Na początku była kaseta Studio 95 Demo. Hm... chyba nie - na początku był Marillion. Cholera, też nie. Na początku był Twelfth Night? Znowu pudło. Na początku był Pink Floyd i Genesis. O! teraz już lepiej. Tak naprawdę to na początku było Słowo, ale tutaj chyba nie o tym. Galahad utworzony przed 1985 r. zaczynał od koncertowych coverów Wielkich Dawnych i Tych Co W Okolicach 1980 r. Przejęli Po Nich Schedę Rozwijając Ją W Różnych Kierunkach. Podniosłe określenie, ale chyba jednak prawdziwe. Tak czy siak to właśnie owe korzenie Galahad.
Zajmiemy się tu kasetą z 1994 r. o tytule znanym już wcześniej. Czemu akurat kasetą? Ano dlatego, iż nie wyobrażam sobie recenzji materiału z In A Moment Of Complete Madness bez suity Aries - pojawiła się ona na kasetowej wersji albumu z 1993 r., który z kolei sam w sobie stanowił wznowienie starszej kasety z 1989 r. zawierając trzy dodatkowe nagrania: Painted Lady, Ghost Of Durtal oraz Welcome To Paradise. W 1994 r. do całości materiału doszła wspomniana Aries. Hm... pewnie wszystko to trochę poplątane, niemniej cóż poradzę? - ważne, że utworowe towarzystwo znalazło się nareszcie w komplecie i można o nim coś napisać. Nawet wypada napisać. W chwili obecnej Galahad ma na swym koncie trzy inne regularne albumy - Nothing Is Written (1991), Sleepers (1995) oraz Following Ghosts (1998) plus uroczy odprysk w postaci projektu Galahad Acoustic Quintet - Not All There nie licząc dokonań koncertowych tudzież kompilacyjnych. Więc czemu akurat opowiadam o takiej dziwnej składance? Proste: to moje ulubione dzieło naszych bohaterów, z którym emocjonalnie jestem najbardziej związany. Na dodatek ukazuje ono oblicze zespołu na przestrzeni co najmniej 5 lat będąc znakomitą wizytówką tej bardzo ciekawej i bardzo ważnej dla Nowej Progresji formacji. A poza tym przed nami nowy album grupy i te słowa to tak trochę tytułem małego przypomnienia o chłopakach.
Początek Szaleństwa stanowią piosenki. Tylko i aż piosenki. Hm... neoprog niczego tu aż tak bardzo nie uprościł. Pink Floyd, Genesis, Camel czy Caravan też czasem nagrywali piosenki. Piękne i przejmujące, choć tylko piosenki. Może niegdysiejsze instrumentarium było bogatsze, może wzorce bardziej ambitne. Choć z kolei umniejszać wzorce neoprogu to tak jakby umniejszać samych Wielkich Dawnych. Ja wiem, niekiedy chodzi o zawężenie inspiracji do Tych Co W Okolicach 1980 r. Przejęli Po Wielkich Dawnych Schedę Rozwijając Ją W Różnych Kierunkach. Fakty faktami, jakkolwiek w odbiorze muzyki nie ma żadnych faktów. Z drugiej strony gusta gustami - nie skreślajmy więc na starcie takich formacji jak Galahad bo one też dołożyły mnóstwo cegiełek do oblicza progowego piękna. Tak naprawdę liczy się te ledwie kilka sekund gitarowej czy syntezatorowej solówki podczas której wilgotnieją nam oczy - tym bardziej jeśli:
"Jesteśmy zagubieni w nostalgii
Ale patrzymy w przyszłość"
Muzyka wybrzmiewa w głośnikach, zaś my
"Toniemy w rzece refleksji nad przeszłością
Złapani przez wartkie nurty
W pułapce między skałami
Wodą - tak czystą jak światło dnia"
Niechaj nam żyją urocze, neoprogowe piosenki, tym bardziej, iż recenzowane dokonanie wcale się na nich nie kończy. Zanim o dłuższych formach jeszcze słówko o prześlicznej balladce Painted Lady. Wielu z nas przeżywa obecnie chwile wzruszeń oglądając pierwszą odsłonę kinowej ekranizacji Władcy Pierścieni. Czyż ten tekst nie kojarzy Wam się z odbiorem postaci Galadrieli oglądanej zachwyconymi oczyma Sama lub Gimli'ego?
