ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Electric Light Orchestra ─ Secret Messages w serwisie ArtRock.pl

Electric Light Orchestra — Secret Messages

 
wydawnictwo: Jet Records 1983
 
1. Secret Messages (Lynne) [04:44]
2. Loser Gone Wild (Lynne) [05:27]
3. Bluebird (Lynne) [04:13]
4. Take Me On And On (Lynne) [04:58]
5. Time After Time (Lynne) [04:01]
6. Four Little Diamonds (Lynne) [04:05]
7. Stranger (Lynne) [04:27]
8. Danger Ahead (Lynne) [03:52]
9. Letter From Spain (Lynne) [02:51]
10. Train Of Gold (Lynne) [04:21]
11. Rock ‘N’ Roll Is King (Lynne) [03:45]
Bonus Tracks: 12. No Way Out (Lynne) [03:26]
13. Endless Lies (Lynne) [03:25]
14. After All (Lynne) [02:23]
 
Całkowity czas: 56:10
skład:
Jeff Lynne – Vocals, Background Vocals, Guitar, Synthesizers, Bass Guitar, Piano, Percussion, Oberheim DMX. Bev Bevan – Drums, Percussion. Richard Tandy – Synthesizers, Grand Piano, Electric Piano, Harmonica, Oberheim DSX. Kelly Groucutt – Bass Guitar, Backing Vocals. Dave Morgan – Additional Backing Vocals. Strings Arranged and Conducted by Louis Clark. Mik Kaminski – Violin Solo. Dennis – Bark.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,10
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,3

Łącznie 24, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
04.03.2012
(Recenzent)

Electric Light Orchestra — Secret Messages

Jeeeezu, ale się to sypie. Trzynastka sobie poszła (zostawiając Romka w nieutulonym żalu), Cuddy też sobie poszła. Niby są nowe, ale w sumie jakby ich nie było, wyszłoby na jedno. Zwłaszcza skośnooka na razie nie prezentuje sobą zupełnie nic; Adams przynajmniej wygląda do rzeczy. Już lepiej było pod jakimś pretekstem ściągnąć znów Masters: ta przynajmniej miała charakter. No cóż: zapas ciekawych pomysłów się wyczerpał, wszyscy – aktorzy, scenarzyści, producenci – odczuwają już znużenie i zdają sobie sprawę, że popadli w rutynę, ale niestety – kontrakt zobowiązuje. Więc trzeba ciągnąć wózek dalej, choć tak naprawdę nikomu już się nie chce.

Dla Jeffa Lynne’a „Discovery” miało być ostatnią płytą Elektrycznej Orkiestry Kameralnej. Jeszcze przyjął propozycję stworzenia piosenek do dykotekowego musicalu „Xanadu” (chciał zarejestrować ze swoim zespołem całość ścieżki dźwiękowej, ale ku swojemu rozgoryczeniu musiał podzielić się rolą kompozytora z Johnem Farrarem) – i postanowił odłożyć ELO do szuflady i poświęcić się karierze producenta. Ale, jak się okazało, wciąż był jeszcze zobowiązany kontraktem do wydania trzech płyt pod szyldem Orkiestry. Z kontraktu się wywiązał, choć sam po latach wspominał te albumy z niechęcią, jako nagrane na odczepnego, bez serca.

Przynajmniej w przypadku „Time” – intrygującego concept-albumu o człowieku przeniesionym z roku 1981 do zdehumanizowanego świata roku 2095 – tak naprawdę ciężko było mówić o płycie zrobionej z musu: jednoznacznie elektroniczna, pop-rockowa muzyka ELO mimo wszystko nie była pozbawiona serca i życia, do tego Lynne stworzył cały szereg ciekawych, intrygująco zaaranżowanych, wpadających w ucho kompozycji. Kolejny album, „Secret Messages”, powstawał w trudnych warunkach: kompozycji powstało tyle, że wystarczyło na album dwupłytowy, jednak wytwórnia zmusiła Jeffa do przykrojenia całości do formatu pojedynczego albumu. Do tego w samym zespole zaczął się otwarty konflikt między Lynne’em a Kellym Groucuttem, który znalazł swój finał w sądzie. W rezultacie basista został zwolniony z zespołu, a w większości kompozycji na gitarze basowej zagrał sam Lynne.

Większość kompozycji, które z „Secret Messages” ostatecznie usunięto, po latach trafiła na składanki lub wypłynęła jako bonusy do kompaktowych reedycji; jedynym utworem z planowanej podwójnej płyty, jaki oficjalnie się nigdy nie ukazał, jest hołd dla Fab Four – „Beatles Forever” (został raz zaprezentowany publicznie podczas zlotu fanów; słabej jakości nagrania krążą w internecie). I po zapoznaniu się z nimi, można dojść do zadziwiającego wniosku: otóż, te odrzucone kompozycje są w istocie lepsze, ciekawsze niż wiele spośród tych, które na album trafiły. Bo w przeciwieństwie do „Time”, „Secret Messages” sprawia wrażenie płyty nagranej rzeczywiście trochę na siłę, w sporej części rutynowej, jakby nieco wymęczonej. Oczywiście – produkcja jest nienaganna (w warstwę muzyczną albumu Lynne wmontował całą masę puszczonych „od tyłu” przekazów – w odpowiedzi na oskarżenia różnych chrześcijańskich stowarzyszeń, że muzyka ELO w istocie zawiera w sobie właśnie takie ukryte satanistyczne przekazy). Ale same kompozycje już budzą mocno mieszane uczucia.

