Przymierzając się do kolejnej recenzji produkcji spod znaku hiperkosmicznego plumkania macek Ozrica, postanowiłem troszkę przypomnieć sobie jak to leciało. A jak wiecie to nietrudne – niewprawiony słuchacz nie jest w stanie odróżnić albumów zespołu. Generalnie mógłbym zrobić CTRL / jabłko + C - CTRL/jabłko + V z poprzedniej recenzji albumu "Become the Other", choć od jej wydania mignęło błyskawicznie raptem … 14 lat. Tak właśnie gra Ozric Tentacles...
Co się zmieniło? "The Yum Yum Tree" to kolejna dość nadzwyczajna i dopracowana technicznie pozycja w karierze Ozriców (ćwierć wieku na scenie, 30 albumów, miliony sprzedanych płyt). Błażej* zapytał mnie na forum kiedyś "jak odróżniasz albumy?" - proste. Każdy album Ozriców posiada to swoiste "coś", lekki charakterystyczny wyróżnik dźwiękowy: klimat, instrument, melodię, rytmikę. Tak jak "Spirals in Hyperspace" z 2004 roku (tak ta z udziałem legendarnego Steve'a Hillage'a !) poszedł w kierunku bardziej rytmicznego, dance'owego brzmienia, tym razem pośród całej gamy niezwykłych dźwięków, jakie rodzą się w wyobraźni muzyków, otrzymujemy klimaty bliższe wcześniejszemu, eklektycznemu graniu z lekkimi nowymi domieszkami. No właśnie – owe "domieszki" stylów, łagodne eksperymentowanie. Lekko przebijają się instrumenty perkusyjne, pojawiły się charakterystyczne dla reagge brzmienia ("Mooncalf"), ambient i perkusyjny groove przenika się miłym acid-jazzowym graniem ("Oddweird", "Yum Yum Tree", "Plant Music"), bliskowschodnimi melodiami ("Magic Valley"). Melodie są spokojniejsze, mniej agresywnych dźwięków, więcej spokojniejszego grania i mniej efekciarstwa. Tradycyjnie już przesyt soczystymi solówkami gitarowymi ("Oolong, Oolong", "Yum Yum Tree") czy klawiszowymi ("Plant Music"). To, że brzmią jak totalny jam session nie powinno dziwić. Nikogo kto ich słyszał. Ma się wrażenie, że zespół włącza „record” i gra co popadnie ("Nakuru"), jednak całościowo brzmi mocno poukładane. I tu można sypnąć kolejnymi powtórzeniami nazw w stylu Gong, Hawkwind, A. Vollenweider etc czyli tuzy spacerockowego i ambientowego klimatu. Ozric Tentacles to mistrzowie przestrzeni. Ich muzyka wydaje się płynąć zewsząd i zagłębiać w każdą komórkę ciała. Paluszki same wystukują groove podążając za sekcją rytmiczną. Nie widziałem ich na żywo, choć na Burg Herzberg Festival w Wurzburgu w 2005 już prawie miałem bilet zaklepany. Macki Ozrica należą do zespołów głównie festiwalowych. Narodzili się 21 czerwca 1984 roku podczas Stonehenge Free Festival – 25 lat na scenie !!! Do naszego pięknego kraju nad Wisłą jeszcze nie zawitali. Przy muzyce, o charakterze bardziej relaksacyjnym – a takim są dźwięki spod paluszków kwartetu - ciężko widzę koncert na stojąco. Plener – najlepiej "woodstockowe" kostrzyńskie okolice. Legnąć na trawie (bez skojarzeń proszę), zamknąć oczka i wsłuchać się w kosmiczne granie.
Jestem bezkrytyczny. Wiem. Ale takie prawo recenzenta prezentującego całkowicie subiektywną opinię. Oooooodlooooot szanowni państwo. Miód. Kto lubi psychodeliczne, spacerockowe, dość nowoczesne granie – do sklepiku po krążek. Kto szuka ostrego progmetalowego łupania – recenzja obok ;)