"Proszę, moja malowana damo
Tak pragnę byś została"
Córka Finarfina pozostała jednak Galadrielą i odpłynęła za morze wyrzekając się wielkości pięknej i strasznej jak świt oraz noc królowej zajmującej miejsce Czarnego Władcy. A czyż o niej nie mogłaby opowiadać i treść Pani Mesjasz - to już raczej by było spojrzenie oczami Aragorna? O Gandalfie nie wspominam bo ten stary, czerstwy piernik był jak uosobienie Palantiru - był tym co spogląda daleko.
"Zatem musimy próbować
Musimy współdziałać, być jedną osobą
Dostrzec rację
Ona przemawia
Językiem prawdy
Musimy słuchać i wypełnić
Tę misję zbawienia
Naszego zbawienia"
Sama zaś, niezwykle zróżnicowana muzyka przypomina malutkimi fragmentami, iż
Galahadowi zdarzało się przedstawiać na koncertach nagrania... Rush. Heh, cóż
za piękna sprawa - mój Iluvatarze, cóż za piękna...
Druga strona recenzowanego dokonania to trzy długaje. Trzy prawdziwie mistrzowskie
neoprogowe utwory z przepięknymi melodiami, którym zmiany tempa i klimatu dostarczają
tym większego blasku. Wysmakowana struktura i aranżacja sprawiają, iż ta muzyka
przepływa obok nas tak lekko i zwiewnie - czasami nie jesteśmy pewni czy to tylko
ulotny, pomykający cień lub sen. Atmosfera Ducha Durtalu pachnie na dodatek
prawdziwą wycieczką w cieniu starego, malowniczego zamczyska skrywającego w sobie
coś co nas zachwyca, ale czego do końca nie potrafimy opisać. A Witamy w Raju?
Początek tego kawałka kojarzy mi się z She Chameleon Mistrzów z Marillion, tyle
że... może i wygłoszę herezję, ale Galahad rozwinął utwór w znacznie lepszym,
ciekawszym kierunku. Czasami uczeń przerasta mistrza, co dla tego ostatniego nie
powinno być powodem do frustracji, ale raczej dumy. Słuchający zbliża się do grających,
coraz bliżej i bliżej aż w końcu stają się jednością i chyba nie tylko na tę jedną
noc - w końcu jesteśmy w raju. I wreszcie finałowy, pełen dostojeństwa Aries. To
prawdziwy manifest. Przytoczę tu tłumaczenie Katarzyny Mality z wkładki w
wydaniu - Prog Rock Music PRM002 bo sam nie potrafię oddać tego piękniej:
"Pójdziemy za głosem naszych serc
Pójdziemy śladem naszych marzeń
Staniemy murem jak jeden mąż
Za tym w co wierzymy
Nie poddamy się testowi mediów
A negatywne opinie prasy muzycznej
Tak naprawdę nic nas nie obchodzą
O, nie była to droga usłana różami
Przeżyliśmy też kilka upadków
Ale podnosimy się
Stojąc mocno nogami na ziemi
Tworzymy tylko muzykę pełną głębi i melodii
Uczucia radości mocy i czystej energii
A na naszych twarzach wciąż pojawia się uśmiech
Na wszystkich twarzach pojawia się uśmiech!"
Na mojej na pewno. W tych słowach nie ma cienia bufonady czy zarozumiałości. Nie, kiedy zespół tak potrafi porwać swoją muzyką i postawą bezkompromisowości. Galahad był już wtedy i wciąż pozostaje jednym z najwybitniejszych przedstawicieli brytyjskiej sceny neoprogresywnej. Na dodatek to formacja wciąż poszukująca i wyznaczająca brytprogowi nowe horyzonty co chyba przyzna każdy po odsłuchu transowych rytmów z Following Ghost czy tzw. Amaranth Sequence ze Sleepers. A przed nami przecież nowy album.