Utwór tytułowy ma swój wdzięk, dynamikę, zgrabną aranżację; mimo jednoznacznie elektronicznego anturażu, zachowuje w sobie coś z klimatu dawnej Orkiestry. Ballada „Loser Gone Wild”, mimo urozmaicenia w postaci dynamiczniejszych przerywników i zmian metrum, robi już wyraźnie gorsze wrażenie, ciągnie się też o jakieś półtorej minuty za dużo. Sporo zmian tempa i nastroju ma też w sobie „Bluebird” – całkiem udana poprockowa piosenka, próbująca łączyć bogate elektroniczne brzmienia z ciągle obecną w warstwie dźwiękowej gitarą akustyczną. Niewiele ciekawego dałoby się za to powiedzieć o „Take Me On And On”: banalna melodia, niezbyt ciekawa aranżacja, do tego całość znów ciągnie się o parę minut za długo. „Time After Time” (nieobecny w pierwszym wydaniu winylowym, tylko na kasecie i 12-calowym singlu) przynajmniej ma ciekawy pomysł wyjściowy (partia bębnów przypominjąca wojenny werbel, w zgodzie z antywojenną tematyką tekstu), choć sama piosenka znów wybitnym dziełem Lynne’a nie jest.

Druga strona wypada nieco lepiej. Gdy na składance „Light Years” natrafiłem na „Four Little Diamonds”, wydał mi się trochę za mało wyrafinowany i nieco toporny w porównaniu z innymi, wcześniejszymi nagraniami Orkiestry; na płycie ten dynamiczny, czadowy rocker wypada bardzo fajnie, ma swój charakter, elektronika i gitarowy riff bardzo ciekawie się ze sobą przegryzają; a że całości brakuje jakiejś większej finezji w aranżacji (za to sam beatlesowski mostek – cudo!), że sama melodia jest średnio wyrafinowana? – trudno. Na nieco podobnym motywie melodycznym opiera się kolejny utwór, słabszy niestety „Stranger” – z partiami gitary w stylu Marka Knopflera. „Danger Ahead” ładnie łączy gitarowe riffy i syntezatorowe inkrustacje, podkłady i solówki, ale sama melodia jest niestety banalna. Ciekawiej wypada oszczędny, nastrojowy „Letter From Spain”. „Train Of Gold” przy dość banalnej melodii ma znów knopflerowskie partie gitary, dodatki smyków i harmonijki ustnej, które nieco podnoszą ogólny poziom tej kompozycji. A na koniec mamy największy przebój (13.miejsce w Anglii; tytułowy utwór utknął na 48.miejscu, „Four Little Diamonds” doczołgało się do 84., a „Stranger” na Wyspach nie zapunktował w ogóle) i obok utworu tytułowego najbardziej udany fragment płyty: zgrabnie zelektronizowaną odmianę klasycznego rock’n’rolla, z wtopionym w syntezatorowe tło krótkim solem skrzypiec w wykonaniu Mika Kaminskiego, w peanie na cześć tejże muzyki: „Rock ‘n’ Roll Is King”. (Pierwotnie utwór ten nazywał się „Austin Longbridge” i opowiadał o pracy w fabryce samochodów, a w warstwie rytmicznej sporą rolę odgrywały odgłosy pracy fabrycznych maszyn).

Wersję CD uzupełniają trzy kompozycje, niegdyś odrzucone przy okrajaniu pierwotnej wersji „Secret Messages” do pojedynczego albumu. Najciekawszy z całej trójki „No Way Out” bliski jest klasycznego rock’n’rolla, z dodatkiem jazzujących partii fortepianu i syntezatorowych inkrustacji. „Endless Lies” to całkiem zgrabna, acz banalna pop-rockowa piosenka. I na koniec mamy „After All”: delikatny, orkiestrowy utwór instrumentalny.

A co z tej płyty jeszcze odrzucono? Przede wszystkim odę do Birmingham, efektownie zorkiestrowany utwór „Hello My Old Friend” – najbardziej udany fragment powstały podczas pracy nad ”Secret Messages”, bardzo udanie łączący zelektronizowane granie zespołu z bogatym brzmieniem orkiestry, wręcz sprawiający wrażenie nieco unowocześnionego brzmieniowo, zapomnianego fragmentu płyty „Eldorado”! Pominięcie tej kompozycji przy zachowaniu banałów w rodzaju „Loser Gone Wild” czy „Take Me On And On” jest co najmniej zaskakującą decyzją. Pominięcie „Buildings Have Eyes” dziwi dużo mniej: to jednoznacznie elektroniczny, synthpopowy, całkiem przebojowy, ale nie do końca pasujący do reszty nagrań utwór, przypominający nagrania Orchestral Manoeuvres In The Dark. O „Beatles Forever” – sympatycznym, udanym rockowym kawałku, zgodnie z tytułem utrzymanym w klimacie nagrań Fab Four – już było. Ostatnim odrzuconym fragmentem jest bardzo ładna ballada „Mandalay”, nieco beatlesowska w klimacie, z niby-melotronowym, chóralnym tłem.

Dlaczego na „Secret Messages” zabrakło paru najbardziej udanych fragmentów całej sesji, podczas gdy na płycie znalazło się kilka utworów słabych – to wie chyba jedynie Jeff Lynne. Możliwe, że w rewanżu za zablokowanie koncepcji podwójnego albumu złośliwie dał wytwórni płytę słabszą, niż mógł, że celowo pominął najlepsze fragmenty. Możliwe też, że po prostu losy „Messages” były mu obojętne. Płyta nie była promowana koncertami, Bevan przyjął zaproszenie od Black Sabbath, by zastąpić na okoliczność trasy koncertowej „Born Again Tour” Billa Warda, Lynne poświęcił się pracy nad nagraniami solowymi, w czym pomagał mu Tandy. I tak Elektryczna Orkiestra Kameralna, po angielsku, zeszła z rockowej sceny. Na pewien czas.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.