękowy eksperyment wyszedł bardzo ciekawie. I po latach – wbrew nienawistnym opiniom samych muzyków – broni się dobrze. Co ciekawe, wartość kompozycji docenił sam Stanley Kubrick, chcąc wykorzystać ją w swojej sławnej „Mechanicznej pomarańczy”. Waters nie zgodził się, co miało potem dla niego określone konsekwencje, a „Atom Heart Mother” w filmie tak czy inaczej się pojawiła: w scenie, gdy w sklepie z płytami Alex podrywa dwie cycatki-małolatki, charakterystyczną okładkę widać na półce.

Dalej, jak na „Ummagummie”, mamy solowe kompozycje panów (bez Masona). Waters znów popełnia bardzo udaną akustyczną balladę – „If”. Bodaj po raz pierwszy w jego twórczości pojawi się temat szaleństwa, niedopasowania do społeczeństwa, zainspirowany przeżyciami Syda Barretta. Utwór ten regularnie będzie się potem pojawiał w czasie solowych koncertów Watersa (podczas koncertowych wykonań „If” przez Pink Floyd Waters i Gilmour grali na gitarach akustycznych, a Rick na organach i gitarze basowej). A skoro o Ricku mowa: Wright wyżył się twórczo w „Sysyphusie” i teraz proponuje zgrabną, lekko psychodeliczną piosenkę wzbogaconą partiami trąbek – „Summer ‘68”, opowiadającą o życiu w trasie, o kolejnych anonimowych dziewczynach, jakie czekają w każdym nowym mieście. Z trzech kompozycji solowych najlepiej jednak wyszła część Gilmoura, kolejny dowód, że David bardzo rozwinął się twórczo. „Fat Old Sun” to łagodna, nastrojowa ballada, znów z efektami dźwiękowymi nadającymi ciepły, pastoralny klimat, zwieńczona ładnym solem gitarowym.

Na koniec mamy zaś intrygujący eksperyment dźwiękowy. Osią „Alan’s Psychedelic Breakfast” są bowiem odgłosy przygotowywania śniadania. Alan Stiles – techniczny zespołu – trzaska szafką, popija kawę, smaży jajecznicę. A w to wszystko wplatają się trzy instrumentalne miniaturki. Wright proponuje drobiazg na instrumenty klawiszowe, oparty na konstrukcji kanonu, Gilmour przyniósł zwięzłą miniaturkę na gitarę, a na koniec cały zespół wykonuje całkiem zgrabny, melodyjny fragment instrumentalny. Cały utwór zamyka kapanie wody – na winylu odtwarzane ad infinitum, aż do ręcznego zatrzymania odtwarzacza. Panowie jeden raz wykonali ten utwór na żywo, w wersji 22-minutowej - długo, bo Nick Mason smażył na scenie jajecznicę (tzn. na kuchence i patelni, nie na deskach sceny). Kolejny element, który w niedalekiej przyszłości stanie się integralnym elementem brzmienia zespołu: wcześniej tak konsekwentnie efektów dźwiękowych zespół jeszcze nie zastosował.

Płyta to – pod wieloma względami – przełomowa. Pierwszy album zespołu, który dotarł na szczyt brytyjskich zestawień. Pod wieloma względami pierwszy album „klasycznego” Pink Floyd. Zespół porzuca już space-rockowe epopeje, międzygwiezdne podróże i opowieści oparte na chińskich księgach, do czego zresztą nawiązuje sama okładka (miała być tak prosta jak tylko się da, bez żadnych odjazdowych kolaży – gdy podczas dyskusji ktoś rzucił pomysł z krową na łące, Storm Thorgerson z miejsca chwycił aparat, pojechał poza Londyn i sfotografował pierwszą napotkaną krowę na pastwisku) – coraz więcej miejsca zajmują bardziej przyziemne, „ludzkie” tematy. Brzmieniowo też zespół zdecydowanie już wkracza na ścieżkę prowadzącą do „The Dark Side Of The Moon” – choćby w bardziej przemyślanym niż wcześniej użyciu przeróżnych efektów dźwiękowych. Przy całej niechęci zespołu do utworu tytułowego – to właśnie z tej płyty i kompozycji tytułowej wywodzą się właściwie wszystkie przyszłe arcydzieła zespołu.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.