Sześć lat minęło odkąd światło dzienne ujrzał ostatni album formacji stworzonej przez Glenna Danziga – „Circles of Snakes”. I trzeba przyznać, że czas nie rozpieszcza Glenna i kolegów, choć głos Danziga wciąż brzmi nienajgorzej, to problem pojawia się przy komponowaniu dobrych utworów.
„Deth Red Sabaoth” nie jest na pewno albumem złym. Nie znajdziemy tu jednak takich szlagierów jak słynny utwór „Mother”, czy też „Twist of Cain”. Trzeba jednak przyznać, że niektóre kawałki wydają się być nieco nudnawe, inne zaś niezłe, lecz bez rewelacji. Bez rewelacji – to określenie pasuje do tej płyty bardzo dobrze. Mamy tu przeciętne „The Revengeful”, czy „Ju Ju Bone”. Lepiej natomiast wypada otwarcie płyty – „Hammer of The Gods”. Niski głos Glenna od początku albumu wydaje się być w całkiem niezłej formie i słucha się go przyjemnie. Całkiem nienajgorzej wypada również zakończenie płyty, którym jest „Left Hand Rise Above”. Najlepiej na płycie wypadają „Rebel Spirits”, oparty na bardzo dobrym riffie oraz poprzedzony bardzo przeciętnym wstępem „Pyre of Souls: Incanticle” – „Pyre of Souls: Seasons of Pain”. W tym drugim – najdłuższym na płycie – Danzig oraz gitarzysta Tommy Victor, pokazują już naprawdę kawał swoich możliwości. Otrzymujemy tu bowiem naprawdę dobre partie gitary, których troszkę jednak na tej płycie brakuje.
Cieszy to, że takie zespoły jak Danzig jeszcze istnieją i wciąż nagrywają muzykę. I choć już nie zawsze jest to muzyka na najwyższym poziomie, to miło czasem posłuchać takiego starego heavy metalu zagranego przez naprawdę dobry zespół.