ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Electric Light Orchestra ─ On The Third Day w serwisie ArtRock.pl

Electric Light Orchestra — On The Third Day

 
wydawnictwo: United Artists 1973
 
"Ocean Breakup/King of the Universe" – 4:07; "Bluebird Is Dead" – 4:42; "Oh No Not Susan" – 3:07; "New World Rising/Ocean Breakup (reprise)" – 4:05; "Showdown" – 4:09; "Daybreaker" – 3:51; "Ma-Ma-Ma Belle" – 3:56; "Dreaming Of 4000" – 5:04; "In the Hall of the Mountain King" (Edvard Grieg) – 6:37
 
Całkowity czas: 39:26
skład:
Jeff Lynne - Vocals, Guitars/ Bev Bevan - Drums, Percussion/ Richard Tandy - Piano, Moog/ Mike de Albuquerque - Bass, Backing Vocals/ Mik Kaminski - Violin (tracks 1-4)/ Mike Edwards - Cello

Additional
Marc Bolan - Guitar (tracks 7, 8)/ Wilf Gibson - Violin (tracks 5-9)/ Colin Walker - Cello - (tracks 5-9)/
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,18
Arcydzieło.
,11

Łącznie 48, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
21.04.2009
(Recenzent)

Electric Light Orchestra — On The Third Day

Co by było gdyby, w stawie rosły grzyby? Co by było gdyby Lynne kontynuował “linię progresywną” z drugiej płyty i ELO jeszcze bardziej zwróciłoby się w stronę prog-rocka? Nic by nie było, bo by tak nie było. A to z powodu samego lidera. Lynne był zbyt zafascynowany The Beatles, żeby wdawać się w związki z muzyką dosyć odległą od twórczości swoich idoli. I sama progresywność drugiej płyty ELO też wynika z miłości Lynne’a do Bitli, którzy chętnie wzbogacali aranżacje swoich piosenek o smyczki, czy nawet całą orkiestrę.

 Czy dwójka, to najbardziej porg-rockowa płyta Elektryków? Sądząc po długości utworów można powiedzieć, że pewnie tak, ale jeden z tych dłuższych, to trwający ponad osiem minut rock’n’roll. “On The Third Day” zawiera co prawda “aż” dziewięć utworów, a żaden z nich nie trwa więcej niż sześć i pół minuty. Ale trudno nie zauważyć, że pierwsze cztery utwory – od "Ocean Breakup/King of the Universe" do "New World Rising/Ocean Breakup (reprise)" tworzą leguralną suitę, trwającą ponad szesnaście minut, którą rozdzielono na cztery części, żeby nie przestraszyć potencjalnych słuchaczy. A na finał mamy przeróbkę z klasyki, dokładnie z Griega – czyli nieśmiertelne “W grocie króla gór”. Muzycznie obie te płyty są na podobnym (czyli wysokim) poziomie. Żadnej z nich nic pod tym względem nie brakuje, ale słychać, że przez ten rok, który dzieli ich wydanie, zespół dojrzał, okrzepł i zarobił kasę na lepsze studio. Co prawda ELO jeszcze całkiem nie dopracowało się swojego stylu, bo dopiero “Eldorado” jest ich taką pierwszą “kanoniczną” płytą. Jednak “On The Third Day” to bardzo dobry album, efektowny, na którym dużo się dzieje. Wspomniana suita/cykl utworów to najlepsza jej część – piękne melodie, zaaranżowane z rozmachem, bogate od smyczków, płynnie przechodzące jedna w drugą i nieco podobne do siebie, utrzymane w podobnym nastroju, tonacji, żeby tworzyły całość nie tylko dlatego, że są ze sobą połączone. Finał całej płyty też niezgorszy. Zastanawiam się co prawda, czy “elektryczna” transkrypcja kompozycji Griega jest bardziej efektowna, czy efekciarska, za to wcześniejszy “Dreaming of 4000” nie ma w sobie nic z muzycznego kuglarstwa – świetny utwór, wczesne ELO w całej swojej orkiestrowej okazałości. Innym bardzo ciekawym utworem jest instrumentalny “Daybreaker” – prosty, ale chwytliwy motyw perfekcyjnie rozpracowany przez klawiszowca. Lynne lubił też zamieszczać na płytach ELO kawałki stricte rockowe, a raczej rock’n’rollowe. Na “ELO 2” był pomysłowy cover “Roll over Beethoven”, na tej znalazła się autorska propozycja Jeffa – “Ma-Ma-Ma Belle”. Nie przepadam za tym aspektem twórczości ELO. Te wszystkie “Rock’n’Roll Is King”, “Hold on Tigh” czy podobne traktuję trochę jako dopust Boży. Jest – to jest, da radę to jakoś przełknąć. W tym wypadku wspomniany rocker nie ma żadnego negatywnego wpływu na moją ocenę trzeciej płyty Electric Light Orchestra.

 Elektrycy to jedna z tych kapel, które znam “od zawsze”, “od zawsze” lubię i słucham nieprzerwanie od podstawówki. Pieczołowicie nagrywałem na szpulach i kasetach, wszystko co tylko mogłem w radiu znaleźć – uzbierało się tego kilka godzin, głównie w postaci różnego rodzaju składanek. Potem przyszedł czas na płyty kompaktowe. A potem DVD. Zawsze byli dla mnie zespołem stricte użytkowym – po prostu czysta rozrywka, ale też zawsze uważałem, że jest to pop, czy pop-rock na najwyższym poziomie, klasa sama w sobie.

Aha, bym zapomniał - "On The Third Day" to moja ulubiona płyta ELO.

 

 


 

Okładka i wydawca z amerykańskiej edycji.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.