ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu De Burgh, Chris ─ Beautiful Dreams w serwisie ArtRock.pl

De Burgh, Chris — Beautiful Dreams

 
wydawnictwo: A&M Records 1995
 
1. Missing You (De Burgh) [03:58]
2. Girl (Lennon, McCartney) [02:50]
3. Carry Me (Like A Fire In Your Heart) (De Burgh) [04:06]
4. Discovery (De Burgh) [03:23]
5. The Snows Of New York (De Burgh, Hammond) [03:36]
6. In Love Forever (De Burgh) [03:06]
7. Shine On (De Burgh) [04:03]
8. The Lady In Red (De Burgh) [04:10]
9. In Dreams (Orbison) [03:09]
10. I'm Not Crying Over You (De Burgh, Hammond) [03:57]
11. Always On My Mind (Christopher, James, Thompson) [03:22]
12. Say Goodbye To It All (De Burgh) [04:39]
13. One More Mile To Go (De Burgh) [03:32]
 
Całkowity czas: 48:42
skład:
Chris de Burgh - Vocals; Peter Oxendale - Piano, Musical Director; Clem Clempson - Electric & Acoustic Guitars; John Giblin - Bass Guitar; John Themis - Acoustic Guitar & Solos; Ian Thomas - Drums; Miles Bould - Percussion; London Session Orchestra Arranged and Conducted by Nick Ingman and Richard Hewson; Gavyn Wright - Orchestra Leader; Gwalia (Welsh Male Voice Choir)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,2

Łącznie 7, ocena: Dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
26.09.2010
(Recenzent)

De Burgh, Chris — Beautiful Dreams

Jak cykl floydowski – to mała podróż sentymentalna do jesieni 1995, II klasy ogólniaka. A jak II klasa LO, to oczywiście kółko chemiczne w katowickim Pałacu Młodzieży. Co tam na kaseciaku szefowej leciało, oprócz lansowanej przeze mnie (przy średnim entuzjazmie reszty załogi) Kamandy Pinka Fłojda? Jakieś głupawki typu Universe. Eric Clapton (hura!), tylko że bez prądu (uuuu...) No i „Beautiful Dreams” De Burgha. Więc jako przystawka do otwarcia cyklu „Pink Floyd oczami Strzyża” - „Beautiful Dreams” musi być.

„Bieg pociągu w większości punktów podróży określają jednoznacznie szyny. Ale tu i tam nadchodzi węzeł, gdzie możliwe są różne kierunki jazdy i gdzie pociąg może być wprowadzony na ten albo inny kierunek całkiem minimalnym nakładem energii, jaki potrzebny jest do przestawienia zwrotnic.” (James Jeans, za „Wspomnieniami” Alberta Speera)

No właśnie. Czasem jedna decyzja może mieć efekty, których nikt nie byłby w stanie przewidzieć; w moim przypadku, niecałe dziewięć miesięcy Pałacu (a zwłaszcza kontakt z jedną, konkretną osobą – tu pozwolę sobie pozdrowić M.G.) było początkiem zmian we wszystkim. Między innymi – wszystko, co w muzyce mnie dziś fascynuje, tak czy inaczej sięga korzeniami właśnie przełomu 1995/96...

Jak sam napisał w książeczce, De Burgh nagrał tą płytę w lipcu 1995 w ciągu ośmiu dni, w całości na żywo, bez dogrywek i studyjnych sztuczek, otoczony orkiestrą. Wersja kasetowa była nieco krótsza (co zresztą było częste w epoce kaset magnetofonowych – soundtrack do „Wielkiego błękitu” Bessona w wersji MC okrojono o pół godziny!) - wyleciała przeróbka beatlesowskiej „Girl”. W sumie słusznie, bo akurat ten utwór to niestety najsłabsza część płyty. Lepiej wypadły pozostałe przeróbki: „Always On My Mind” i orbisonowskie „In Dreams”. Reszta to już autorskie dzieła Chrisa, z „The Lady In Red” na czele. „In Love Forever”, „I'm Not Crying Over You” i w sumie najlepsze z tej trójki bożonarodzeniowe „One More Mile To Go” to nowe kompozycje przygotowane specjalnie pod kątem tego projektu.

W sumie: pozornie niewiele się tu dzieje. De Burgh śpiewa te swoje romantyczne pieśni, wsparty akompaniamentem orkiestry i przebijającego się gdzieniegdzie małego zespołu (m.in. gitarzysta Dave „Clem” Clempson). I wypada to bardzo fajnie. Gdzie trzeba – orkiestra dodaje mocy, głębi, potęgi brzmienia, gdzie trzeba – subtelnie wypełnia tło, uwypuklając różne dźwiękowe smaczki, dodając nowe barwy do znanych kompozycji. I w sumie to wystarczy. Bo De Burgh już tak ma. Już się raczej nie zmieni: będzie śpiewał te swoje romantyczne pieśni o miłości, czasem bardziej dramatycznie, czasem nastrojowo. Dostajemy dokładnie to, czego można się po De Burghu spodziewać, w bardzo fajnym wykonaniu.

OK – mnie akurat trudno jest oceniać tą konkretną płytę, bo każde przesłuchanie to podróż sentymentalna do pewnego, istotnego fragmentu mojego życia. Na pewno jako uzupełnienie romantycznego wieczoru z ukochaną – sprawdza się znakomicie (sprawdzałem). Poza tym – całkowicie do posłuchania.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.