ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Popol Vuh ─ In den Gärten Pharaos  w serwisie ArtRock.pl

Popol Vuh — In den Gärten Pharaos

 
wydawnictwo: Spalax Music 1971
 
1. In den Garten Pharaos [17:37]
2. Vuh [19:48]
 
Całkowity czas: 37:33
skład:
Florian Fricke – Moog-Synthesizer, Orgel, Fender Piano / Holger Trülzsch – Afrikanische, türkische Percussion / Frank Fiedler – Moog-Synthesizer, Mixdown
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,10

Łącznie 14, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Ocena: 8++ Arcydzieło.
25.03.2009
(Recenzent)

Popol Vuh — In den Gärten Pharaos

Zanim ukazała się płyta In den Gärten Pharaos muzycy Popol Vuh mieli już za sobą pierwszą „kwaśną” podróż, Affenstunde. Nie chodzi bynajmniej o niesłuszne posądzanie Floriana Fricke o to, że regularnie spożywał tzw. mushroom tea w porze tea-time, a raczej o zgłębianie za pomocą Mooga – syntezatora wyposażonego w różnego rodzaje przełączniki i pokrętła - dotąd niezbadanych obszarów muzyki elektronicznej, której samo brzmienie było na tyle psychodeliczne, iż mogło stanowić znakomite tło dla prawdziwego „odlotu”. Godzina małp była, w przenośni i dosłownie, śmiałym skokiem do mętnej wody z bardzo wyraźnie słyszalnym pluskiem, który rozpoczął krótką przygodę poszukiwań kosmicznej ekstazy z elektroniczną zabawką (1).

Owocem tych poszukiwań są wyżej wspomniane Ogrody faraonów – monumentalne dzieło skomponowane z epickim rozmachem i wypełnione ogromem decybeli. Ten najdojrzalszy owoc pracy niemieckiego zespołu został podzielony na dwie równe części. Pierwsza z nich to „In den Gärten Pharaos” charakteryzująca się surową melodyką i wzbudzająca u odbiorcy same mroczne konotacje. Ta sama „ścieżka” z Ogrodów faraonów wiedzie nas przez odległe galaktyki posypując nasze rozpalone od gorączki wrażeń głowy gwiezdnym pyłem i porażając nasze karłowate zmysły bezmiarem kosmosu. Lekkość i swoboda z jaką wysączają się dźwięki z Ogrodów faraonów sprawia, że granice zacierają się, ustalone formy łamią, a poczucie czasu znika zupełnie przynajmniej do momentu wyciszenia. Wraz z gasnącymi dźwiękami finałowej kody na fortepian Fendera następuje krótka pauza, po której hucznie rozbrzmiewa niesamowity, majestatyczny ryk organów kościelnych niemalże wypruwający membrany głośników z ich zawieszenia w kolumnach. „Vuh” nagrany na żywo w kościele otwiera drugą, równie ciekawą część płyty. Rytualne dudnienie afrykańskich i tureckich instrumentów perkusyjnych i surowo grzmiący ton organów przygniatają nastrojem niezmierzonej grozy budząc trwogę przed tym, co dzikie, prymarne i nieokiełznane. Od czasu do czasu z tego kosmicznego zgiełku dociera upiorne zawodzenie będące, być może, na wpół zapomnianym głosem przodków z odległej o tysiące bezgwiezdnych nocy otchłani czasu. Po prawie dwudziestu minutach nieustającego crescendo wszystko ucicha i wraca do punktu wyjścia pozostawiając słuchacza w przyjemnym odurzeniu i tylko rychły powrót do rzeczywistości może paradoksalnie wywołać przykry bummer (2). Choć zawsze można zakpić sobie z kryzysu ponownie wciskając guzik z napisem playback, co nic nie kosztuje, prócz minimalnie wyższej raty za prąd.

In den Gärten Pharaos to skupienie całej pozytywnej energii kosmosu na jednym małym srebrnym krążku - taki hiper energetyczny space bull. Wszak przedawkowany może czasem znudzić człowieka, podany w odpowiednich proporcjach uniesie go higher.


 

(1). Idea „skoku do wody z pluskiem” zaczerpnięta z wycinka ciekawej recenzji umieszczonej na stronie amerykańskiego Amazonu przez osobę o nicku woodside 411 i odnosząca się do pierwszych sekund debiutanckiej płyty "Affenstunde" zespołu Popol Vuh (2). Bummer – nieprzyjemne doznanie po zażyciu psychodelików
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.