"Towarzyszu podróży,
zbudowałeś byt swój zasklepiając jak termit wyloty ku światłu
i zwinąłeś się w kłębek w kokonie nawyków,
w dławiącym rytuale codziennego życia, i choć przyprawia cię on co dzień o szaleństwo
mozolnie wzniosłeś szaniec z tego rytuału przeciw wichrom, przypływom, gwiazdom
i uczuciom.
Dość trudu cię kosztuje by co dnia zapomnieć swej kondycji człowieka."
Nawyki.
Pu-erh z miętą – bo to dobry podkład.
Lexotan 3 mg – pewnie, że na szajbę, bo jeśli człowiek boi się wyjść pod otwarte niebo…
Isoptin 80 mg – żeby serducho nie nawaliło, choć… przecież tego chcę…
Plus jakieś witaminy – koniecznie z magnezem.
A potem, by zachować równowagę, wypłukać poprzednie resztki magnezu tudzież wzmocnić Lexotan – 0,5 litra wina. Musi być białe, dobrze schłodzone, najlepiej reisling, gdyż dobrze komponuje się z aronią lubo z nektarem z czarnych porzeczek.
Łatwiej przełknąć, łatwiej przyjąć.
I można żyć, funkcjonować.
Bo znów ten kierat. Znów jakby ktoś przedzwonił mi w mordę podsyłając kolejne płytki do recenzji.
Nowy Pain Of Salvation – a bo podobno przełom.
Nowy Dream Theatre – a bo podobno jeszcze większa cyberiada.
Nowy Sylvan – a bo podobno rewolucja w neoprogu.
Nowy…
Albo remastery starych dokonań – ten sam szajs, tylko w nowym opakowaniu.
Ledd Zeppelin
Genesis
Yes
King Crimson
Starczy.
Nowy, stary – jaka różnica? Przecież to jeden reg.
Kurwa, ja pierdolę.
A przecież muzyką zawsze wstrząsała awangarda. Tylko dlaczego każda awangarda ma moją muzyczną wrażliwość za nic?
Nie chcę już kląć. Ale dlaczego?
A tak w ogóle…tak w ogóle zawsze czekałem na swoją płytę marzeń. Bo w moim życiu nie ma miejsca ani czasu na płytę "z krwi i kości". Nie ma. Może być tylko przybliżenie, namiastka.
I o tej płycie, o tym przybliżeniu nie napiszę nic więcej ponad to, iż jest piękna i że ją kocham. To tak jak z umiłowaną kobietą – jej się nie opisuje bo to daremny wysiłek, ją się przedstawia. Zatem przedstawiam Państwu ostatnią już propozycję z mojej strony i niniejszym tekstem z Państwem się żegnam: Alphaville – Forever Young. To na tej płycie się wychowałem, późniejsze muzyczne wycieczki są... tylko wycieczkami, zaś tak płyta jest moim domem. Czy muszę pisać coś więcej?
Znów zapada zmrok. Znów włożę sobie słuchawki na uszy, by podczas odsłuchu wylać nasienie na bezpłodną gazetę. Ale powstrzymam się od modlitwy – bo to nie w moim stylu.
"Teraz glina, z której zostałeś stworzony wyschła i stwardniała. Nikt już się nie dobudzi w tobie astronoma, muzyka, altruisty, poety, RECENZENTA, człowieka, którzy zamieszkiwali może ciebie kiedyś.".
Hołd składam Markowi Koterskiemu, głównie za:
Dom Wariatów
Życie wewnętrzne
Nic śmiesznego
Ajlawju
Dzień świra
Wszyscy jesteśmy Chrystusami