Przychodziłem na świat w czasach bardzo wczesnego Gierka i może dlatego właśnie słuchanie muzyki nie kojarzy mi się li tylko z zaliczaniem kolejnych plików spakowanych w coraz to lepszych formatach, lecz także, a może i przede wszystkim, z piękną, niezwykłą otoczką wokół niej. Zewnętrznością, w której jest ona skryta. Zewnętrznością, ubraną w niecodzienną formę, kształt, zapach…
Trochę zaskakująco zacząłem? Zupełnie nieprzypadkowo. Bo świeżutki box Quidamu pod względem wydawniczym jest absolutnym majstersztykiem na światowym poziomie. Znakomita koncepcja graficzna autorstwa Michała Florczaka, utrzymana w poetyce ostatniego albumu grupy, „Alone Together”, włożona w oryginalną formę, znamionuje szacunek dla odbiorcy, który najzwyczajniej zgrzeszy, słuchając zapisanej tu muzyki, nie przedzierając się przez okrywające ją zewnętrzne „delicje”. Zresztą, oglądając tu zapisane i zespolone z dźwiękami obrazy i ujęcia, ma się wrażenie obcowania z czymś więcej, niż zwykłym DVD. Raczej z czymś, podporządkowanym jednej, artystycznej wizji. Wszak nawet, zazwyczaj po macoszemu traktowana przez odbiorcę, galeria zdjęć zawiera wyborne fotografie i trudno nazwać ją standardowym wypełniaczem dysku.
„Strong Together” jest doprawdy wydawnictwem imponującym. Trzy płyty, w tym ta najważniejsza – DVD – z zapisem koncertu w konińskim Oskardzie z kwietnia 2009 roku. Koncertu portretującego tę pochodzącą z Inowrocławia legendę polskiego progrocka w szczytowej formie. Koncertu pokazującego w pełni ukształtowany zespół, który odnalazł właściwą drogę w swoim… drugim życiu. Warto w tym miejscu przypomnieć, że kiedyś, w początkach tej „drugiej odsłony”, panowie zarejestrowali swoje pierwsze DVD. Nic mu nie umniejszając, wszak było zapisem pewnej chwili w historii zespołu i swą wartość archiwalną posiada, wychodziło spod pewnej oklepanej matrycy, która pewnie i nie do końca odpowiadała samym artystom. Teraz mają bezwzględnie własne, osobiste i oryginalne dzieło…
Byłem na tym koncercie i dziś, podobnie jak wtedy, nasuwa mi się tylko jeden komentarz: świetnie wykonana, profesjonalna praca. Chociaż… Nie wiem czasem, czy oglądając teraz ten występ na szklanym ekranie nie ulegam większym emocjom, zgrabnie stymulowanym przez naprawdę ciekawe zabiegi montażowe. Raz jest nerwowo, chaotycznie, czasami pojawia się ucieczka od ostrości, by za chwilę intrygować subtelnym zbliżeniem zaskakującego szczegółu (ujęcie bosych stóp Tyldy Ciołkosz, wystukujących rytm – bezcenne!).
No ale co z muzyką? Bo to jednak ona jest tu najważniejsza. Artyści prezentują nam w całości swój ostatni, studyjny album, „Alone Together” i robią małe wyskoki do krążka „SurRevival” (kompozycja tytułowa, „Not So Close” oraz wiązanka trzech utworów o pomysłowym tytule „The Fifth Queen Of Everything”). Nie mogło zabraknąć oczywiście jednego utworu z dalekiej przeszłości – „Sanktuarium”, zaśpiewanego przez Kossowicza w pierwszej osobie. Nie taki jednak Quidam, pachnący nostalgią lat minionych, tutaj dominuje. Bo to Quidam jeszcze bardziej przestrzenny, z gościnnymi skrzypcami i saksofonem. Chwilami, w związku z tym, z lekka jazzowy a już z pewnością psychodeliczny, odlotowy i rozimprowizowany! Posłuchajcie zresztą „Of Illusion” z indywidualnymi popisami sekcji rytmicznej, z czasem rozładowanymi przez wielkie solo gitarowe Mellera. A wszystko to soczyście i mięsiście – co ma kolosalne znaczenie – słychać.
Nie tylko jednak autorskimi rzeczami żyje zapisany tu koncert. Inowrocławianie nie byliby sobą, gdyby nie sięgnęli do klasyki. Są zatem i Doorsi, i Purple, i SBB, i King Crimson, w który tak pięknie i dynamicznie w „Red” wpisała się ze swoimi skrzypcami Tylda Ciołkosz (dla kontrastu – innym doskonałym momentem jest jej udział we wspomnianym już „Sanktuarium”, ze szczególnym, drobnym unisono, zagranym z Jackiem Zasadą). No i jest wreszcie Pink Floyd z zaprezentowanym, jakby na spocznij, klasykiem „Wish You Were Here”. Z Zasadą na basie i Ziółkowskim na gitarze akustycznej. W utworze tym „Ziółek” i Meller siedzą na scenie już po raz drugi, bowiem wcześniej, niecodziennie zamykają podstawową część występu, siadając w skupieniu z innymi artystami.
Po obejrzeniu czegoś takiego, nie chce się już sięgać do archiwów, biografii, dyskografii… Chce się już tylko jeszcze raz nad tym zamyśleć. Z tego samego być może założenia wyszli twórcy boxu, dodając jeszcze tylko, krótki filmik „Backstage Pass (Docummentary)”, wizualizacje Michała Florczaka, które można obejrzeć także w trakcie koncertu, podczas „…We Are Alone Together” oraz zapowiedzianą już wcześniej galerię fotografii. Wszystko okraszone quidamową muzyką. Bez głupstw i niepotrzebnych komentarzy…
Aaa… Ci, którzy nie nasycą się po obejrzeniu tegoż, zabrać mogą ze sobą – na przykład w podróż – dwie płytki audio, dopięte do pudełeczka, też w iście oryginalnej formie.