ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Van Der Graaf Generator ─ World Record w serwisie ArtRock.pl

Van Der Graaf Generator — World Record

 
wydawnictwo: Charisma Records 1976
 
"When She Comes" – 8:02
"A Place to Survive" – 10:05/ "Masks" – 7:01/ "Meurglys III (The Songwriter's Guild)" – 20:50/ "Wondering" (Hugh Banton, Hammill) – 7:23
 
Całkowity czas: 53:01
skład:
Peter Hammill – vox, Meurglys III & Wassistderpunkenbacker/ David Jackson – Alto, tenor & soprano saxophones and accoutrements, and flute (all in The Grotto)/ Hugh Banton – manuals &pedals (Manuel & his Music of The Pedallos)/ Guy Evans - drums, percussion, cymbals & fingerpop
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,15
Arcydzieło.
,15

Łącznie 45, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.11.2009
(Recenzent)

Van Der Graaf Generator — World Record

Kolejny raz trafiłem na dywanik u Naczelnego.
 - Tak. Znowu masz przestoje, Kapała – zaczął niezbyt przyjemnie
 - Mam bloka – próbowałem się tłumaczyć
 - Jakiego bloka? – zainteresował się szef
 - Bloka twórczego – wyjaśniłem
 - Chyba tfurczego – próbował błysnąć dowcipem Naczelny. Ale jakoś się nie uśmiałem.
 - Znaczy potrzebny ci jest jakiś bodziec, żeby przełamać chwilowa niemoc pisarską?
 - Pewnie tak – niepewnie potwierdziłem
 - Hm… - szef podrapał się w łysinę – Dobra, zrobimy tak – jeśli do Mikołaja nie będzie pięciu nowych recenzji klasyki, nie dostaniesz premii  i  talonów świątecznych. No, to na pewno jesteś odpowiednio zmotywowany – uśmiechnął się pogodnie – Do roboty!
Nie było sensu protestować… Może zdążę…
 
Jeżeli ktoś ma ochotę zabrać się za poznawanie Van Der Graaf Generator, to powinien zacząć chyba od “World Record”. Jest to płyta najbardziej przystępna, dalej jednak zachowująca wszystkie cechy stylu zespołu. Trudno tu może znaleźć jakieś ewidentne przebłyski geniuszu (oczywiście jak na Hammilla i kompanię), ale znajdziemy na niej naprawdę bardzo dużo znakomitej muzyki. Bez szaleństw, jednak nic zarzucić jej nie można. Też od niej zaczynałem, bo to była pierwsza płyta VDGG , którą sobie kupiłem, na winylu jeszcze (pierwsza na CD to był „Godbluff”). Choć wcześniej już różne rzeczy poznawałem wyrywkowo z radia (dziękuję Panie Kaczkowski!).
 
Od razu zakochałem się w „When She Comes” - kobieta o białej skórze, jak z Blake’a, Bourne-Jonesa, lub Edgara Allana Poe. Kolejna heroina z kolekcji hammillowych femme fatale. I kolejny zagubiony bohater ze złamanym sercem. Można sobie wyobrazić szczupłą, rudowłosą kobietę przemierzającą w nocy pokoje starego wiktoriańskiego domu. Czy to ktoś realny, czy może zjawa…? Od razu mi to płytę odpowiednio ustawiło – nastrój, tekst, wokal Hammilla, nawet jak na niego bardzo emocjonalny. Klimat jak z „Opowieści niesamowitych” Edgara Allana Poe. Oczywiście.
 
„World Record” nie ma tak „przytłaczającego” brzmienia jak „Still Life”. Organy Bantona, które tam dominowały, zrobiły trochę więcej miejsca dęciakom Jaxona i gitarze Hammilla. Jak na VDGG utwory z tego albumu nie są specjalnie skomplikowane, można powiedzieć, że jak na VDGG to  prawie piosenki. Łatwo wpadają w ucho i już tak zostają. Chociaż słychać, że „Meurglys III” i „Place to Survive” w sporej części wzięły się z improwizacji.
 
To zrównoważanie w warstwie instrumentalnej wyszło płycie na dobre. Jest tutaj więcej przestrzeni, Brzmienie jest bardziej urozmaicone, bogatsze przede wszystkim. Sama płyta jest lżejsza, ale dzięki temu subtelniejsza. ”Still Life” czasami jest finezyjna jak młot pneumatyczny. Tam wszystko jest dosłowne, do dechy. Oczywiście nie powiem, ze „Still Life” jest jakieś nie bardzo. Tam jest przecież „La Rossa”. Początkowo miałem pewne problemy z przyswojeniem „Meurlglys III” -  najdłuższy, trwający ponad 20 minut. Ale suitą to nie jest. Jak w pozostałych utworach - temat przewodni łatwo wpada w ucho, ale jak wspominałem w większej części wychodzi z improwizacji. Żeby go docenić trzeba się przebić przez jego pozorną monotonię, wsłuchać się w to co gra Jackson, zaakceptować „regałowe” rytmy z drugiej części. Żeby i Banton nie był poszkodowany, to „na pocieszenie” skomponował wspólnie z Hammillem finałowy „hymn” „Wondering”. Hammill lubił takie patetyczne kawałki, coś a’la hymny kościelne, podniosłe i dostojne – finał „After The Flood” taki jest, „Plagi Latarników” też. Fakt, że tam czasami aż kipiało od dysonansów i czasami się człowiek zastanawiał, czy to oni grają jeszcze na swoich instrumentach, czy już na jego mózgu – jednak przeżycia niezapomniane. W „Wondering” takich „atrakcji” nie ma… Może i dobrze.
 
Na długie, długie lata była to ostatnia płyta Van Der Graaf Generator, bo niedługo po wydaniu „World Record” Hammill dość drastycznie przewietrzył skład zespołu – po kilkuletniej nieobecności wrócił Nic Potter, doszedł skrzypek, Graham Smith (wcześniej min. w String Driven Thing), za to nie było już Hugh Bantona, a Jaxon pojawił się tylko gościnnie, w dwóch utworach. No i zmiany personalne pociągnęły za sobą zmiany w samej muzyce też. „The Quiet Zone/The Pleasure Dome”, notabene zupełnie dobry album, przyniósł materiał bardziej podobny do tego, co wtedy Hammill solo nagrywał, czyli to była płyta raczej nowofalowa. I VDGG przestało być VDGG, tylko stało się VDG. Ale „World Record” to jeszcze ten „rasowy” Van Der Graaf Generator.  
 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.